Łukasz Broź: Jestem dumny z bycia częścią historii polskiej piłki (WYWIAD)


Rozmowa m.in. o ogrodzie u teściowej, specyfice walki z kontuzją, formie z jesieni, planach na przyszłość i diagnozie problemów młodych piłkarzy - Łukasz Broź, piłkarz Śląska Wrocław

11 maja 2020 Łukasz Broź: Jestem dumny z bycia częścią historii polskiej piłki (WYWIAD)
Pawel Andrachiewicz / PressFocus

Ktoś, kto śledzi ekstraklasę od 2006 roku, musi znać tego jegomościa doskonale. Na poziomie seniorskim spędził on siedem lat w Widzewie Łódź, by potem (nie bez kontrowersji) przejść na pięć lat do Legii Warszawa będącej na szczycie swoich możliwości w XXI wieku. W 2018 roku nastał jednak czas na zmiany i od dwóch lat Łukasz Broź broni barw Śląska Wrocław. Co ważne, jeszcze przed poważną kontuzją z naprawdę dużym powodzeniem. Dzisiaj 34-latek z Giżycka należy już do grona ekstraklasowych wyjadaczy, czym emanuje również podczas rozmowy. Rozmowy nie tylko o piłce, bo także na tematy życiowe.


Udostępnij na Udostępnij na

Śląsk Wrocław przoduje, Broź mu króluje!

 

Co u Ciebie słychać? Zdrowie dopisuje? Domyślam się, że powietrze w lasach Giżycka dobrze służy.

Tak naprawdę wszystko jest w porządku. Niedawno minęło pięć miesięcy od operacji, kolano dobrze się goi, a na dniach będę miał badania, żeby dowiedzieć się, jak dokładnie wygląda stan mięśni. Czy one się odbudowały i czy taka sama siła jest również w drugiej nodze. Wtedy będzie wiadomo, czy powoli będę mógł już wracać do normalnego treningu. A jeśli chodzi o lasy, na pewno dzięki nim dużo przyjemniej wygląda pobyt na Mazurach w tej sytuacji, jaką mamy. To jest fajne np. do zrobienia treningu.

Rozumiem, że w przypadku zdrowej nogi również starałeś się dbać o odpowiednie obciążenia? Przy tego typu kontuzjach piłkarzom zdarza się tę kwestię zaniedbywać.

Tak, ale przede wszystkim poświęciłem pięć miesięcy na to, żeby kontuzjowana noga doszła do pełnej sprawności. W tej kwestii przez cały czas byłem w kontakcie ze swoim fizjoterapeutą z Warszawy, który wysyła mi treningi, a ja je regularnie wykonuję.

A wytrzymujesz bez piłki? Spodziewam się, jak może wyglądać Twoja odpowiedź, ale pytam pod kątem tego, czy w ciągu ostatnich pięciu miesięcy znalazłeś sobie może jakieś inne hobby w ramach zastępstwa. Czy może jednak rodzina pochłania dużo wolnego czasu?

Właśnie o to chodzi. Tuż po kontuzji wiedziałem, co mnie czeka, bo już coś takiego przeżywałem. Nastawiłem się więc na półroczną przerwę i szczerze mówiąc, na początku tylko odpoczywałem. W oderwaniu od piłki i w skupieniu na rehabilitacji razem z rodziną. I tak naprawdę dopiero teraz, w tym ostatnim okresie, kiedy zapanowała pandemia koronawirusa, a my dowiedzieliśmy się o wznowieniu ekstraklasy – niestety bez kibiców, szkoda – coraz bardziej zacząłem czuć, jak mi się chce wrócić do futbolu, treningów i meczów.

Czyli do tej pory raczej nie miałeś okazji wyskoczyć na ryby na Mazurach.

Ryby, ryby… Odnośnie do innego zajęcia – ryby tylko rekreacyjnie. Nie jestem jakimś zapalonym wędkarzem (śmiech). Nie łowię, ale bardzo lubię np. rekreacyjne spacery czy jazdę na rowerze. Ostatnio nawet objechałem jezioro Negocin – to jakieś 36 km – dosyć szybkim tempem w godzinę. Podobają mi się również całodniowe wypady rowerowe liczące więcej niż kilkadziesiąt kilometrów. I czas nad wodą. Wiadomo, że nie można jeszcze ze wszystkiego korzystać, ale lubię też skutery wodne. Czy łódki, na których można miło spędzić czas z rodziną.

Można więc powiedzieć, że bez piłki aż tak bardzo się nie nudziłeś (śmiech).

Nie nudziłem się i nie ma co się nudzić tak naprawdę! Ja akurat jestem osobą, która nie potrafi usiedzieć na miejscu. Zawsze jakieś zajęcie sobie znajdę. Np. trawę trzeba skosić – o, kolejne zajęcie. To też lubię robić. Ostatnio mam właśnie więcej takich obowiązków ogrodowych.

W normalnych okolicznościach pewnie nie miałbyś na to czasu.

Dokładnie, a odkąd jesteśmy na Mazurach, czyli od półtora miesiąca, skupiłem się w wolnym czasie na tym, żeby zadbać o ogród u teściowej i swój. Mogłem na spokojnie poprzycinać krzewy i wygląda to teraz dużo lepiej.

Rozumiem, chwilowo z piłkarza zamieniłeś się w ogrodnika (śmiech). Ale chwila chwilą, muszę zapytać Cię o przyszłość. Jak sam wiesz, lata niestety lecą nieubłaganie. W związku z tym masz już może jakiś plan na tzw. życie po życiu? Czy w wieku 34 lat jeszcze o tym nie myślisz i chciałbyś zostać piłkarzem długowiecznym?

Akurat jestem taką osobą, która nie planuje, co będzie za jakiś czas. Za dwa lata, rok czy nawet pół roku. Skupiam się na teraźniejszości, a jeśli już myślę o przyszłości, to może maksymalnie z miesięcznym wyprzedzeniem. Wiadomo, mam zaplanowane już pewne rzeczy, które po zakończeniu przygody z piłką będą przynosiły mi finansowe korzyści. Jestem zabezpieczony na okres po zakończeniu kariery, a będzie się on kręcił wokół wynajmu apartamentów na Mazurach. Poza tym czuję, że mam w głowie jakiś plan i że będę chciał robić coś związanego z piłką. Nie wiem, co to dokładnie będzie, ale jest kilka opcji. Czas pokaże.

Odnośnie do jednej opcji, która wpadła mi do głowy, jeszcze Cię dopytam. Teraz chciałbym zapytać o coś, co mogło Ci pewne plany pokrzyżować i poważnie wyrwać z rytmu. Chodzi o kontuzję…

Tak, niestety nie jest to przyjemny moment w karierze.

Właśnie, więc powiedz – pojawił się w tym przeżyciu jakiś moment załamania? Wiem, że powiesz coś typu „jestem twardy”, ale czy np. tuż po samym incydencie, choćby na moment, w środku nic nie pękło? I nie mówię oczywiście tylko o więzadle. 

Nieee, życie (śmiech). Takie jest życie i jestem tego świadom, że w pewnym momencie może się coś wydarzyć i przekreślić przygodę z piłką. Ale po badaniach okazało się, że uszkodzone są jedynie więzadło krzyżowe i minimalnie boczne, a do tego lekko uszkodzona łękotka. Reszta się trzyma. Nie było więc tragedii i w ogóle nie myślałem o tym, że kończę. Wiedziałem natomiast, że czeka mnie żmudna rehabilitacja, która nigdy nie jest łatwa. Wiedziałem, że trzeba się mocno poświęcić i pracowałem przede wszystkim dla siebie, żeby wrócić do zdrowia.

Zresztą coś takiego też często powtarzałem młodym zawodnikom. Że nie oszukujesz swojego trenera robieniem krótszych treningów czy w ogóle nierobieniem czegoś, tylko oszukujesz samego siebie. Wtedy wrócisz do gry później albo to będzie tak się przeciągało, że po powrocie na boisko coś znowu się wydarzy, bo okaże się, że nie masz silnych nóg.

Sam pewnie wiesz z własnego doświadczenia, bo to w końcu nie pierwsza twoja kontuzja, że z kolei nie ma też co przyśpieszać.

Tak, tak. Ostatnio miałem nawet rozmowę na ten temat z fizjoterapeutą i zdaję sobie sprawę, że lepiej wrócić tydzień później niż tydzień za wcześnie.

Zastanawiam się, co tak długa walka z kontuzją i powrotem do zdrowia dla Ciebie oznacza. To bardziej test psychiczny czy fizyczny 

Wydaje mi się, że wszystkiego po trochu. To też zależy od wsparcia, jakie dostajesz. Wiadomo, że nie każdy jest mocny psychicznie i może takie sytuacje przechodzić w różny sposób. Dlatego wsparcie i motywacja ze strony bliskich ci osób są niezwykle ważne. Niektórzy potrzebują usłyszeć dobre słowo, żeby podnieść się z kanapy i zacząć chodzić… I głowa! Trening i wytrzymałość w myśleniu o tym, że warto dążyć do powrotu, bo to przecież nie koniec. Wiele może być jeszcze przed tobą, choć oczywiście zależy, kto i w jakim wieku odniósł kontuzję.

