Mateusz Możdżeń – wielki, zmarnowany talent czy przedwcześnie rozbudzona nadzieja?


Kiedyś strzelał Manchesterowi City, teraz trafił do Zagłębia Sosnowiec

16 stycznia 2019 Mateusz Możdżeń – wielki, zmarnowany talent czy przedwcześnie rozbudzona nadzieja?

Ileż to w historii ekstraklasy mieliśmy zawodników okrzykniętych mianem wielkiego talentu. Czasami wystarczały dwa proste kopnięcia piłki, by na dobrych kilka lat przykleić delikwentowi taką łatkę. Nasi piłkarze chętnie z niej korzystają, długo "jadąc" tylko na dobrej opinii. Trzeba powiedzieć wprost, że szybko potrafi to także sprowadzić takiego zawodnika do poziomu przeciętnego ligowca.


Udostępnij na Udostępnij na

Mateusz Możdżeń jest wzorowym wręcz przykładem takiego piłkarza. W ekstraklasie debiutował już w październiku 2009 roku w wieku 18 lat i wówczas wydawało się, że dołączy do grona wypromowanych przez poznańskiego Lecha zawodników. W sezonie 2009/2010 rozegrał 12 spotkań i przyczynił się do zdobycia przez „Kolejorza” mistrzostwa Polski. Siłą rzeczy musiał mieć więc to „coś”, że w tak młodym wieku stał się podstawowym graczem czołowej krajowej drużyny.

Bomba z City…

Oczywiście pierwszym obrazem, jaki przywoływany jest w związku z już 27-letnim wychowankiem Ursusa Warszawa, jest cudowna bramka zdobyta w meczu z Manchesterem City. Niczym niegdyś Sebastian Mila w barwach Groclinu Możdżeń trafił do siatki angielskiego klubu.

Warto jednak dodać, że sam drugi sezon w jego wykonaniu nie był wybitny. Wydawało się, że po debiutanckim sezonie, w którym zaliczył 12 spotkań w mistrzowskim zespole, raptem stanie się jego podstawowym graczem. Tak się nie wydarzyło, rozgrywki rozpoczynał w drużynie Młodej Ekstraklasy. Dopiero w 11. kolejce, po udanym meczu w 1/8 Pucharu Polski (4:1 z Cracovią), otrzymał szansę w ligowym starciu z Wisłą, również wygranym 4:1, w którym zaliczył jedno trafienie.

Potem przyszedł mecz z City, który obrósł już legendą, między innymi właśnie przez wzgląd na tego gola. Było to spotkanie czwartej kolejki fazy grupowej Ligi Europejskiej, a Lech grał na własnym stadionie i to właśnie trafienie 19-letniego wówczas Możdżenia przypieczętowało wynik 3:1.

… i stagnacja

To, co mogło być motorem napędowym dla młodego piłkarza, okazało się poniekąd jego przekleństwem. Od tamtej chwili stał się bowiem zawodnikiem określanym mianem wielkiego talentu z dobrym uderzeniem z dystansu.  Następny sezon, tj. 2011/2012, miał się okazać przełomowy, bowiem Możdżeń wchodził już w wiek, w którym powinien kształtować się jako piłkarz.

W istocie był on podstawowym zawodnikiem Lecha, grał sporo, strzelił cztery bramki w 26 spotkaniach, co było całkiem przyzwoitym rezultatem. Niestety trudno było go jednak wyróżnić za jakieś konkretne elementy w grze, na co zwracało uwagę wielu ekspertów. Możdżeń był po prostu solidną częścią czwartej ekipy T-Mobile Ekstraklasy. Tylko tyle.

Tylko, ponieważ oczekiwania wobec niego zdawały się być znacznie większe. Mówiono o szybkim transferze zagranicznym, obserwacji ze strony solidnych europejskich klubów. Tym bardziej że swoją markę zaczynał budować wówczas Robert Lewandowski, z którym Możdżeń miał okazję występować jeszcze w sezonie 2009/2010. Tymczasem już w czerwcu 2013 roku, na rok przed zakończeniem kontraktu, w mediach znów zaczęły pojawiać się informacje o jego rzekomym transferze. Tym razem za zaledwie 180 tys. euro do pogrążonego w kryzysie Panathinaikosu…

Sport.dziennik.pl

Ligowa szarzyzna

Kto wie, czy gdyby wtedy w wieku 22 lat Możdżeń zdecydował się na transfer, to nie byłaby to dobra decyzja. Być może potrzebował zmiany otoczenia, w Poznaniu nie wiązano z nim już bowiem większych nadziei, zaczęto wręcz mówić w jego kontekście o rozczarowaniu.

Swoją karierę w Lechu zakończył w sezonie 2013/2014. Jego bilans stanął na 131 spotkaniach, w których zdobył 12 bramek i zaliczył tyle samo asyst. Wynik mimo wszystko dość przyzwoity, patrząc na to, że oprócz gry na nominalnej pozycji środkowego pomocnika zdarzało mu się również występować jako prawy obrońca.

Następnym przystankiem w jego karierze stała się więc Lechia Gdańsk. Do klubu trafiał jeszcze za kadencji niezbyt pozytywnie wspominanego Portugalczyka, Quima Machado. Gdańszczanie nie osiągali wówczas zadowalających rezultatów, a były zawodnik Lecha nie wyróżniał się wśród swoich kolegów. Co ciekawe, po zwolnieniu Machado na ławce trenerskiej podczas gry Możdżenia w Gdańsku pojawiło się jeszcze trzech trenerów.

Koniec końców w listopadzie 2014 roku w Lechii zatrudniony został obecny selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Brzęczek. Brzęczek stawiał na Możdżenia, jednak ten niczym szczególnym się nie wyróżniał i po sezonie pożegnano się z nim bez większego żalu.

Degradacja i odbudowa

Raptem okazało się, że urodzony w Warszawie pomocnik ma już 24 lata. Nagle przestał być postrzegany jako zawodnik z umiejętnościami dla czołowych klubów. Przejście do Lechii można było oceniać w ramach kroku w tył, by wykonać dwa do przodu, jednak gdy w czerwcu 2015 roku trafiał do Podbeskidzia, nie można było tego określić inaczej niż degradacja.

Z bielskim klubem ostatecznie spadł z ligi, aczkolwiek wypada tu podkreślić, że należał tam do czołowych graczy. Rozegrał 35 spotkań, pokazał się z całkiem przyzwoitej strony. Przypomniał nawet o tym, że potrafi uderzyć z dystansu, w przekroju całego sezonu zdobył cztery bramki.

https://ekstraklasa.tv/bramki/podbeskidzie-piast-21-mozdzen-przypomnial-sobie-mecz-z-city-kapitalne-uderzenie-z/4b4s98

Mimo relegacji jego zespołu z ligi Możdżeń utrzymał się na ekstraklasowej powierzchni. Przed sezonem 2016/2017 trafił do kieleckiej Korony. Pierwszy sezon w barwach nowego klubu wypadł w jego wykonaniu naprawdę przyzwoicie. W 36 spotkaniach zdobył cztery bramki i zaliczył pięć asyst, zaczęło się nawet mówić, że wreszcie nawiązuje do swoich najlepszych występów z Lecha.

Miała być Europa, będzie I liga?

Niestety, ale znowu były to miłe gorszego początki. Następny sezon w wykonaniu Możdżenia był powrotem do ligowej przeciętności. Mimo że grał nadal sporo i to już pod wodzą wymagającego Gino Lettieriego, to znowu nie można było o nim powiedzieć nic więcej niż tylko średni ligowiec.

Nie mógł więc zaskoczyć fakt, że w tym sezonie grał już mniej, często schodząc z boiska w okolicach 60. minuty. Trener Lettieri nie należy do szkoleniowców przywiązujących się do nazwisk, dlatego bez większych sentymentów Możdżeń został wyznaczony „do odstrzału”.

Korona należy co prawda do czołowych klubów ekstraklasy, niemniej ostatnie półtora sezonu w wykonaniu bohatera naszego tekstu było nijakie. Jego transferu do Zagłębia Sosnowiec nie można więc rozpatrywać w kategoriach niespodzianki.

Mateusz Możdzeń to sztandarowy przykład zawodnika, który przedwcześnie został okrzyknięty mianem „wielkiego talentu”. Jedna bramka z Manchesterem City spowodowała, że na stałe przylgnęła do niego łatka „tego z dobrym uderzeniem”. Czy ten osąd wpłynął na jego dalszą karierę?

Trudno powiedzieć, na pewno jednak gracz aspirujący do poważnej kariery musi radzić sobie z taką presją. Przypadek Możdżenia pokazuje, że mentalność jest jednym z ważniejszych czynników, szczególnie w przypadku piłkarzy, którzy błyszczą już w juniorskim wieku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze