We wczorajszym meczu Marsylii z Lille zremisowanym 0:0 głównym aktorem był Steve Mandanda, bramkarz z Marsylii. Bronił wszystko, co się dało, stał się bohaterem w mieście z południa Francji.
Steve Mandanda zadebiutował w barwach Olympique Marsylia kilka lat temu na skutek kontuzji dotychczasowego bramkarza, Cedrica Carasso. Od razu stał się ulubieńcem kibiców. Gdy Carasso wrócił do zdrowia, nie miał szans w rywalizacji z czarnoskórym bramkarzem, dlatego odszedł i do dziś gra w Bordeaux.
Mandanda sprawia wrażenie bramkarza spokojnego, a czasem wręcz ospałego. Jednak są to tylko pozory. Golkiper jest bardzo często najlepszym zawodnikiem marsylczyków. Wiele razy ratuje ich w sytuacjach, wydawałoby się, bez wyjścia. Zdarza się mu również niestety popełniać fatalne błędy. Jednak w oczach kibiców zawsze będzie znakomitym zawodnikiem.
Francuski bramkarz ma 28 lat, w wielu reprezentacjach narodowych byłby na pewno numerem jeden, ale we Francji ta rola przypada Llorisowi i można wątpić, czy to się zmieni w najbliższym czasie. Niedawno wiele mówiło się o jego przenosinach na Wyspy, ale Mandanda czuje się na południu Francji znakomicie i zapowiada, że chce jeszcze z Marsylią coś ważniejszego wygrać. Nie jest wykluczone, że potem zmieni barwy klubowe.