Ale też chodzi nawet o to, żeby wrócić do pełnej sprawności. Przejść rehabilitację, żeby potem móc pograć z dzieciakami na podwórku czy umówić się z kumplami na boisku. Chodzi o to, żeby normalnie funkcjonować, a nie kuśtykać i zostawiać nogę za sobą. Więc jest to trudne, nie ma co ukrywać. Taka półroczna przerwa niesie ze sobą tak naprawdę masę trudnych dni, gdy czasami jesteś zmęczony, ale wiesz, że musisz to zrobić, bo to dla ciebie bardzo ważne. Z drugiej strony trzeba też robić sobie dwa, trzy dni wolnego, żeby odpocząć od wysiłku fizycznego i psychicznego. To jest wkalkulowane.

A jaką rolę odgrywała rodzina w tym okresie? Gdyby np. ją wyjąć, tak abstrakcyjnie, byłoby gorzej?

Rolę bardzo ważną i na pewno byłoby dużo gorzej, choćby biorąc pod uwagę okres po samej operacji, który jest najgorszy. Leżysz wtedy ciągle na łóżku, noga jest bezwładna… Wtedy rodzina bardzo o mnie dbała, a np. żona robiła mi obiad czy śniadanka do łóżka (śmiech).

Rozumiem (śmiech). I to tyle, jeśli chodzi o temat kontuzji, bo teraz chciałbym przejść do kwestii, która powinna wywoływać u Ciebie pozytywne wibracje. Dzieli Cię od powrotu do normalnych treningów całkiem niewiele, a skoro dochodzimy już do murawy, nie mogę nie spytać o obecny sezon. Czułeś jesienią, że przeżywasz drugą młodość i że grasz życiówkę? Myślę, że jesienią często słyszałeś hasła pt. „Łukasz Broź to najlepszy prawy obrońca ekstraklasy”.

Prawda, słyszałem. Dochodziły mnie jakieś słuchy czy to z szatni, czy z artykułów, które zdarzało mi się nieraz przeczytać. A tak w ogóle śmieję się, że to już chyba moja trzecia młodość (śmiech). Starzeję się jak dobre wino, co nie (śmiech)? I muszę przyznać, że czułem się naprawdę dobrze pod kątem fizycznym. Nogi mnie niosły i to chyba było widać, że w tamtym momencie sezonu fajnie wyglądałem. I wiem nawet, że na takim poziomie mógłbym spokojnie pograć jeszcze przez rok czy dwa. Teraz zobaczymy, jak to będzie wyglądało po kontuzji, ale po tym, co widzę, jak trenuję i jak noga się zachowuje, jestem dobrej myśli.

Myślę, że Twój dublet z Lechem będzie się wspominało latami. 

To było naprawdę bardzo fajne uczucie. Megadzień.

Powiedziałeś, że niosły Cię nogi. Że czułeś się świetnie. W końcu za Tobą dwa okresy przygotowawcze pod wodzą trenera Lavicki, dlatego zastanawiam się, jak duża mogła być w tym jego rola. Powiedz, on potrafi tak dokręcić śrubę w trakcie przygotowań do sezonu, że ktoś potem np. nie może chodzić? Bo widać po Śląsku, że ciężka praca zbiera swoje owoce.

Myślę, że trener Lavicka nie jest takim trenerem, który okres przygotowawczy robi na 100% mocy. Żeby tak zmęczyć organizm, że musimy się potem odkręcać. Wydaje mi się, że trener organizuje wszystko z głową. Na 70-80%, a przynajmniej ja to tak odczułem. I później, dopiero dzięki pierwszym meczom w lidze, dochodziliśmy do optymalnej formy. Pamiętam, że początek w lidze nie wyglądał świetnie w naszym wykonaniu, ale poprzez pracę w tygodniu już w trakcie sezonu osiągnęliśmy swoje maksimum możliwości.

I jeszcze co do dobrej gry Śląska… Wydaje mi się, że przed kontuzją duża była w tym Twoja zasługa. Nie zapomnę Twojego komentarza w szatni po meczu z Jagiellonią Białystok. Pewnie pamiętasz, Canal+ był we Wrocławiu w celu nagrania „Mikrocyklu”...

Taaak, oglądałem akurat ten fragment (śmiech).

Tak sobie wtedy pomyślałem, że nie tylko pod kątem piłkarskim jesteś dużą wartością dla zespołu, lecz także mentalnym. Chyba z wiekiem stajesz się coraz bardziej taką osobą, która nie przebiera w słowach i kiedy trzeba, łapie towarzystwo do kupy i motywuje. 

Tak, kiedy mogę, zawsze staram się podpowiadać. Czy to na boisku, czy w przerwie meczu, gdy jest najlepszy moment w trakcie spotkania, żeby coś jeszcze poprawić czy przeanalizować. Powiedzieć, gdzie i jak ktoś ma zagrać, kiedy wrócić, czy podać szybciej… To jest suma moich zebranych doświadczeń skierowanych przede wszystkim do młodszych zawodników. Natomiast kiedy już schodzimy do szatni po ostatnim gwizdku, wtedy można powiedzieć tylko coś w stylu słów, jakie ja wypowiedziałem po spotkaniu z Jagiellonią.

Nie wiem dlaczego, ale mam takie wyobrażenie, że jakby ktoś z tej młodzieży Ci podskoczył, miałby problem. I że wtedy mógłbyś go zabić samym wzrokiem (śmiech).

Nie wiem, czy tak jest. Musiałbyś ich spytać (śmiech). Ale wiadomo, nie daję sobie. Jestem taką osobą, która może na siebie wziąć naprawdę dużo, przyznając się do błędu, ale są pewne zasady panujące zarówno w życiu, jak i sporcie. Takie, których każdy powinien się trzymać.

A ile w takich sytuacjach szatniowych jest Łukasza Brozia z życia prywatnego? Czy jednak tylko boisko wyzwala w Tobie takie emocje, a poza nim starasz się być stonowany? 

Życie mnie nauczyło, że swoją energię, złość czy inne emocje trzeba przekładać na treningi i mecze. Dlatego od pewnego czasu poza boiskiem staram się być normalnym gościem. Wiesz, wyciszonym, rodzinnym i spędzającym czas z najbliższymi.

Może w tym wszystkim jest jakiś potencjał na zostanie trenerem? 

Wiesz co… Nie wiem. Życie pisze różne scenariusze, ale szczerze mówiąc, rzeczywiście coś w tym może być. Powiem ci, że mam coś takiego w sobie i czuję, że chciałbym spróbować. Dostaję nawet informacje z zewnątrz, niekoniecznie od osób związanych z piłką, że wyrastam na osobę, która mogłaby poprowadzić zespół.

Czyli jest jakiś potencjał, rozumiem. Chciałbym teraz omówić z Tobą o temat, który co prawda jest bardzo szeroki, ale mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu będziesz potrafił się do niego odnieść. Mianowicie chodzi o diagnozę rozwoju futbolu w Polsce. Wydaje mi się, że jesteś już na tyle doświadczonym piłkarzemżeby móc powiedzieć, co np. Cię drażni, co Ci się nie podoba albo co może zniszczyć dzisiaj karierę młodego piłkarza. Spotykasz się z różnymi pokoleniami w swojej karierze i na pewno widzisz pewne zmiany.

Dobrze to nazwałeś. To jest tak szeroki temat, że na trzech pasach się nie zmieścimy (śmiech). Tę kwestię można by po kolei rozkładać na czynniki pierwsze, wiesz? Omawiać każdy szczegół od podejścia do życia, przez przygotowanie fizyczne, po samą głowę…

To może pierwsza myśl, jaka przychodzi Ci do głowy.

Hmm, przede wszystkim powiedziałbym, że dzisiaj ekstraklasa jest jak sinusoida, w której przez kilka lat jest naprawdę fajnie, na niezłym poziomie, a za chwilę kolejne lata są zdecydowanie słabsze. Widać to doskonale po jakości zawodników. Albo w momencie, gdy w prawie każdym sezonie wiele drużyn ma szansę na mistrzostwo. I to tak zmienia się co kilka lat.

A pokrótce mówiąc o teraźniejszym okresie, wirus nie pomaga. Poziom finansów klubów spadnie, co odbije się na zespołach ekstraklasowych, które będą zatrudniać coraz więcej młodych, niekoniecznie lepszych zawodników. I też nie wiem, czy to nie odbije się na starszych zawodnikach, którzy mogą chcieć zarabiać więcej, żeby pomagać swoim doświadczeniem i umiejętnościami. Pensje dla nich zostaną obniżone przez sytuację, jaką mamy.

