Mateusz Lipp raptem kilka dni temu został wypożyczony do Podbeskidzia z niemieckiego Schalke 04. Nam opowiada o tym, dlaczego zdecydował się kontynuować karierę w Bielsku, o jej początku i testach zarówno w Arsenalu, jak i Manchesterze. Nie zabrakło oczywiście wątków z pobytu w Niemczech, ale i tematów pozaboiskowych. Zapraszamy!
Za Tobą już pierwsze treningi w Podbeskidziu, jak się czujesz w nowym zespole?
Czuję się bardzo komfortowo. Nie spodziewałem się, że drużyna w tak pozytywny sposób przyjmie mnie jako młodego zawodnika. Naprawdę złapałem fajny kontakt z większością zawodników. Znamy się dopiero dwa dni, więc myślę, że nasze przyjaźnie będą się jeszcze nawiązywały w dalszych dniach, ale jestem pozytywnie zaskoczony i liczę oczywiście na owocną współpracę z tym zespołem.
Co spowodowało, że na pierwszy klub w seniorskiej piłce wybrałeś właśnie drużynę z Bielska?
Samo zainteresowanie Podbeskidzia moją osobą było dość ciekawe, ponieważ jestem młodym zawodnikiem. Zauważyłem szansę grania w pierwszej lidze, a to jest dla mnie bardzo fajna opcja. Choć oczywiście wiem, że przede mną jeszcze długa walka o skład. Podbeskidzie przedstawiło ciekawe warunki wypożyczenia z opcją wykupu. Po rozmowie z dyrektorem czy też trenerem razem zdecydowaliśmy się więc na ten krok w stronę „Górali”.
Mogłeś zostać w Schalke?
Szczerze mówiąc, Schalke nie było za bardzo skłonne, żebym odchodził na wypożyczenie. Zdecydowali się jednak na to pod warunkiem, że przedłużę z nimi kontrakt. Tak też zrobiłem. Przedłużyłem umowę o kolejny rok i zostałem wypożyczony do Podbeskidzia.
To teraz wróćmy do samego początku. Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie z piłką?
Z tego, co pamiętam, to moje pierwsze wspomnienia to młodzieńcze lata w wieku około dziesięciu lat, kiedy grałem w Ruchu Radzionków. Wtedy dwa razy zdobyliśmy mistrzostwo województwa i z tego rocznika parę chłopaków już jest gdzieś tam znanych. Czy ja czy też Piotr Starzyński, który teraz gra w Wiśle Kraków w ekstraklasie, też jest z tamtej ekipy. Do tego takie młodzieńcze bawienie się piłką, nieprzejmowanie się żadnymi problemami. Ale również czerpanie radości z futbolu i to zostało do teraz, bo wydaje mi się, że w piłkę można grać tylko wtedy, gdy czerpie się z niej w stu procentach radość.
Jak to się stało, że zostałeś piłkarzem? Kto zaprowadził Cię na pierwszy trening?
Tata. Po prostu koleżanka taty powiedziała, że jej syn idzie na trening i spytała, czy też nie chciałbym spróbować. A że byłem młody i lubiłem różne wyzwania, to poszedłem na ten trening i od tego czasu jakoś już nieprzerwanie gram w piłkę i nie zamierzam przestać.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że w wieku 10 lat zdałeś sobie sprawę, że treningi trzy razy w tygodniu nie doprowadzą Cię na poziom mistrzowski, i zwiększyłeś ich częstotliwość. To bardzo dojrzałe myślenie jak na tak młody wiek.
Ja patrzę na to w ten sposób, że wszyscy mają treningi trzy razy w tygodniu, ale ja nigdy nie chciałem być jak wszyscy. Zawsze chciałem robić coś więcej niż inni. Szukałem wiedzy. Bo nie tylko treningi fizyczne dają przewagę nad innymi, ale i analizowanie przeciwników czy uczenie się jakichś nowych schematów gry i podpatrywanie, co robią najlepsi. Również odżywianie, modyfikacje w naszej diecie, dbałość o sen to też są ważne kwestie, na które niektórzy po prostu nie zwracają uwagi. A ja uważam, że czy to dieta, czy odpowiednie nawadnianie, czy sen to też są ważne aspekty w życiu sportowca. Bo można powiedzieć, że nasz organizm jest po prostu naszym narzędziem pracy. Co za tym idzie, trzeba więc o niego jak najbardziej dbać.
Przepustką do dalszego rozwoju było na pewno przejście do Ruchu Chorzów, jak wspominasz ten okres?
Bardzo dobrze wspominam tamten czas. Również tam grałem z Piotrem Starzyńskim, przez trzy lata siedzieliśmy nawet w jednej ławce. Była to dla mnie pierwsza taka poważna zmiana. Zmieniłem szkołę, przyszło nowe otoczenie, ale i jeżdżenie autobusami na treningi. W domu najczęściej byłem o bardzo późnych porach. A to również ze względu na to, że wtedy już trenowałem indywidualnie. Mieliśmy bardzo fajną drużynę. W szatni czułem się bardzo komfortowo. Czas na naukę? Było go trochę mało, ale o niej nie zapomniałem.
Nie od początku byłeś środkowym obrońcą. To podczas pobytu w Chorzowie się nim stałeś? Dlaczego?
Troszkę wcześniej. W Ruchu Radzionków też grałem jako środkowy obrońca i trener Sobala uznał, że to jest odpowiednia pozycja dla mnie. Tak samo uznał trener Mateusz Michalik w Chorzowie. Również trenerzy z kadry widzieli mój potencjał na tej pozycji. Na początku jako młody zawodnik nie byłem do stopera przekonany, gdyż gdy jest się młodym, chce się strzelać bramki i asystować. Wraz z wiekiem uznałem jednak, że cieszy mnie bardziej czytanie gry czy przechwytywanie piłek. Wybicie piłki z linii bramkowej sprawia mi taką przyjemność jak innym zdobycie bramki.
Już w wieku 15 lat zostałeś zaproszony na pierwsze testy do Arsenalu, pamiętasz pierwszą myśl, która Ci towarzyszyła, gdy się o tym dowiedziałeś?
Na początku było niedowierzanie, bo tak naprawdę to były lata, w których można powiedzieć, że kopałem sobie piłkę na poziomie wojewódzkim. A tu nagle dostajesz telefon z jednego z najlepszych klubów w Anglii czy w pewnym sensie w Europie. Na pewno przez te kilka dni nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. A potem zdałem sobie sprawę, że nie jadę tam przecież za nic. Nie wzięli mnie za ładny uśmiech, tylko za to, co prezentowałem na boisku. Gdy nadeszły te testy, to na pewno się na nich skupiłem, ale było to też dla mnie wrzucenie na głęboką wodę.
W Londynie spędziłeś dziesięć dni. Co w bazie treningowej czy samych treningach zrobiło na Tobie największe wrażenie?
Można powiedzieć, że wygląda to troszkę inaczej niż w Polsce. Same obiekty, sposób szkolenia zawodników, liczba trenerów i sprzętu – jest to na pewno na najwyższym poziomie. W tym czasie byliśmy na turnieju w Niemczech, więc samo założenie koszulki Arsenalu to był wielki zaszczyt. Możliwość zagrania z tymi chłopakami również. Teraz można zobaczyć takiego Bukayo Sakę w pierwszej drużynie Arsenalu. A ja m.in. z nim trenowałem, więc to daje mi taką dodatkową motywację. Skoro oni są na tym poziomie, to ja też mogę ten poziom w przyszłości osiągnąć.
Te testy, jak wspomniałeś, nie poszły najlepiej, ale już niedługo później miałeś okazję wyjechać na kolejne, tym razem do Manchesteru. Tam już chyba poszło lepiej, jak to wyglądało?
Tak, testy w Manchesterze to były ostatnie testy z powodu całej sytuacji panującej na świecie. Jednak już wiedziałem, z czym to się je, byłem przygotowany, czego mogę się spodziewać w Anglii. Również poziom był wyższy, ponieważ trenowałem z drużyną rezerw. Możliwości, jakie mają tam zawodnicy, przychodząc rano, są olbrzymie. Mają pełen kompleks gastronomiczny. Po treningu pełna odnowa w zimnej wodzie. Możliwość skorzystania z masażu u fizjoterapeutów. Tak naprawdę przychodzi się jakby do pracy, bo na cały dzień, a nie czujesz, że jesteś w pracy, bo po prostu grasz w piłkę. Z kolei po południu były sesje indywidualne dla poszczególnych formacji czy dla poszczególnych zawodników. Zawsze lubiłem takie treningi indywidualne, więc to tam mi bardzo zaimponowało.
Miałeś okazję poznać, pogadać z zawodnikami pierwszego zespołu czy to Arsenalu, czy Manchesteru?
Tak, zdecydowanie. Pierwszym moim szokiem było, gdy będąc na siłowni w Manchesterze, wchodzi np. Harry Maguire, Rashford czy Pogba i podchodzą do chłopaków z akademii i witają się z nimi. Nie uważają się za jakieś wielkie gwiazdy. Tak samo rozmawiałem z Bruno Fernandesem. Bardzo dobry piłkarz, to, co robi na boisku, jest niesamowite, ale jest też skromną osobą. Podszedł i przywitał się, wyciągnął do mnie rękę. To też mi zaimponowało.
Ostatecznie przyszedł czas, gdy wyjechałeś już na stałe do zagranicznego klubu. Jak to się stało, że trafiłeś właśnie do Schalke?
Schalke było mną już zainteresowane od jakiegoś czasu. Pojechałem tam na testy praktycznie tylko się sprawdzić. Wiedzieli, że chcą ze mną podpisać umowę, więc zostało tam tylko dopięcie szczegółów.
Domyślam się, że pierwsze tygodnie, miesiące były trudne. Inny język, trochę inna kultura, mieszkanie w internacie. A może się mylę i aklimatyzacja przeszła szybko i sprawnie?
Na pewno było trudno, bez rodziców, w obcym kraju. Język był na początku problemem. Nie mam kłopotów z angielskim, ale z tym niemieckim było trudno. Miałem lekcje w klubie, ale też na własną rękę te najważniejsze słowa na boisku chciałem się nauczyć, żeby móc się komunikować na murawie. Wyjechałem tam, żeby grać w piłkę, niekoniecznie imprezować, bawić się czy poznawać kolegów, tylko po to, aby się rozwijać. To był też w pewnym momencie trudny okres, mieliśmy tylko treningi, nie graliśmy meczów. Zostaliśmy na dobrą sprawę przez sytuację na świecie pozbawieni tego, po co się trenuje. To był dla mnie, można powiedzieć, trudny okres, ale miałem wsparcie od znajomych, którzy mieszkali obok i podtrzymywali mnie na duchu, za co bardzo im dziękuję.
Co zrobiło na Tobie największe wrażenie w niemieckiej piłce? Na treningach czy podczas meczów?
Intensywność. Zwracanie uwagi na szczegóły, np. którą nogę i pod jakim kątem masz mieć ustawioną w obronie. Również agresywność po stracie. Praktycznie wszystko jest grane na pressingu, nie ma przestojów, co widać w trakcie meczów.
Można powiedzieć, że w Schalke najbardziej się rozwinąłeś?
Pod względem piłkarskim wydaje mi się, że tak. Czas ten nie mógł być jednak wykorzystany w stu procentach, bo troszkę tych meczów mi uciekło przez ten okres.
No właśnie, jak radziłeś sobie w tamtym czasie? Byłeś sam w obcym kraju, bez treningów grupowych czy meczów.
Na pewno starałem się wykorzystać tę sytuację. Jak nie było treningów, to wychodziłem sam na boisko czy też robiłem to, co można robić w internacie. To, że nie ma treningów, nie znaczy, że nie można trenować. Jeśli ktoś ma chęci i ochotę, to znajdzie na to godzinę czy półtorej, aby się doskonalić. Przeczytałem też jakieś książki, więc wykorzystywałem ten czas, jak tylko mogłem.
Nie tak dawno debiutowałeś w kadrze U-19, miałeś wtedy jeszcze 17 lat, to chyba duże wyróżnienie?
Tak, to wielkie wyróżnienie. Byłem na eliminacjach ME U-19, niestety nie udało nam się przejść dalej. Szkoda bardzo. W tym roku jeszcze jestem uprawniony do grania w tym roczniku, więc mam nadzieję, że pójdzie nieco lepiej.
Dobra, to teraz przejdziemy do luźniejszych tematów. Na początek obalamy mit o cukrzycy wśród piłkarzy. Tobie ta choroba w ogóle nie przeszkadza w grze, prawda?
