Po remisie w meczu z Koroną Kielce pod adresem trenera Wisły padło sporo krytycznych uwag. Obserwatorzy narzekali na zmiany dokonywane przez Holendra w trakcie spotkania.
Podczas niedzielnego spotkania szkoleniowiec wicemistrzów Polski dokonał kilku zmian, które zaskakiwały nie tylko krakowskich kibiców, ale także oglądających mecz dziennikarzy. Fani dziwili się, że z boiska zdjęty został Patryk Małecki, który należy do liderów drużyny w rundzie wiosennej.
– Przede wszystkim musieliśmy dokonać tej zmiany, ponieważ czerwoną kartkę dostał Sobolewski i na boisko musiał wejść defensywny pomocnik. Musiałem wybierać pomiędzy jednym z ofensywnych piłkarzy. „Mały” miał już żółtą kartkę, a dodatkowo mając na boisku Meliksona, Genkova i Kirma mogliśmy łatwiej zmieniać nasz system gry w późniejszym etapie meczu – mówił trener piłkarzy ze stadionu przy ulicy Reymonta, tłumacząc swoją decyzję.
Dziwna wydawała się również decyzja o zdjęciu z boiska bardzo skutecznego tego dnia Genkova. Wraz z jego zejściem goście grali na boisku bez napastnika.
– Zdecydowałem się na wystawienie dodatkowego środkowego pomocnika, żeby drużyna zyskała większą kontrolę nad grę. Zadziałało to idealnie, ponieważ grając w dziesięciu stworzyliśmy cztery czy pięć naprawdę świetnych sytuacji do zdobycia gola. Poza tym Genkov był lekko kontuzjowany, więc to było dodatkowym argumentem przemawiającym za ściągnięciem go – broni się Holender.
Ostatnia zmiana również nie wyszła trenerowi Wisły na dobre. W miejsce ruchliwego Maora Meliksona na placu gry pojawił się od dawna w Wiśle niepotrzebny Wojciech Łobodziński. Jak wyjaśnił Maaskant, zmiana ta miała poprawić grę obronną Wisły na skrzydłach. Tylko, że Łobodziński nigdy nie radził sobie zbyt dobrze w obronie.
Teraz fani Wisły liczą na to, że zmiany w spotkaniu z Koroną były tylko wypadkami przy pracach, których Maaskant nie popełni w kolejnych meczach, bo przecież w nich rozstrzygnie się walka o tytuł.