Kiedy Krzysztof Piątek przychodził do Milanu, to mówił wprost – chcę grać z "9". W przypadku każdego innego klubu raczej nie byłoby z tym problemu, ale w Mediolanie jest inaczej. Na owiany ostatnio złą sławą numer "9" na koszulce AC Milan trzeba sobie zasłużyć. Polakowi wystarczyło zaledwie pół roku, aby przekonać klub, że jest odpowiednim kandydatem do odczarowania "klątwy dziewiątki".
W ostatnim czasie, kto by nie dostał numeru po Inzaghim, to zawodzi. Kilku mniejszych piłkarzy, ale i kilka wielkich nazwisk takich jak Higuain czy Torres, nie potrafili udźwignąć ciężaru przejęcia schedy po wielkiej legendzie klubu. Teraz taką szansę otrzymał Krzysztof Piątek. Czy ją wykorzysta?
Budowanie legendy numeru „9”
W 2001 roku Milan zrobił doskonały transfer. Grający do tej pory w Juventusie F.C Filippo Inzaghi, przeniósł się do Mediolanu po tym jak został „posadzony” na ławce przez Davida Trezegueta. Inzaghi trafił do nowego klubu w pięknym momencie, wraz Andrijem Shevchenko stworzył atak niemal nie do zatrzymania. Najlepszy strzelec Milanu w europejskich pucharach, najbardziej bramkostrzelny Włoch w europejskich pucharach i przez jakiś czas – najwięcej bramek w historii europejskich pucharów.
On chyba urodził się na spalonym – Sir Alex Ferguson o Filippo Inzaghim
Brzmi jak legenda? Tak. Zdecydowanie Filippo Inzaghi przez 10 lat swojego pobytu w AC Milanie zapracował na miano prawdziwej i niezastąpionej legendy klubu. 300 meczów we wszystkich rozgrywkach i 126 bramek są tylko tego potwierdzeniem. O Inzaghim mówiło wielu, ale każdy miał takie same zdanie – to prawdziwy killer pola karnego. Jego instynkt był niesamowity, nie zwykł marnować okazji. Mając do tego takiego dogrywającego jak Kaka, rekordy biły się po prostu same. Sir Alex Ferguson powiedział o nim, że chyba urodził się na spalonym, co było dokładną charakterystyką stylu gry legendarnego Włocha. Ten piłkarz miał patent na spalone.
Sam były napastnik, a obecny trener piłkarski mówi, że jego najlepszym spotkaniem w karierze był finał Ligi Mistrzów w 2007 roku, kiedy to jego AC Milan mierzył się z Liverpoolem na stadionie w Atenach. Inzaghi zdobył wówczas dwie bramki zapewniając trofeum swojemu zespołowi.
Włoch trofea w Mediolanie kolekcjonował jak znaczki. Dwa mistrzostwa Włoch, Coppa Italia, dwa Superpuchary Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata. Do tego mistrzostwo Włoch z Juventusem i zdobycie Mistrzostwa Świata z reprezentacją Włoch. To wszystko wygląda bardzo imponująco. Ciężko jest wejść w buty takiego napastnika.
Przekonało się o tym już kilku zawodników, którzy próbowali udźwignąć numer „9” na koszulce Milanu.
Odczarować dziewiątkę
Pierwszym, który miał kontynuować legendę Inzaghiego w Milanie, był Alexandre Pato. Przed otrzymaniem owianego złą sławą numeru Brazylijczyk czarował. W pierwszym sezonie zdobył, co prawda, tylko dziewięć bramek, ale potem było już tylko lepiej. Pato rozegrał trzy dobre sezony – 18 bramek w sezonie 2008/2009, 12 bramek w sezonie 2009/2010, mimo wielu kontuzji, przez które zagrał tylko w 20 meczach, a także 14 bramek w ostatnim mistrzowskim sezonie Milanu – sprawiły, że klub zaczął o nim myśleć jak o zawodniku, który zdecydowanie zostanie symbolem rossoneri. Symbolem może i się stał, ale niestety szpitali. Po otrzymaniu koszulki z numerem „9” Pato nabawił się chyba miliona kontuzji mięśniowych, które na dobre wykluczyły go z wielkiego futbolu. No cóż, nie udało się.
Brazylijczykowi poświęciliśmy najwięcej miejsca, bo był pierwszy. Stworzył największe nadzieje na kontynuowanie „legendy dziewiątki”. Od niego jednak zaczął się zły urok tego numeru. Ogólnie z dziewiątką na plecach Pato zagrał w siedmiu spotkaniach i zdobył dwie bramki. Imponująco.
W sidła wpadali kolejni: Alessandro Matri, który strzelił aż jednego gola w 18 spotkaniach. Trzeci był Fernando Torres, który w pół roku zagrał w 10 meczach i zdobył jedną bramkę. Jako czwarty szczęścia spróbował Mattia Destro, który strzelił najwięcej bramek całej czwórki. Aż trzy w 15 meczach. Prawie odczarował, ale tak nie do końca. Kolejny był Luiz Adriano, który podwoił jego wyczyn – 36 meczów i sześć bramek. Inzaghi raczej nie do końca mógł czuć się godnie zastępowany, próbujemy dalej. Kto kolejny? Gianluca Lapadula – 29 meczów i osiem goli. Widać jakiś progres, czy ktoś zdoła dotrzeć do 10?!
Zdołał. Najlepszy z „9” do tej pory po Inzaghim był Andre Silva, który strzelił dziesięć bramek w 38 meczach. Szkoda tylko, że osiem z nich w Lidze Europy, której i tak nie udało się wygrać. Mamy rekordzistę, ale w sierpniu 2018 roku na klub spadła prawdziwa bomba! I nie mówimy tutaj o wadze zawodnika, a o jego bramkostrzelności.
Kiedy przez sześć lat zawodnicy występujący w Milanie z numerem „9” zdobyli aż 38 bramek w 131 spotkaniach, to Higuain sam strzelił ich 164. Tutaj odczarowanie klątwy powinno być wpisane w kontrakt. Taki zawodnik musi podołać!
Musi, ale nie podołał. Osiem bramek w 22 meczach i to byłoby na tyle. Włodarze Milanu bez żalu zamienili jakiegoś tam Higuaina na naszego rodaka – Krzysztofa Piątka strzelającego do tej pory jak na zawołanie w Genoi.
Krzysztof Piątek nową „9” Milanu
Wystarczyło zaledwie pół roku, żeby nasz „bomber” otrzymał wymarzoną przez siebie, już podczas przeprowadzki na San Siro, koszulkę z numerem „9”. Legenda tego trykotu niezbyt daje nam powody do optymizmu na następny sezon, ale jak spojrzymy na to realnie to pochodzący z Niemczy piłkarz ma wszystko to, czego trzeba do odczarowania klątwy. Przede wszystkim miał doskonałe wejście w drużynę, bo z miejsca pobił rekord – nikt do tej pory tak szybko nie zdobył sześciu bramek w Milanie jak on – potrzebował na to zaledwie pięciu meczów i 310 minut na boisku. Łącznie zdążył w pół roku strzelić 11 bramek w nowym klubie.
Prawdziwy instynkt napastnika, strzelanie bramek bez sytuacji (gol z Atalantą zza pleców?!), waleczność i naprawdę ułożona psychika Piątka może sprawić, że stanie się godnym zastępcą Inzaghiego, a może i antidotum na „wirusa dziewiątki” w Milanie? Na pewno nie będzie obrażał się na kolegów jak między innymi Higuain, najwyżej pomacha trochę rękami. Jedno jest pewne – Piątek przeżywa właśnie sen, z którego miejmy nadzieję szybko się nie obudzi.
Obyśmy za rok mieli okazję napisać: Klątwa „9” w Milanie? Już nie.