Futbolowy świat pełen jest trenerów mocno trzymających się swojej roli. Szkoleniowcy zazwyczaj grają. Udają kogoś, kim nie są. Zakładają maskę, by móc spokojnie pracować. Zakładają maskę, by być odporni na ataki.
Manolo Preciado był inny. W niczym nie przypominał tych wymuskanych elegancików z nienaganną fryzurą i nienaganną sylwetką. Gdyby założyć mu jakieś wytarte spodnie i rozciągniętą koszulkę, a potem posadzić pod sklepem, wyglądałby jak miejscowy pijaczek. Nigdy nie krył się za wachlarzem uładzonych słów. Mówił to, co myślał. Mówił w prostych słowach. Zawsze szczerze. Gdy Jose Mourinho zaraz po przybyciu do Madrytu rozpychał się łokciami, jakby był królem świata, to właśnie Manolin sprowadził go na ziemię, mówiąc, że Portugalczyk to tak naprawdę zwykła kanalia, która niewybrednie atakuje kolegów po fachu i podkopuje ich pozycje. Bardzo szybko odezwały się głosy popierające Preciado. Trenerzy czołowych drużyn ligi stawali po stronie prostego Kantabryjczyka mającego wystarczająco dużo odwagi, by rzucić obelgę w twarz faceta, który sam siebie zwykł nazywać kimś specjalnym. Zimna wojna na linii Sporting – Real Madryt trwała rok. W tym czasie „Królewscy” znaleźli w mieszkańcach Gijonu wrogów większych niż w Baskach z Bilbao albo Katalończykach z Barcelony. Ta historia kończy się jednak pozytywnie. Manolo Preciado przyjechał do stolicy Hiszpanii, spotkał się z Mourinho i długo z nim rozmawiał. Obaj panowie wszystko sobie wyjaśnili, a Hiszpan mówił później, że prawdziwy Jose jest dobrym człowiekiem. Dobrym i zaskakująco podobnym do niego samego.
Preciado nigdy nie było dane prowadzić klubu z absolutnej czołówki. Był raczej człowiekiem od czarnej roboty. Dostawał drużyny broniące się przed spadkiem i nie tylko przed tym spadkiem się bronił, ale też skutecznie walczył o awans. Wszyscy wiedzieli, że prędzej czy później zgłosi się po niego wielka firma. Praca w Villarrealu miała być trampoliną. Niestety nie będzie. Gdyby Preciado mógł przeżyć jeszcze 20-30 lat, pewnie kiedyś byłby wymieniany jednym tchem obok ludzi, takich jak: Clemente, Fernandez czy Aragones.
Śmierć odebrała nam wielkiego człowieka. Joaquin Caparros, komentując śmierć przyjaciela, powiedział, że co prawda jako trener Preciado cały czas balansował na granicy drugiej i pierwszej ligi, ale gdyby o osiągnięciach nie decydowały pieniądze i potencjał piłkarzy, tylko cechy czysto ludzkie, Manolin wygrywałby Ligę Mistrzów. Andaluzyjczyk, podobnie jak cała futbolowa Hiszpania, jest w szoku. Każdy wspomina Kantabryjczyka w ten sam sposób. Najbardziej wzruszające są chyba słowa jego byłych podopiecznych. Pablo Pinillos stwierdził: – Był dla mnie jak ojciec. Niesamowite było w nim było to, że najbardziej radosny był w najtrudniejszych chwilach, to zawsze nam wszystkim pomagało. Musimy teraz pamiętać o synu Preciado. To dla niego trudny okres, musimy go wspierać. To chyba jest swego rodzaju miara wielkości. Gdy po twojej śmierci znajomi nie mówią tylko miłych słów, ale też pamiętają o twoim synu, deklarują chęć pomocy i wsparcia, to znaczy, że to wszystko nie są tylko nadęte frazesy, ale że kryje się za tym szczera prawda.
Manolin był prostym facetem, do kolegów po fachu, dziennikarzy i każdego napotkanego człowieka zwracał się per „tio”, czyli „gość”, „koleś”. I w podobny sposób zwracają się do niego teraz przyjaciele. Lorenc Serra Ferrer, były znakomity trener, stwierdził po prostu: – To był uczciwy i szczery gość – a po chwili dodał: – Pamiętam, że kiedy pracowałem jako drugi trener Mallorki, Manolo był w klubie piłkarzem. Nigdy nie zapomnę tego, że gdy jego koledzy migali się od treningów, on zawsze sprawiał, że wracali do porządku. Doskonały człowiek. Wiadomość o śmierci Preciado dotarła już do Gniewina, gdzie na przedturniejowym zgrupowaniu przebywa „La Seleccion”. Publicznie w imieniu swoich podopiecznych głos zabrał Vicente del Bosque. „Sfinks” był głęboko poruszony. – Jesteśmy wstrząśnięci. Wiadomość dotarła do nas, gdy jedliśmy śniadanie, ciągle jesteśmy w szoku, to oczywiste. To wydarzenie sprawia, że musimy inaczej spojrzeć na świat, przemyśleć to, co robimy, i pamiętać, że życie jest tylko jedno i trzeba wycisnąć z niego wszystko, co się da – stwierdził del Bosque. Również piłkarze reprezentacji Hiszpanii udzielili krótkich wypowiedzi. Chyba najbardziej szczere i najlepiej oddające klimat nie tylko kadrowego zgrupowania, ale też całej Hiszpanii, były słowa Raula Albiola: – Matko Boska, nie mogę w to uwierzyć. Ciągle mam wrażenie, że to jakaś pomyłka.
Los nie oszczędzał Manolina. W 2002 roku na raka zmarła jego ukochana żona, dwa lata później odszedł najmłodszy syn, a parę miesięcy temu ojciec. Wielu ludzi określa Preciado mianem wojownika. Życie zawsze rzucało mu kłody pod nogi, a on je przeskakiwał i szedł dalej. Aż do dziś.
Gracias, Manolin, descanse en paz.
Szkoda go...
"musimy inaczej spojrzeć na świat, przemyśleć to,
co robimy, i pamiętać, że życie jest tylko jedno
i trzeba wycisnąć z niego wszystko, co się da"
Fajne słowa del Bosque .
Ten człowiek miał charakter i był facetem z
prawdziwego zdarzenia . Niech mu lekka ziemia będzie
.