Z piekła do nieba, z nieba do piekła. Pep Guardiola znów zawiódł w Lidze Mistrzów


Europejski tron stale nieosiągalny dla Manchesteru City

18 kwietnia 2019 Z piekła do nieba, z nieba do piekła. Pep Guardiola znów zawiódł w Lidze Mistrzów

Nie jesteśmy gotowi na triumf w Lidze Mistrzów - Pep Guardiola powtarzał tę kwestię jak mantrę w ciągu ostatnich miesięcy. Hiszpan usilnie starał się nam wmówić, że europejskie rozgrywki ciągle są poza zasięgiem jego wspaniałej drużyny. A jednak dzisiaj, gdy opadł bitewny kurz po starciu z Tottenhamem, nad Etihad Stadim wisi nieznośne poczucie porażki i rozczarowania. Pep Guardiola znów nie potrafił przełożyć wielkości swojego zespołu na krajowym boisku na boiska europejskie. Czy zatem można już kwestionować wielkość tego zasłużonego menedżera?


Udostępnij na Udostępnij na

Można zadać pytanie – jak to jest możliwe, że po tylu osiągniętych sukcesach Guardiola ciągle jest niespełniony? Dlaczego trener, którzy przecież dwukrotnie triumfował w Lidze Mistrzów, ma traktować odpadnięcie w ćwierćfinale jako osobistą klęskę? Cóż, jak to zwykle bywa w piłce nożnej, tutaj najważniejszy jest kontekst. Oto bowiem mamy Manchester City, który bije wszystkie krajowe rekordy. Który jeszcze rok temu wydawał się absolutnie nietykalny w rozgrywkach Premier League.

The Citizens przecież na papierze byli ekipą mocniejszą niż w poprzednim sezonie, gdy odpadali z Liverpoolem na tym samym etapie turnieju. I choć tym razem dwumecz był zdecydowanie bardziej wyrównany, nasz ukochany sport bywa brutalny. Na końcu liczą się fakty. A fakty są takie, że Tottenham, pozbawiony swojego największego snajpera, bez żadnych letnich transferów, osiągnął półfinał Ligi Mistrzów szybciej niż napompowany arabską fortuną Manchester City.

Jeśli interesują Cię gry wideo i planszówki to http://husbao.pl jest miejscem, na które warto zwrócić uwagę.

Mija 8 lat od ostatniego triumfu

Te same wątpliwości są nam znane już od kilku lat. Jak na futbol na tym poziomie – prawdziwa wieczność. Pep Guardiola ostatnim razem wygrał Ligę Mistrzów w 2011 roku, tworząc jedną z najlepszych klubowych ekip w historii futbolu. Od tamtej chwili Hiszpan nie potrafi jednak choćby w małym stopniu powtórzyć swojego katalońskiego sukcesu. Najpierw był Bayern Monachium. Pep przychodził do drużyny Roberta Lewandowskiego z jednym celem: zdobycia upragnionej Ligi Mistrzów. Podobnie jak Manchesteru City, Bawarczyków nie satysfakcjonowało bicie krajowych rekordów.  Guardiola wtedy zawiódł i to już po raz trzeci z rzędu. Na nic zdała się absolutna dominacja w Bundeslidze. Mimo że Pep odchodził z Monachium w miłej atmosferze, za jego śladem kroczyło nieznośne rozczarowanie.

Liga Mistrzów stała się dla Pepa przeklętymi rozgrywkami. Plamą na wielkim dorobku tego menedżera. Niezależnie od tego ile jeszcze wygra krajowych trofeów, nadal będzie liczyła się tylko Liga Mistrzów, a raczej jej brak. Być może rzeczywiście nie jest w stanie jej wygrać bez Messiego w składzie? Mimo posiadania jednej z najlepszych kadr w światowej piłce, Pep nie potrafi przekuć tej jakości w europejski triumf. Już dwumecz z Schalke mógł zapalić czerwoną lampkę w głowie Guardioli. Niemiecki zespół, który okupuje dolne rejony tabeli w Bundeslidze, narobił City niezłego stracha na własnym stadionie. I choć potem Manchester pewnie załatwił sprawę na Etihad, Schalke pokazało, że można tę drużynę ugryźć.

Mimo wydania ponad 500 mln funtów na transfery, Manchester City ciągle ma te same problemy. Wzmocniona defensywa nadal przecieka, a niewykorzystane sytuacje w ataku znów się zemściły. I choć nie można przypisać winy trenerowi za wszystkie błędy swoich piłkarzy, schemat powtarza się co roku. City ciągle czegoś brakuje, a Liga Mistrzów nie wybacza słabości.

Ta porażka boli najbardziej

Tegoroczna klęska może okazać się najboleśniejsza w karierze Guardioli. Do historycznego sukcesu brakło przecież tak niewiele. Już skakał z radości jak oszalały, gdy Raheem Sterling zdobywał upragnionego gola w 93. minucie spotkania. Potem świat obiegły zdjęcia Guardioli na kolanach, który w ciągu kilku sekund stał się trenerem pokonanym. W tym meczu Manchester City mógł mówić o wielkim pechu. Niewytłumaczalna postawa Aymerica Laporte, który będąc jednym z najlepszych obrońców na świecie w tym sezonie, zawinił przy wszystkich trzech trafieniach gości. VAR i sędzia Cakir, który najpierw uznał bramkę Llorente po możliwym zagraniu ręką, by później odebrać triumf City na ostatniej prostej.

A co jeśli Pep miał rację? Być może rzeczywiście Manchester City nie był gotowy na triumf, ale z innych powodów niż sądził. Może to Pep nie potrafił ich odpowiednio przygotować? Przypomnijmy sobie te wszystkie wypowiedzi przedmeczowe Guardioli. Mówił, że jego piłkarze nie są faworytami do wygrania Ligi Mistrzów. Może właśnie w kluczowym momencie zabrakło pewności siebie? Istnieje cienka różnica między zdejmowaniem presji ze swoich piłkarzy, a brakiem wzbudzenia w nich odpowiedniej motywacji. Uderzający był kontrast między zachowaniem Hiszpana przy linii bocznej, a Mauricio Pochettino. Menedżer Tottenhamu do końca pozostawał spokojny, udając niewzruszonego człowieka przy linii bocznej. Biła od niego wiara, że jego podopieczni ostatecznie wyjdą ze starcia zwycięsko. A Pep? Szalał raz po raz w swojej strefie. Jego nerwowość wydawała się przekładać na zespół, bo City straciło dwie, niepotrzebne bramki już w pierwszych 10 minutach meczu.

Do tego dochodzą niezrozumiałe decyzje taktyczne. Czy warto było oszczędzać zespół w pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym? Wyjście na wyjazdowy mecz z Delphem, Otamendim czy Mahrezem musiało skończyć się źle. Wątpliwości budzą też przeprowadzone zmiany. Dziwi tak mała liczba minut, jaką otrzymał Leroy Sane. Niemiec, będący ostatnio w znakomitej formie, został wpuszczony na boisko najpierw w 89., a wczoraj w 84. minucie. To najlepiej pokazuje, że Pep nie do końca ufa temu piłkarzowi. Z drugiej strony dziwi to, jak długo Pep trzymał Davida Silvę na boisku. Pomocnik rozegrał naprawdę katastrofalny dwumecz i w pewnym momencie aż prosił się o zmianę.

City może przegrać sezon w 180 minut

Nie ma jednak czasu na rozpaczanie. Już w sobotę City będzie miało okazję do rewanżu na „Kogutach”. Drużyna Guardioli podejmie Tottenham w meczu ligowym, który może okazać się decydujący w kontekście walki o mistrzostwo Anglii. Niezwykle ciekawe będzie to, jak Manchester City zareaguje na porażkę w Lidze Mistrzów. Czy załamie ich w kluczowym momencie, a może wyzwoli dodatkowe pokłady sportowej złości? Najbliższe dni będą niezwykle istotne dla całego sezonu Guardioli. Tu bowiem można przegrać kolejne trofeum. Niewątpliwie taki sezon zakończony jedynie zdobyciem Pucharem Ligi i Pucharem Anglii będzie porażką. Podobnego zdania jest ekspert Sky Sports, Paul Merson:

Dzieli ich jeden zły mecz od fatalnego sezonu. To klasowa drużyna, która powinna wygrać ligę. Mają na to piłkarzy. Wygranie FA Cup i Carabao Cup nie będzie sukcesem. Teraz czeka ich ogromna presja. Mają 90 minut na to, by uratować ten sezon. Drugie miejsce nie będzie zadowalające dla City.

Czy Guardiola będzie potrafił odzyskać ogień wśród swoich zawodników, którzy byli zdruzgotani po końcowym gwizdku sędziego? Teraz schematy taktyczne schodzą na dalszy plan. Guardiola z trenera, który analizuje najdrobniejsze boiskowe szczegóły, musi przyjąć rolę psychologa.

 

Słówko o Tottenhamie

Oddajmy jednak królowi, co królewskie. Półfinał Ligi Mistrzów to dla Tottenhamu gigantyczne osiągnięcie. To nie tylko pierwszy półfinał Ligi Mistrzów w historii tego klubu, ale w ogóle pierwszy półfinał europejskich rozgrywek od 57 lat. Gigantyczne osiągnięcie, tylko potęgowane przez okoliczności tego sezonu – suche okno transferowe, zmęczona kadra po mundialu, ciągle urazy Harry’ego Kane’a, brak własnego stadionu aż do kwietnia. Drużyna Pochettino zostawiła wczoraj na boisku wszystko, co miała. Rozegrali kapitalny mecz, który musiał podobać się każdemu postronnemu widzowi. Na uznanie zasługuje Son, który w całym dwumeczu strzelił trzy bramki i pokazał, że potrafi naprawdę godnie zastąpić kontuzjowanego Kane’a. Swój moment miał Fernando Llorente. Krytykowany i wyśmiewany Llorente, który wprowadził swój zespół do grona czterech najlepszych klubów w Europie. Futbol jest piękny.

Niezależnie od tego, czy „Koguty” ostatecznie zagrają w madryckim finale, oni są już zwycięzcami. Mając przed sobą przeróżne przeciwności losu, oni potrafili je przezwyciężyć i osiągnąć wynik ponad stan. Ta drużyna wreszcie dojrzała. Dojrzał też Mauricio Pochettino, dla którego zdecydowanie był to najlepszy wieczór w trenerskiej karierze. Historia zatoczyła koło, bo przecież pierwszym zwycięstwem Argentyńczyka w roli menedżera było pokonanie Guardioli w derbach Barcelony.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze