Liczący 600 tysięcy mieszkańców Luksemburg, kraj uznawany za finansowe eldorado coraz śmielej radzi sobie w futbolowej rzeczywistości. Ale czy piłka w tej części Europy jest w stanie zrobić znaczny krok do przodu? Czy nastaną czasy, w których przestaną nas dziwić zwycięstwa Luksemburczyków?
Piłkarska federacja Luksemburga zajmuje obecnie 44. miejsce w rankingu UEFA oraz 91. w FIFA. Na pierwszy rzut oka nie wzbudza to podziwu, lecz poczynania tamtejszych klubów na tle innych malutkich państw uchodzących za „chłopców do bicia” dają do myślenia i wskazują na postęp i coraz śmielsze ambicje.
Pierwsze sukcesy
Za pierwszy przebłysk można uznać sensacyjne wtedy wyeliminowanie mistrza Austrii, Red Bull Salzburg, w 2. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów przez F91 Dudelange w sezonie 2012/2013. Kolejnym sukcesem była eliminacja szkockiego Glasgow Rangers przez Progres Niederkorn w sezonie 2017/2018. W obecnie trwających eliminacjach do LE los ponownie złączył ze sobą oba kluby, na półmetku Rangersi prowadzą 2:0.
W sezonie 2018/2019 pierwszy raz w historii mistrz Luksemburga F91 Dudelange zakwalifikował się do fazy grupowej Ligi Europy, wyrzucając wcześniej mistrza Polski Legię Warszawa, a w ostatniej rundzie rumuński CFR 1907 Cluj. Niewiele wskazywało na sukces Dudelange, tym bardziej że odpadli już w 1. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z węgierskim Fehervarem. Ostatecznie w Lidze Europy zdobyli jeden punkt, bezbramkowo remisując z hiszpańskim Betisem Sevilla.
Piłkarskie realia w Luksemburgu
Co stoi za coraz lepszymi wynikami luksemburskich klubów w Europie, kiedy to w Polsce od lat zastanawiamy się, co jest nie tak? Niejednokrotnie mogliśmy usłyszeć tłumaczenia polskich trenerów o za krótkim okresie przygotowawczym, o męczących podróżach na Kaukaz, a nawet o sztucznej murawie. W większości piłkarze występujący w lidze luksemburskiej łączą pracę z grą w piłkę. Niewielu gra wyłącznie w klubie. Tylko trzech szkoleniowców w tamtejszej ekstraklasie ma podpisany profesjonalny kontrakt.
Michał Mroch występujący obecnie w luksemburskim amatorskim klubie CS Grevenmacher w jednym z wywiadów powiedział: – Tutaj w Luksemburgu nie musisz grać dla pieniędzy, bo wszyscy je mają. Jeden z moich kolegów z czwartej ligi przyjeżdżał na treningi najnowszym Porsche Carrera, drugi miał Range Rovera, trzeci Audi A7. Przyjeżdżają z fajnych stanowisk w banku czy szpitalu i mają pieniądze. Oni nie muszą trenować, ale chcą. Mój kolega był jednym z szefów w Mercedesie, kończył pracę o 18 i codziennie jechał jak najszybciej do klubu. Nie musiał, ale chciał.
Byłem w drugoligowych szatniach jak w Bałtyku Gdynia, gdzie miałem podpisywać śmieszną umowę. Nie mówmy, że druga liga polska jest profesjonalna, skoro zaoferowali mi 500 złotych. Chłopakowi z Gdyni, wychowankowi… Śmiejesz się, ale tak to wygląda. Przecież nie starczyłoby mi nawet na paliwo. Gdy wchodziłem do szatni, widziałem ludzi z zegarkami wielkości ręki, wymalowane głowy, tak obcisłe spodnie, że nie powiem, co było widać. Oni wszyscy uważali się za wielkich piłkarzy! „Gram w drugiej lidze, jestem piłkarzem”. Tutaj chłopaki w trzecich ligach zarabiają po 30 tysięcy złotych – nie z piłki, z interesów. Oni to robią z miłości do piłki. Ciężko pracują, a potem ciężko trenują. Nawet w ekstraklasie piłkarze nie mówią, że są piłkarzami. To po prostu ich hobby.
Nie zapomnę swojego pierwszego treningu w Arce. Jeden ze starszych zawodników kopnął z woleja tak daleko, jak się dało i krzyknął: – Młody! Po piłkę! Oczywiście nie poszedłem, podpadłem. Dwa treningi i się skończył mój epizod w Arce.
Rozwój i szkolenie
Nad piłkarzami w Luksemburgu nie ciąży żadna presja. Grają dla przyjemności i oddają całe serce na boisku. Nie znajdziemy tam gwiazdeczek i królów szatni. Za rozwój rodzimych piłkarzy odpowiada reprezentacja, która ogranicza wolność szkolenia klubom w ekstraklasie i na szczeblu niżej. Prawo mówi o minimalnej liczbie siedmiu Luksemburczyków w klubie, którzy mogą być potencjalnymi reprezentantami kraju. W taki sposób federacja chce podnieść poziom piłkarski w kraju.
Wyniki reprezentacji narodowej również są coraz lepsze. Wygrane z Gruzją, Węgrami czy chociażby remis z Francją można uznać za spory sukces jak na tak malutkie państwo, gdzie piłka nożna odgrywa marginalną rolę.
Piłkarska organizacja w Luksemburgu wygląda na przemyślaną i konsekwentnie idzie to w kierunku coraz lepszych wyników na arenie międzynarodowej. Kto wie, czy za kilka lat zwycięstwa z innymi większymi klubami nie będą już żadną sensacją, lecz czymś powszechnym. Może polskie zespoły mogłyby się czegoś nauczyć od luksemburskich drużyn. Cierpliwość i zrzucenie presji pomogłyby naszym piłkarzom. Oczekiwania są za duże i z góry zakładamy, że musimy wygrać, a mijają lata i kraje, które kiedyś były piłkarskim trzecim światem, rozwinęły się i to teraz my musimy zacząć gonić resztę stawki.
Luksemburg jest wciąż słaby, za to przypadek Islandii, która ma bardzo dobrą reprezentację i chyba 3 raz z rzędu zagra na wielkim turnieju jest bardzo ciekawy.