Natomiast jeśli chodzi o młodych piłkarzy, sam tego doświadczyłem, że ich podejście do życia, treningów i nawet ogólnie do futbolu jest zupełne inne w porównaniu ze starszymi rocznikami. I ja nie mówię, że oni muszą podchodzić do pewnych spraw w ten sam sposób, ale czasami dzisiejsza młodzież za bardzo czuje, że będzie się na nią stawiało. Młodsi nabierają wtedy pewności siebie i okej, to jest fajne, ale pod warunkiem, że jest ona przekierowywana na boisko. Jeśli ktoś wie, że ma umiejętności i potrafi dryblować, zrobić czasami dobrą akcję w pojedynkę, a nie na zasadzie „oddam piłkę koledze”.

Poza tym mam jeszcze kilka spostrzeżeń na ten temat. Choćby samo zachowanie w szatni po treningu. Naprawdę warto czasami odstawić telefon, nie skupiać się na nim i nie brać go do ręki tylko po to, żeby się pośmiać. Wolałbym, żeby każdy zadbał trochę bardziej o siebie. Żeby poszedł na siłownię albo kiedy ma jakiś problem z mięśniem dwugłowym czy czworogłowym, a akurat jest taka potrzeba – żeby je rozciągnął po treningu. Zadbać o inne partie mięśniowe, zadbać o tkankę tłuszczową, zadbać o dietę…

Wiadomo, że życie piłkarza nie trwa wiecznie, ale jeśli nie będziesz prowadził się tak, jak trzeba – nie będziesz grał 15, tylko 10 lat. Wtedy twoja wartość może spaść i zamiast gry w ekstraklasie będziesz tułał się po 1. czy 2. lidze. Te czynniki, które wymieniłem, mają naprawdę duży wpływ na całokształt kariery. Na ten temat można rozmawiać długo, rozkładając go na czynniki pierwsze.

Słuchając tego, dochodzę do wniosku, że wszystko, o czym mówisz, kręci się wokół jednej rzeczy – świadomości. Czyli czego nie można, czego się nie powinno robić, a co z kolei powinno…

Tak. I samo podejście tych młodych ludzi do futbolu jest momentami przerażające. Przekonałem się o tym, będąc już w kilku klubach i słysząc, co dzieje się w innych, że zawodnik po prostu cieszy się faktem, że podpisał kontrakt. Pieniądze na pierwszym miejscu, on podpisał kontrakt, trzy lata zapewnione i z głowy. Finanse zapewnione… Naprawdę szkoda. Przeraża mnie to, że młodzi ludzie patrzą w ten sposób na sport. Oni nie cieszą się tym, że mogą grać z fajnymi zawodnikami z myślą o osiąganiu określonych celów. Nie, liczy się przede wszystkim zarobek.

Wiadomo, że to też jest ważne, bo pozwala piłkarzowi ukształtować życie prywatne, ale moim zdaniem powinno się trochę inaczej do tego podchodzić. Z drugiej strony może ktoś został tak po prostu wychowany… Niektórych z kolei wychowuje podwórko.

Grzegorz Rutkowski

Też to zauważam i nie musimy nawet zaglądać do świata futbolu, żeby to zobaczyć. Również jestem młodym człowiekiem i widzę, że są zarówno bardziej, jak i mniej świadomi. I tak się zastanawiam w nawiązaniu do podejścia, jakie opisałeś… Czy miałeś do czynienia w przeszłości z takimi rodzynkami, które mocno zapadły Ci w pamięć? Np. w Legii, gdzie byłeś przez wiele lat. Tam przewijała się masa nazwisk, szczególnie z zagranicy.

Wiesz co, tylu ich było, że aż trudno byłoby sobie ich przypomnieć. Naprawdę… Poza tym gdzie nie byłem, tam zawodnicy ciągle się zmieniali po roku czy nawet po sześciu miesiącach. W Widzewie byłem siedem lat, w Legii pięć, a teraz w Śląsku mija już drugi rok, więc w każdym klubie kogoś takiego widziałem. Nie chciałbym teraz wymieniać nazwisk, ale uwierz, że dużo jest osób, które podchodzą w taki sposób do piłki. Ale takie jest życie. Niektórzy mają podejście bardziej profesjonalnie, inni mniej.

Akurat Ty jesteś z takiego rocznika, który może się kojarzyć z ciężką pracą. Rocznik Łukasza Piszczka, rocznik pracusiów (śmiech).

Tak też zostałem wychowany i tego nauczyło mnie życie. Że nie ma w nim nic za darmo.

A Ty sam, patrząc na swoją karierę, czujesz, że gdyby nie kontuzje czy pewne decyzje, które w różnych momentach mogły wybijać Cię z rytmu, mógłbyś sięgnąć wyżej? Zastanawiam się, czy czegoś żałujesz albo czy czujesz niedosyt. Mój typ to reprezentacja Polski, bo w niej masz tylko dwa występy, ale może mnie zaskoczysz. 

Staram się nie gdybać. Nie myślę o tym, co byłoby, gdyby nie kontuzja. I oczywiście takie myśli przez głowę mi przechodziły, ale starałem się jak najszybciej wyrzucać je z głowy. Tak mi się życie ułożyło, a nie inaczej, że kontuzje przytrafiały się w nie najlepszych momentach. Szkoda, naprawdę szkoda, ale mimo wszystko zawsze udawało mi się wszystko poukładać, żeby grać i żyć dalej z myślą, że robię to najlepiej jak potrafię.

A gdybyś podsumowywał swoją karierę reprezentacyjną, powiedziałbyś sobie, że czujesz mały niedosyt?

Tak jak mówisz, gdyby nie pewne okoliczności, tych występów mogłoby być trochę więcej, ale nic się nie stało. Fajnie, że mogłem być w reprezentacji choćby na moment, żeby pograć trochę z chłopakami na treningach i wystąpić w dwóch spotkaniach. Chociaż tyle.

Miałeś nawet jedną asystę, tak że można powiedzieć, że Łukasz Broź zapisał się na kartach historii reprezentacji Polski (śmiech).

Hahaha (śmiech).

Twitter.com/ŁączyNasPiłka

A powiedz, z czego z kolei jesteś dumny? Nie tylko jako piłkarz, lecz także człowiek? Może pielęgnujesz sobie w głowie jakieś fajne wspomnienie? 

Tak jak mówiliśmy sobie o tym wcześniej… Są gorsze i lepsze momenty, różne zrządzenia losu i różne decyzje. Ale gdybym miał coś pozytywnego wyróżnić, powiedziałbym, że jestem dumny z bycia częścią historii polskiej piłki. Uważam, że trochę rzeczy w niej osiągnąłem i naprawdę nie spodziewałem się, że zdobędę cztery mistrzostwa i trzy puchary Polski i że zaliczę swój epizod w reprezentacji. Jeśli chodzi o życie, jestem dumny z tego, że mam piękne córki. Zdrowe, wesołe, zadowolone… I oczywiście piękną żonę. To jest coś, czego w życiu mi najbardziej potrzeba.

A na przestrzeni prowadzenia kariery w Polsce nie przewijała Ci się taka myśl, że warto spróbować swoich sił za granicą?

Tak naprawdę nigdy nie miałem na to dużego ciśnienia. I pewnie były różne przypadki, które mnie dotknęły i miały na możliwość gry za granicą jakiś wpływ, ale nie żałuję tego. Były fajne lata i momenty, które będę chciał pamiętać. Raczej nigdy nie starałem się gdybać, żyjąc z myślą o dniu dzisiejszym i jutrzejszym.

Na koniec chciałbym zapytać Cię o przyszłość piłkarską. Nie o nowy kontrakt i o to, czy zostaniesz w Śląsku, bo tego pewnie i tak byś nie powiedział…

Tego sam nawet nie wiem (śmiech).

O, widzisz (śmiech). Chodzi mi o kwestię poziomu rozgrywkowego. Prawie cała Twoja kariera kręci się wokół ekstraklasy, ale gdyby trzeba było zejść niżej, żeby grać, nie miałbyś problemu? Np. żeby grać w 2. lidze? 

Hmm, wiesz co…

Chyba że do samego końca będziesz celował jak najwyżej.

Prawda, zawsze celuję jak najwyżej, ale jestem otwarty na przeróżne propozycje. Dla mnie ważne jest to, że ktoś chce na mnie postawić i jest gotów mi zaufać. Wtedy staram się takiej osobie odwdzięczyć moją możliwie najlepszą grą… I na pewno nie lubię półśrodków.

Na odchodne: czego Ci życzyć na przyszłość?

Mnie? Zdrówka! (śmiech). A z resztą sobie poradzę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze