Jedyną osobą, która strzeliła gola dla Bayeru w tym sezonie Ligi Mistrzów, jest obrońca Lokomotiwu Moskwa, Benedikt Höwedes. Jeżeli najlepszym strzelcem twojego zespołu jest „Pan Samobój”, to trudno myśleć o wyższych celach w tych rozgrywkach. Czy dla drużyny „Aptekarzy” istnieje jakakolwiek szansa na poprawę miejsca w grupie?
Sytuacja w tabeli LM wygląda tragicznie, bilans bramkowy jeszcze gorzej. Drużyna z Leverkusen jest w naprawdę poważnych tarapatach. Razem z Atalantą są jedynymi klubami bez punktu. A do tego Bayer pozostaje bez pełnoprawnie zdobytego gola na koncie. Dlaczego wygląda to tak słabo? Czy podopieczni trenera Petera Bosza tylko stoją na swojej połowie i patrzą się na kolejne strzały rywali, które wpadają do siatki?
Dużo sytuacji, mało konkretów
Otóż nie, paradoksalnie to właśnie oni przeważają w przegranych spotkaniach. W każdym z tych trzech meczów z: Lokomotiwem, Juventusem i Atletico wymienili o ponad 100 podań więcej od przeciwnika. Tak duże posiadanie piłki nie przekłada się jednak na klarowne sytuacje. Bayer ma spore problemy na dostarczenie piłki w pole karne, dostęp do bramki przeciwnika ogranicza się do dużej liczby wrzutek. Jest to rozpaczliwe szukanie okazji, bo zawodnicy w linii ataku nie imponują wzrostem.
Podobnie rzecz ma się w lidze niemieckiej. Ostatni mecz drużyna Bosza wygrała 28 września, czyli ponad miesiąc temu. Aktualnie zajmuje dziesiąte miejsce w tabeli, a nie zanosi się, aby miało być lepiej. W najbliższej przyszłości czekają ją trudne mecze z klubami z czołówki, m.in. z Bayernem czy Schalke.
Bayer Leverkusen Petera Bosza z drużynami z górnej części tabeli (wiosna poprzedniego sezonu+obecny): 3 wygrane, 2 remisy, 8 porażek. 11/39 punktów. Do tego 5 meczów bez zwycięstwa w europejskich pucharach.
Pierwszorzędny trener drugorzędny.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) November 3, 2019
Istnieją dwie możliwości na tak słabą formę Bayeru Leverkusen. Przy około 20 strzałach oddawanych na mecz muszą padać bramki, nawet w większej liczbie. Kiedy jednak „Aptekarze” już coś strzelą, to zaraz nadziewają się na kontry lub sami asystują przy golach przeciwników. I tak zamiast pokaźnych zwycięstw są bolesne porażki lub męczące remisy. Więc albo zawodnicy z BayAreny są największymi pechowcami na świecie, wkrótce klątwa się skończy i zaczną wygrywać, albo nic się nie zmieni i będzie potrzebny kozioł ofiarny w postaci trenera – czyli jego zwolnienie.
Młodzi rozczarowują
Letnie okno transferowe wiązało się z odejściem bardzo ważnej osoby w szatni Bayeru, czyli Juliana Brandta. Młody perspektywiczny pomocnik opuścił klub, przechodząc do Borussii Dortmund. Władze drużyny nie przejęły się tym faktem aż tak bardzo, ponieważ udało się utrzymać największą gwiazdę zespołu, Kaia Havertza. Choć ma dopiero 20 lat, to już jest najbardziej rozpoznawalną personą w klubie.
Jest wyceniany na ponad 80 milionów euro, co sprawia, że raczej długo nie pozostanie w Leverkusen. Wymaga się od niego najwięcej, kibice liczą, że będzie usprawniał grę w ofensywie i emanował technicznymi zagraniami cieszącymi oko. Jak na razie można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że młody Niemiec zawodzi. W tym sezonie zdobył tylko dwa gole i w meczach zbytnio się nie wyróżnia. Jego jeden z większych atutów, czyli strzał z dystansu, nie daje pożądanych efektów. Możliwym powodem słabej dyspozycji Havertza jest rozłąka z jego bardzo dobrym kolegą, Julianem Brandtem. Gdy grali razem, tworzyli świetny tandem, który gwarantował sporo bramek i asyst. Teraz, gdy już nie występują ze sobą, to nie tylko Kai nie może się odnaleźć, ale też Brandt w Dortumundzie gra poniżej oczekiwań.
🤔🤔@DFB_Team_EN pic.twitter.com/7oWE4B19Oy
— Kai Havertz (@kaihavertz29) October 13, 2019
Kolejnym rozczarowaniem jest urodzony w 1997 roku Jamajczyk, Leon Bailey. Znany ze swojego nieziemskiego przyspieszenia i fantastycznego dryblingu skrzydłowy zmagał się z kontuzją wyłączającą go na miesiąc z gry, ale wcześniej i tak nie wyglądał dobrze na boisku. Jego dobra forma będzie bardzo istotna w kontekście funkcjonowania całego zespołu. Przyspieszenie gry na skrzydłach i próby indywidualnych akcji mogą być lekarstwem na niesprawność Bayeru w ataku. Młody zawodnik po powrocie po kontuzji popisał się niestety niechlubnym zagraniem. Całą frustrację związaną z niemocą drużyny wyładował, brutalnie faulując Patricka Hermanna w ostatnim meczu ligowym. Za ten incydent w doliczonym czasie gry otrzymał czerwoną kartkę, ale wydaje się, że może to nie być jego jedyna kara. Rudi Völler, czyli kierownik sportowy Bayeru 04 Leverkusen, wypowiedział się na temat faulu.
– To było głupie i niepotrzebne, Leon będzie musiał za to zapłacić – te słowa brzmią bardzo poważnie. Wstępnie mówi się o karze finansowej rzędu 10 000 euro.
Nadzieja umiera ostatnia
Raczej nikt w Leverkusen już na poważnie nie wierzy w szanse na awans do fazy pucharowej LM. Walka Bayeru będzie się ograniczać do co najwyżej trzeciego miejsca w grupie promującego grą w Lidze Europy. Wydaję się, że najważniejszym meczem będzie bezpośrednie starcie z Lokomotiwem, ale bez punktów w dwóch pozostałych meczach szanse są niewielkie. Gdy niemiecki klub dwa tygodnie temu mierzył się z Atletico na Wanda Metropolitano, oddał tylko jeden celny strzał. Ale swoją grą stworzył kilka pozytywnych akcentów, lecz zabrakło wykończenia. Gra w obronie też wyglądała porządnie, ale niestety przydarzył się słabszy moment w końcówce meczu, który bezlitośnie wykorzystał Alvaro Morata. Cały czas żyje nadzieja na trzecie miejsce. Zawodnicy są przekonani, że przy odrobinie szczęścia mogą powrócić do żywych w drugiej części fazy grupowej. Dodatkowo motywuje ich trener:
– Koncentrujemy się tylko na jutrzejszym meczu, nawet jeżeli szansa na pozostanie w Lidze Mistrzów jest mała, to i tak będziemy walczyć, dopóki ona istnieje – wypowiedział się na wczorajszej konferencji Peter Bosz. Jemu szczególnie będzie zależało na dobrym rezultacie w pojedynku z „Atleti”, ponieważ wie, że ewentualne bardzo szybkie odpadnięcie z LM może mocno podgrzać jego stołek.
Przykład Bayeru 04 Leverkusen świetnie pokazuje problemy średnich europejskich drużyn. Nie są one w stanie w pełnej możliwości rywalizować na dwóch frontach i najczęściej odpuszczają jedne rozgrywki. Gdy jednak spróbują zagrać va bank, to często kończy się jak w Leverkusen, czyli słabym miejscem w lidze i odpadnięciem z pucharów.