Bezlitosny czas sprawił, że możliwości jakie mieli przed laty wspomniani zawodnicy nie zostało zbyt wiele. Nadszedł moment, że obaj panowie mogli zmierzyć się na przeciwko siebie, przy pełnych trybunach, o których pewnie marzyli będąc dziećmi, w klubach z tradycjami, w których zresztą grają. Szkoda jednak, że tylko w II lidze.
Miało być inaczej, lepiej. Wyszło jednak tak jak wyjść nie powinno. Kariera Mateusza Możdżenia i Adriana Błąda wyglądać miała inaczej. Ten pierwszy zresztą do świata seniorskiej piłki wszedł niczym Tomasz Adamek do wagi ciężkiej, gdy rzucał na deski legendę Andrzeja Gołotę. Jak zresztą inaczej nazywać grę w europejskich pucharach polskiego zawodnika, który strzela gola na Etihad Stadium w barwach Lecha Poznań?
Błąd choć nie miał takiego rozgłosu jak jego kolega, również zapowiadał się ciekawego zawodnika, z którego polska piłka będzie miała jeszcze wiele radości. Z talentów, którym kariera miała potoczyć się do przodu pozostało kilka miłych wspomnień. Obaj mają być liderami swoich klubów i razem z nimi wywalczyć awans do I ligi.
Podobna droga
Łączy ich wiek, a różnica polega na kilku miesiącach. Mateusz Możdżeń zasmakował pucharów, mistrzostwa Polski i tylko brak w jego gablocie drugiego z trofeów jakie można zdobyć na polskich stadionach. Adrian Błąd to drugie zdobył i choć nie mógł liczyć na występy przeciwko europejskim gigantom również zapowiadał się piłkarza mającego duży talent.
Gdzieś jednak przepadli. Pierwszy zniknął w Lechu Poznań, błąkając się później po innych klubach ekstraklasy, po czym wylądował na jej zapleczu. Dziś nawet o ten szczebel rozgrywek wraz z powstającym z popiołów niczym feniks Widzewem musi jeździć po stadionach, by na nich wywalczyć prawo gry w 1. lidze.
Kariera w tym czasie Adriana Błąda przebiegała podobnie. 28-letni dziś piłkarz też szukał swojego miejsca w różnych częściach piłkarskiej Polski i również poprzez zaplecze ekstraklasy znalazł się na trzecim poziomie rozgrywkowym.
Obaj mieli stać się liderami Widzewa i GKS Katowice, klubów o wielkich tradycjach, których miejsce powinno być wyżej. Nic jednak w życiu nie ma za darmo, dlatego obaj wraz z odradzającymi się zespołami walczą o swoją przyszłość, bo jeszcze nie jest powiedziane, że obaj nie zabłysną.
Bezpośrednie starcie
19 października 2019 roku, Adrian Błąd będący kapitanem GKS Katowice wyprowadza swoich kolegów na stadion Widzewa tętniący życiem, na którym wszyscy czekają aż na miarę swojego potencjału grać będzie Mateusz Możdżeń. Pierwszy jak i drugi grają poprawnie, obaj w drugiej połowie schodzą, by dać szansę innym i obaj mogą czuć niedosyt. Mecz kończy się remisem 1:1.
Z wysokości trybun wydawałoby się, że lepsze nieco wrażenie pozostawia zawodnik w żółtej koszulce. Błąd jak na kapitana i lidera zespołu przystało, całkiem ciekawie radził sobie z rozrzucaniem piłek do przodu. Szczególnie było to widać w drugiej części gry, kiedy Widzew zredukował bieg albo GKS wrzucił go na wyższy.
Możdżeń raczej mało widoczny nie sprawiał podobnego wrażenia co jego przeciwnik z GKS, nic zatem dziwnego że trener Marcin Kaczmarek postanowił dać szansę komuś innemu. Po spotkaniu wszystkie strony mogą odczuwać niedosyt. Żaden z zawodników nie podreperował swoich statystyk, co może, a nawet powinno trochę dziwić.
Jeszcze będzie o nich głośno
To że obaj mają talent dowiedziała się cała piłkarska Polska. Trudno jednak jak widać przychodzi im udowadnianie tego w każdym spotkaniu. Grając jednak w klubach mierzących wysoko, bo Widzew jak i GKS liczą na awans, trzeba zrobić swoje i dać o sobie przypomnieć, jeśli myśli się poważnie o powrocie na salony.
28 lat to wiek dla piłkarza w sam raz. Ma się wówczas duże doświadczenie, a i przy odrobinie talentu grzechem jest marnowanie tego na boiskach drugoligowych.
Można zakładać, że oba zespoły już niebawem wywalczą sobie awans na zaplecze ekstraklasy, bo pozwalają na to odpowiednio silne kadry klubów, pieniądze i brak mimo wszystko rywali mających taki potencjał. W dodatku drugoligowcy mogą cieszyć się z baraży, które jeszcze zwiększają szanse awansu.
Będąc w takim położeniu Błąd jak i Możdżeń mogą wrócić do 1. ligi, a z niej już niedaleko do ekstraklasy. Taki scenariusz dla jednego i drugiego zawodnika, którzy mogliby w tym czasie kończyć 30 lat byłby wspaniałym prezentem.