Najpopularniejszym strażakiem był "Strażak Sam” z bardzo popularnej bajki dla dzieci. Gasił on każdy pożar. Takim piłkarskim odpowiednikiem jest Leszek Ojrzyński. Trener, który gustuje i lubi pracę w trudnych warunkach, na dodatek przychodzi w trudnym momencie, jednak nic mu nie jest straszne. Wyciąga gaśnicę i robi porządek, tak też stało się w Mielcu. Potrzebnych mu było do tego zaledwie pięć spotkań.
Sytuacja diametralnie się zmieniła, zespół pogrążony w kryzysie, który razem z innymi beniaminkiem Podbeskidziem szurał po dnie, nagle zaczął zdobywać punkty. I to z trudnymi rywalami. Owszem, miejsce za bardzo się nie zmieniło, ale aura wokół klubu jest już zupełnie inna.
Przyszedł trener, są wyniki 💪💪
Brawo Stal Mielec. 3x karnr strzelone. 3pkt sie liczą.
3 pkt zdobyte z mistrzem Polski 💪💪 @fksstalmielec pic.twitter.com/NpA8xm5rAI— Mateusz (@Mateusz20769931) December 18, 2020
Mocne otwarcie
Po nieudanej kampanii trenera Dariusza Skrzypczaka w klubie pojawił się on. Nie książę na białym koniu, tylko strażak. Trener od zadań specjalnych, Leszek Ojrzyński. Z niejednego pieca chleb jadł, niejeden zespół w ekstraklasie utrzymał. Dlatego wybór zarządu Stali Mielec nie mógł być zadziwiający. Ściągnął na Podkarpacie faceta z twardą ręką i dobrze znanego w ekstraklasowych realiach. Praktycznie wszędzie wspominanego dobrze.
Na rezultaty zmiany szkoleniowca nie było trzeba długo czekać. Pierwszy mecz i od razu trudne spotkanie z Zagłębiem Lubin. Teoretycznie Stal pojechała tam po kolejną przegraną. Tak to też wyglądało w pierwszych minutach. 2:0 do 30. minuty i mecz zaliczony dla Zagłębia. Wtedy jednak uruchomił się tryb drużyny Leszka Ojrzyńskiego. Zespół waleczny, charakterny – tak w skrócie wyglądają drużyny prowadzone przez 48-latka. Mecz zakończył się 2:2 i to był już pierwszy sygnał, że Stal wstała z kolan i będzie walczyć o utrzymanie.
No dobra, jeden mecz o niczym nie świadczy. Na Podkarpacie przyjechała Jagiellonia. Jakby nie patrzeć, piłkarze z Białegostoku to nie ogórki, raz potrafią zagrać dobrze, później robią piłkarski kryminał. Rosyjska ruletka. W Mielcu jednak nie byli najlepiej dysponowani, a Stal wykorzystała to w stu procentach. Fajne rozpoczęcie Leszka Ojrzyńskiego z nową drużyną i z nowym celem, jakim jest przede wszystkim utrzymanie.
Nie gorszy koniec rundy
No tak, ale to typowy efekt nowej miotły. Może i tak, ale chyba najważniejsze, że działa. Przynosi zamierzone efekty, a to te były chyba najważniejsze dla mieleckich kibiców. Sytuacja w tabeli wskazywała, że punkty są potrzebne na już. Dariusz Skrzypczak zostawił zespół na ostatniej, 16. lokacie z nie najlepszymi perspektywami. Potrzebny był strażak, najlepszy z najlepszych.
Po dobrym otwarciu przyszło słabsze spotkanie z Pogonią Szczecin. Niestety, mielczanie nie istnieli w tym meczu. Musimy jednak brać na poprawkę, że Stal Mielec ma w ogóle inne priorytety niż „Portowcy”. Chociaż w następnych spotkaniach pokazała, że potrafi grać z lepszymi rywalami.
Bo gdyby nie dwa ostatnie spotkania Stali Mielec, ten tekst, jak i wiele innych by nie powstało. Nie można przejść obojętnie obok ostatnich wyników. Cztery punkty z mistrzem Polski i wicemistrzem Polski to dorobek, którego pozazdrości każdy klub z ekstraklasy. W spotkaniu z Lechem to Stal mogła zamknąć mecz, to Stal była lepsza przez 80 minut. Niestety później wyszła jakość Lecha. Punkt jednak na ulicy nie leżał, było trzeba go wywalczyć.
Koniec meczu! To był prawdziwy mecz walki🔥 pic.twitter.com/rgRNwpqKVq
— PGE FKS Stal Mielec (@FksStalMielec) December 13, 2020
Przyszedł w końcu czas na mecz zwieńczający pierwszą rundę Stali Mielec w ekstraklasie od 24 lat. Najtrudniejszy w sezonie, przynajmniej w teorii. Legia Warszawa na wyjeździe, pewnie niejedni pojechaliby tam na wycieczkę integracyjną. Stal od początku postawiła mocne warunki. Pierwsza zdobyła bramkę. Później sytuacja się odwróciła. To Legia wyszła na prowadzenie. Za to, że udało się odwrócić losy spotkania, wielkie brawa dla zawodników i trenera, a radość po zwycięstwie była bezcenna. Warto jednak przytoczyć fakt, że „Biało-niebiescy” zdobyli wszystkie bramki z rzutów karnych.
𝐌𝐀𝐌𝐘 𝐓𝐎!!!🔥🔥🔥 wracamy do Mielca z 3️⃣ punktami!🔥 pic.twitter.com/41WtwBhXTx
— PGE FKS Stal Mielec (@FksStalMielec) December 18, 2020
– Trzeba pochwalić nasze „Lwy”, bo tak ostatnio nazywam swój zespół. Tu było podobnie. Legia to najlepsza drużyna w Polsce. Świetnie operowała piłką, ma jakość piłkarską. My dzięki swojemu sprytowi byliśmy cały czas w grze. Prowadziliśmy 1:0, później się zagapiliśmy, ale rzuty karne utrzymywały nas przy życiu – mówił na konferencji po meczu Leszek Ojrzyński.
Leszek Ojrzyński – zespół „Lwów”
Swój zespół nazywa potocznie. Stal Mielec ma drapać i walczyć o punkty jak te dzikie koty. Ma być nieustępliwa i waleczna, co pokazała już w tych pięciu spotkaniach. Walczy do końca, a czasami po prostu zabraknie umiejętności.
Aby zmienić oblicze „Lwów”, potrzebował pięciu spotkań. Zdobył w nich osiem punktów. Dla porównania jego poprzednik zdobył tylko pięć punktów w dziewięciu meczach. Skok jest wyraźny, a przecież pamiętajmy, że Leszek Ojrzyński mierzył się wyłącznie z drużynami z pierwszej ósemki. Naprawdę szacun za to, jak ugasił pożar w Mielcu, ale w końcu jest od tego specjalistą.
Leszek Ojrzyński przyzwyczaił nas, że często nastawia się na zdobycie punktów, przez co futbol prezentowany przez jego zespoły nie jest zbyt widowiskowy. Stal Mielec też gra jak przyczajony tygrys: schować się na własnej połowie i wyprowadzić kontratak. W ostatnich trzech spotkaniach jej średnie posiadanie piłki wynosiło zaledwie 34%, a w zwycięskim spotkaniu z Legią miała tylko 30% posiadania piłki. We wspomnianym meczu Stal uratowały karne. Z gry nie stworzyła sobie praktycznie niczego. Nie miała żadnego kluczowego podania, dla porównania Legia miała ich aż 10.
Bardzo ważną postacią w układance Leszka Ojrzyńskiego jest Maciej Domański. Odkąd jest nowy trener, zdobył on już trzy bramki, a do tego dokłada bardzo dobrą grę w środku pola z Grzegorzem Tomasiewiczem. Leszek Ojrzyński nie boi się też ryzykownych rozwiązań. Odstawił od składu Pawła Tomczyka, a w ataku stawia na Łukasza Zjawińskiego. Opłaciło się to w meczu z Legią, w którym wywalczył trzy rzuty karne.
Zwolnienie Dariusza Skrzypczaka okazało się najlepszym, co spotkało Stal w tym sezonie, a zatrudnienie Leszka Ojrzyńskiego być może uratuje Stal przed spadkiem. Jesień przyniosła pozytywy, które pozwoliły wyjść ze strefy spadkowej. Weryfikacja przyjdzie jednak dopiero na wiosnę. Podbeskidzie już z nowym trenerem będzie walczyć. Największym atutem Stali będzie strażak Leszek Ojrzyński, człowiek specjalista od utrzymania.