Nie przeszkadza i nie przeszkadzała. Nie lubię stwierdzeń czy to lekarzy, czy ludzi, że z cukrzycą nie można grać. Wręcz może nam to pomagać, bo musimy się zdrowo odżywiać, aby ten cukier był na odpowiednim poziomie. Oczywiście zdarzają się jego wahania poprzez adrenalinę, ale jest to normalne. Rodzicom czy dzieciom, które chcą grać w piłkę i mają cukrzycę, radziłbym się tym jakoś mocno nie przejmować. Przykładów, że możecie z tą chorobą grać, jest wiele. W tym ja.
Bardzo ciekawi mnie też wątek Twojej aktywności na TikToku, nieczęsto zdarza się, aby piłkarze – przynajmniej w Polsce – nagrywali TikToki i dzielili się w ten sposób swoim życiem. To pomogło Ci też przejść przez ten okres w Niemczech?
Można powiedzieć, że trochę z takiej nudy spróbowałem się na social mediach, co spotkało się też z falą hejtu. Dużo ludzi używa takiego określenia „piłkarzyk” czy też „skup się na piłce”. Każdy w ciągu dnia ma trochę luzu, a nagranie 15-sekundowego filmiku nie robi żadnego problemu. Z drugiej strony dostałem też wsparcie od ludzi. Byłem ostatnio na takim spotkaniu w Katowicach, gdzie dużo osób podchodziło i robiło sobie ze mną zdjęcie. To było dla mnie trochę zaskoczenie. Nie sądziłem, że jestem kimś, z kim można zrobić sobie zdjęcie. Dziękowali też, że ich zmotywowałem tym, co tam przekazywałem.
Ty w ogóle jesteś bardzo dojrzałym i świadomym zawodnikiem, dążącym twardo do celu i z tego, co widzę, sodówka Tobie raczej nie grozi.
No mam nadzieję, że nie. Nie piję alkoholu. Na swojej osiemnastce też się nie napiłem, bo skupiam się na piłce. I też mnie to niestety trochę smuci, że większość nastolatków teraz popada w uzależnienia. A gdy przechodzę obok boiska, to nikogo na nim nie ma. Ta radość z gry w piłkę u tych dzieci po prostu zanika. Gdyby się dało, to zmotywowałbym jak najwięcej osób, aby nie pili, nie palili, tylko wychodzili na boiska i cieszyli się piłką.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że zapisałeś sobie na kartce pewne cele, które chcesz osiągnąć, i schowałeś ją do szuflady. Wyciągnąłeś już ją?
Nie. Miałem tych kartek parę. Jedna jest zapisana nawet na za dziesięć lat, więc zobaczymy. Ale mogę powiedzieć, że zapisałem sobie, żeby trenować w zagranicznym klubie, to mi się udało, więc sobie odhaczyłem. Były też różne cele związane z szybkością, to też zostało wykonane. Ogólnie to daje dużą motywację, jeśli możesz sobie przy danym celu zaznaczyć, że to zrobiłeś. Jeśli jakiś cel się nie uda, to nie znaczy, że jest niewykonalny, tylko data jego wykonania musi zostać trochę przełożona.
A dopisałeś coś?
Tak. Na bieżąco staram się modyfikować te cele. Jest to też uzależnione od tego, co się akurat u mnie dzieje, gdzie jestem i jakie mam możliwości.
Gdybyś mógł ulepszyć jeden element swoich piłkarskich umiejętności, co by to było?
Tych aspektów jest sporo, ale pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to lepsze wykorzystanie moich warunków fizycznych. Zarówno przy stałych fragmentach ofensywnych, jak i defensywnych.
Ulubiony zawodnik z dzieciństwa albo ktoś, na kim się wzorujesz?
Pod względem charakteru to Zlatan Ibrahimović. A stricte na mojej pozycji to Sergio Ramos.
Na koniec. Stawiasz sobie jakieś cele na to 1,5-roczne wypożyczenie do Podbeskidzia?
Celem jest oczywiście złapanie jak najwięcej minut w profesjonalnej piłce. Byłoby też miło, gdyby udało się zrobić awans do ekstraklasy, będę starał się pomagać kolegom z zespołu na treningach i mam nadzieję na boisku w tej rundzie. Chcę sobie wywalczyć miejsce w pierwszym składzie, dostawać jak najwięcej minut i stawiać na ciągły rozwój. Najważniejsze jest w życiu, aby każdego dnia, każdego miesiąca się rozwijać i nie stać w miejscu, bo jak w nim stoisz, to się cofasz.
Dzięki za rozmowę i życzę powodzenia!
Dzięki wielkie.