Mainz wygrywa pierwszy raz w 2013 roku


W cieniu 142. Revierderby na Coface-Arena odbyło się starcie lokalnego FSV Mainz z dużo bardziej renomowanym Bayerem Leverkusen. Jedyna bramka padła z rzutu karnego, a jej strzelcem był w 61. minucie Ivanschitz.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeszcze przed meczem wiadomo było, że obie drużyny zagrają mocno osłabione. W ekipie gospodarzy z powodu kontuzji niedostępni byli Nikita Rukawycja, Junior Diaz i Jan Kirchhoff. Obawiano się również braku Elkina Soto, jednak ostatecznie piłkarz gotowy był do gry i od pierwszych minut przeciwstawiał się drużynie przyjezdnej. Trener Mainz nie mógł skorzystać również z nie w pełni zdrowego Niko Bungerta oraz zawieszonego za kartki Radoslava Zabavnika. Znacznie mniej kłopotów miał trener Bayeru, który nie mógł wystawić jedynie Omera Topraka, Philippa Wollscheida oraz Karima Bellarabiego.

Sobotnie spotkanie było wyjątkowym dla Andre Schürlego, który powrócił na stare śmieci, na stadion w Mainz, gdzie stawiał pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu. W 66 spotkaniach pierwszej drużyny klubu z Moguncji strzelił 20 bramek. W 25 spotkaniach w barwach „Aptekarzy” zmusił bramkarza do siedmiokrotnego wyjmowania piłki z siatki.

Pierwsza groźna akcja została przeprowadzona sześć minut po rozpoczęciu meczu. Błąd defensywy Leverkusen mógł wykorzystać Adam Szalai, jednak jego uderzenie po rykoszecie wyszło na zaledwie rzut rożny, który nie przyniósł gospodarzom oczekiwanych rezultatów. Kilkadziesiąt sekund później Michal Kadlec grający w miejsce Sebastiana Boenischa nie dopilnował Muellera, który wyprzedzając go w polu karnym, nie trafił w piłkę dośrodkowywaną z mniej więcej 30. metra.

Gospodarze próbowali atakować głównie skrzydłami, jednak najgroźniejsza akcja prowadzona była środkiem boiska. Piekielnie mocne uderzenie Adama Szalaiego mogło otworzyć wynik, jednak futbolówka kopnięta z 20. metra odbiła się od spojenia poprzeczki i słupka. Ku sporej niespodziance wszystkich w pierwszych minutach dominowali gospodarze, którzy co rusz atakowali bramkę strzeżoną przez Bernda Leno. „Aptekarze” starali się jednak odpowiadać na ataki gospodarzy, jednak żaden strzał nie leciał nawet w światło bramki.

Kolejne minuty przyzwyczaiły gości do takiego, a nie innego stylu gry gospodarzy, a wysoki pressing pozwolił im coraz częściej tworzyć sobie groźne sytuacje, takie jak ta z 25. minuty gry. Znakomite, długie zagranie z pod własnego pola karnego minęło całą defensywę graczy z Moguncji, którzy zostawili w sytuacji sam na sam Kiesslinga z Wetklo, ten jednak pewnie obronił strzał lecący prosto w niego.

Okazało się również, że spotkanie z Coface-Arena było ciekawsze niż Revierderby, a na trybunach pojawił się sam Joachim Loew. Kolejne doskonałe zagranie mógł wykorzystać Ivanschitz, który znalazł się sam na sam z Leno, jednak tak jak Kiessling uderzył prosto w bramkarza. W końcu jednak piłka znalazła się w siatce, lecz pakujący ją do pustej bramki Reinartz znajdował się na spalonym.

Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ zmianie. Mieliśmy więc bezbramkowy remis w starciu Mainz – Bayer.

Druga połowa od początku nie porwała. Obie drużyny zaczęły grać bardzo chaotycznie i niedokładnie. Brakowało opanowania i chłodnej głowy, co niestety nie przyniosło kibicom zbyt wielu pięknych akcji, strzałów ani sytuacji podbramkowych.

„Aptekarze”, podobnie jak w pierwszej połowie, stosowali na gospodarzach wysoki pressing, który skutkował bardzo dużą liczbą wybić typu „byle dalej od własnej bramki”. Oczywiście piłkarzom z Moguncji nie przyniosło to żadnych korzyści. Ponadto próby wychodzenia spod własnego pola kończyły się utratą piłki na korzyść gości jeszcze na własnej połowie. Wszystko składało się na korzyść ekipy przyjezdnych, jednak ci nie umieli wykorzystać nadarzających się sytuacji.

Bayer atakował, Bayer marnował. Każdy kolejny atak gości wiązał się albo z obroną bramkarza, albo z fatalnym wykończeniem sytuacji. Świetne dośrodkowanie na 11. metr do Bendera, który świetnie złożył się do woleja. I na tym można skończyć chwalenie tej akcji Bayeru. Wykończenie akcji było fatalne i strzał odbił się od band reklamowych kilka metrów od prawego słupka bramki Wetklo.

W sporcie funkcjonują głównie dwa piłkarskie powiedzenia: „niewykorzystane sytuacje lubią się mścić” oraz „szczęście sprzyja lepszym”. W tym przypadku sprawdziło się tylko pierwsze. Obrońca gości dotknął piłki ręką, a sędziemu pozostało wskazać na wapno. Pewny strzał Andreasa Ivanschitza pozostawił Bernda Leno bez szans.

Kilkadziesiąt sekund później mogło być 1:1, jednak strzał Kiesslinga został zablokowany siedem metrów przed bramką. Tuż po utracie bramki wściekły był duet trenerski Hypiia Lewandowski, który wyraźnie pokazywał swoje niezadowolenie z wyniku i przebiegu spotkania. Bo jak tu być zadowolonym, gdy dośrodkowanie Gonzalo Castro z rzutu wolnego kończy się na trybunach?

Od strzelenia bramki Mainz zepchnęło swojego rywala do defensywy, jednak nie zabrakło akcji, które mogłyby zakończyć się bramką dla gości. W porę reagowali obrońcy, zażegnując nadchodzące niebezpieczeństwa. Drugi rzut karny dla moguncjan próbował wywalczyć Zimling, padając na murawę na piątym metrze, jednak sędzia nie dał się na to nabrać i kazał wstać mu i kontynuować grę. Decyzja nie spotkała się z aprobatą publiczności, jednak jak pokazały powtórki, sędziujący to spotkanie Niemiec miał rację.

Trenerski duet Bayeru Leverkusen chciał postawić wszystko na jedną kartkę, wychodząc z ofensywnymi zmianami. Od 79. minuty na boisku w miejsce Michala Kadleca wszedł Arkadiusz Milik. Polak miał wzmocnić atak „Aptekarzy”.

Niesamowitą okazję do strzelenia gola  w przedostatniej minucie regulaminowego czasu gry miał Carvajal, który uderzeniem z woleja z pola karnego zaskoczył Wetklo, jednak ten, szczęśliwie acz skutecznie, obronił strzał brzuchem.

Wynik do końca spotkania nie uległ zmianie, a Mainz wygrało u siebie pierwszy raz w 2013 roku. Ostatnie zwycięstwo w domu odnotowało 15 grudnia 2012 roku, kiedy to podejmowało Stuttgart.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze