LPL: Książę życia umiera


Zabierałem się do napisania tego tekstu bardzo długo. Opisać George’a Besta to jak zaśpiewać lepiej niż w oryginale utwór zespołu Queen lub Czesława Niemena – to kanony, których jak wiadomo, się nie rusza. Skala, na jaką Best poruszał umysły i wyobraźnię ludzi w Anglii, jest nie do ogarnięcia, a jego status legendy wciąż żyje, rozpalając do czerwoności coraz to nowsze pokolenia fanów futbolu. Messi? Ronaldo? To wszystko wydarzyło się już lata temu. Tragiczny koniec legendy Manchesteru United paradoksalnie dodał jedynie magii postaci „Chłopaka z Belfastu”, trudno dziś bowiem patrzeć na niego wyłącznie przez pryzmat genialnego piłkarza. George Best sytuuje się na elitarnej półce zarezerwowanej dla tragicznych geniuszy, gdzieś pomiędzy Kurtem Cobainem a Jamesem Deanem.


Udostępnij na Udostępnij na

Odurzony Piotruś Pan
Zwykle w centrum świata stał.
Wieczny chłopiec taki był,
Przegrał wszystko, nie poczuł nic,
Gdy pełną szklankę wychylił znów,
Rosły mu skrzydła i wtedy się czuł…

Artur Rojek wraz z zespołem Myslovitz w swoim utworze dokładnie oddali stan duszy George’a Besta. Gwiazdor Manchesteru był wiecznym chłopcem przyzwyczajonym do stania na piedestale, bycia podziwianym i wielbionym. Piłka była jego odskocznią do wielkiego świata, z czasem stała się jednak jedynie dodatkiem do nieustającej zabawy. Bycie najlepszym piłkarzem świata, ikoną brytyjskiego futbolu – to wszystko się nie liczyło. Ważne były jedynie kolejne podboje miłosne, kolejna butelka szkockiej. Tylko wtedy Best dostawał skrzydeł. A nie zawsze tak przecież było.

Georgie urodził się 22 maja 1946 roku w Belfaście, w Irlandii Północnej. Ta legenda różni się jednak od innych, ponieważ Best od dziecka był wyjątkowy. W wieku 11 lat dostał się do bardzo cenionej Grosvenor High School. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była to szkoła dla młodzieży wyjątkowo uzdolnionej… naukowo. Przeważnie w tego typu historiach szkoła była jedynie dodatkiem do utalentowanych młodych kopaczy. Tutaj było odwrotnie. George był świetnym uczniem, szalenie uzdolnionym. Na początku liczyła się jedynie nauka, piłka przyszła później.

Po jakimś czasie młodzianowi nie szło już jednak tak dobrze. Problemem nie były kłopoty z nauką, ale owa buntownicza natura Besta, każąca mu zawsze chadzać własnymi ścieżkami. George zaczął nagminnie wagarować, co doprowadziło w końcu do wyrzucenia go ze szkoły i zaowocowało przeniesieniem do Lisnasharragh High School, gdzie spotkał dawnych kolegów z czasów wczesnego dzieciństwa. Zaczął się bakcyl futbolu. Chłopcy postanowili zostać zawodowcami, godzinami katując piłkę po lekcjach i oczywiście… w ich czasie.

Best od dziecka był paradoksem. Był bardzo inteligentny, ale i buntowniczy, trudny do prowadzenia. Był dobry we wszystkim, co robił, i wiedział o tym. Nie bał się także mówić, że jest dobry – czy chodziło wcześniej o naukę, czy później o piłkę. Jego talent szybko eksplodował. Inteligencja była obok ulegania nałogom tym, co wyróżniało Georgiego. Wszyscy wiemy, jak ta historia się kończy i jak bardzo nie poradził sobie z samym sobą ten geniusz murawy, jednak nie możemy odmówić mu jednego – był królem paradoksów. Z jednej strony stanowił uosobienie wszystkich negatywnych cech zawodowego sportowca, typowych dla niezbyt rozgarniętych i słabo wyedukowanych chłopców wyróżniających się jedynie dobrą grą na murawie. Z drugiej zaś mentalnie różnił się od reszty graczy – był elokwentny, błyskotliwy i inteligentny. I co najgorsze, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Początek bycia królem życia stał się początkiem końca. Ale po kolei.

Powiedz Georgie Best, co poszło źle
I jak mogłeś wszystko tak spieprzyć, powiedz.
Powiedz Georgie Best, co poszło źle
I jak mogłeś wszystko tak spieprzyć?

Młodzik rozpoczął karierę w lokalnym klubie Cregagh Boys Club. Rok później otwierał już listę młodych talentów w notesie skauta Manchesteru United, Boba Bishopa. W mniemaniu szperacza od wyszukiwania młodych perełek młody Irlandczyk był geniuszem. Bishop nie pomylił się. Do United sprowadził być może najbardziej utalentowanego piłkarza w historii tej dyscypliny. 14 września 1963 roku – w wieku zaledwie 17 lat – młody Georgie miał już za sobą debiut ligowy w pierwszej drużynie Manchesteru United. Sir Matt Busby, legendarny menedżer „Czerwonych Diabłów”, nie od razu rzucił błyskotliwego skrzydłowego na głęboką wodę. Na następne szanse Best musiał czekać przyklejony do ławki rezerwowych.

Dwa przełomy w karierze Besta, kamienie wręcz milowe, to spotkanie z Burnley wygrane przez „Czerwone Diabły” 5:1 oraz bój przeciwko Benfice w roku 1966. W pierwszym – 28 grudnia 1963 roku – młodzian nareszcie wstał z ławki i strzelił bramkę, torując sobie drogę do pierwszego składu. Drugie spotkanie to ćwierćfinał Pucharu Europy, który George okrasił dwoma golami. To wtedy Europa dowiedziała się o chudym chłopaku z Irlandii, który z fantazją zarezerwowaną dotąd wyłącznie dla Brazylijczyków ogrywał obrońców jednego po drugim. Świat stał przed nim otworem.

Rok 1968 to szczyt kariery Besta. United został mistrzem Anglii i zdobył Puchar Europy, rozrywając na strzępy tę samą Benficę aż 4:1. Drużyna z Lizbony była wtedy jednym z najlepszych klubów świata, a w jej szeregach szalała legendarna „Czarna Perła z Mozambiku”, czyli Portugalczyk Eusebio. Sam Best zdobył Złotą Piłkę France Football przyznawaną dla najlepszego zawodnika w Europie. Po zdobyciu Pucharu Europy przez Manchester United wydawało się, że piłka nożna znalazła wreszcie kogoś, kto może zdetronizować Pelego. A co na to sam Brazylijczyk? „Król futbolu” tak mówił o irlandzkim skrzydłowym United:

– To najlepszy piłkarz świata.

Rok 1969 był jednak początkiem końca. Georgie zajął się biznesem, godzinami przesiadując w swoich dwóch nocnych klubach. Każdy wieczór wyglądał tak samo – alkohol, kobiety i hazard. „Chłopak z Belfastu” całkowicie popuścił lejce, wpadając w wir niekończącej się imprezy. Miał swój styl i za to kochała go młodzież. Był przystojny, modnie ubrany. Nosił się z szykiem, a z racji długich włosów nazywano go „Piątym Beatlesem”. Był ideałem całej Anglii. Kobiety wręcz piszczały na jego widok, niczym polskie gimnazjalistki w Łodzi na widok Justina Biebera. Każdy mężczyzna natomiast chciał być taki jak on: wysportowany, bogaty, przystojny, sławny. Sam Best z wrodzonym urokiem osobistym tak oto opisywał swoje życie:

– Wydałem sporo na alkohol, kobiety i szybkie samochody. Resztę po prostu roztrwoniłem.

Wydawało się także, iż to właśnie alkohol był jego największym przyjacielem, niczym diabeł siedzący na ramieniu i szepczący do ucha złe rady. Sam George mówił:

– W 1969 roku rzuciłem alkohol i kobiety – to było najgorsze 20 minut mojego życia.

Po 1969 roku następował powolny regres, upadek był coraz bliżej. Po sezonie 1973/1974 wyrzucono go z Manchesteru United, w barwach „Czerwonych Diabłów” nie ma bowiem miejsca na brak profesjonalizmu i bycie non stop na gazie. Best tułał się po różnych drużynach, aż w końcu dotarł do USA. Wszystko to było jednak jedynie marną kalką czasów minionych. A jaki był George na murawie w latach świetności?

Charakterem przypominał walczaków pokroju Roya Keane’a i Rooneya, nigdy, ale to przenigdy nie odpuszczał, gryząc wręcz trawę. Techniką i szybkością przypominał ponoć Cristiano Ronaldo, a sposobem poruszania się Leo Messiego. Z piłką przy nodze był niepokonany, był największą brytyjską gwiazdą od czasów sir Stanleya Matthewsa. W barwach Manchesteru United rozegrał 316 spotkań ligowych i strzelił w nich 137 goli. Całościowo jego dorobek w klubie z Old Trafford to 466 meczów i aż 179 bramek. Best wszedł na szczyt i spadał z niego powoli, na oczach całego świata.

Odurzony Piotruś Pan,
Książę życia umiera sam.
Spadając z krzesła, mówił mi tak:
„Nie umierajcie tak jak ja”.

Jego życie było pasmem sukcesów i porażek. Wspaniałe gole przeplatane były skandalami, jak na przykład oskarżeniem o kradzież, zgłoszonym na policję przez jego byłą partnerkę – nota bene miss świata – Mary Stavin. Best na murawie czarował kibiców, poza nią – kobiety. Był nieprawdopodobnie utalentowany, ale i nieprawdopodobnie podatny na nałogi. Sam o sobie mawiał:

– Jeśli urodziłbym się brzydki, świat nigdy nie usłyszałby o Pele.

Po zakończeniu kariery w dalszym ciągu balangował, czerpiąc garściami ze statusu pierwszego sportowego celebryty oraz playboya Wielkiej Brytanii. W 1984 roku trafił nawet na krótko za kratki za jazdę po pijaku. Jego niehigieniczny tryb życia w końcu dał o sobie znać, co skończyło się transplantacją wątroby w 2000 roku. Wydawało się, że Best wyjdzie z tego, że przestał pić. Alkoholizm był jednak silniejszy od niego. Jego matka bardzo piła, widać geny także zrobiły swoje. Legenda United wróciła do picia, umierając praktycznie z dnia na dzień na oczach swojej żony. Przerażona Angie Best wspominała, że jej męża zabili tak naprawdę ludzie, każdy bowiem chciał się napić z Bestem, stawiając mu w każdym napotkanym barze.

Organizm „Piątego Beatlesa” w końcu nie wytrzymał. Irlandczyk zmarł po długim pobycie w londyńskim szpitalu 25 listopada 2005 roku. Pochowano go w Belfaście, a w jego ostatniej podróży towarzyszyło mu ponad 100 tysięcy ludzi idących za konduktem żałobnym. W Belfaście pełno jest zresztą murali z charakterystycznym napisem: „Maradona good, Pele better, George Best”. Dzisiejsze czasy pełne są kreacji zjawisk, zdarzeń i osób, medialnych bzdur i ustawek. Best niczego nie udawał. Był zawsze sobą, do bólu autentyczny i prawdziwy. Genialny utracjusz, uciekający wciąż przed wszystkimi i samym sobą. Pozostał do końca taki sam, za swój autentyzm zapłacił jednak życiem.

Powiedz Georgie Best, co poszło źle 
I jak mogłeś wszystko tak spieprzyć, powiedz.
Powiedz Georgie Best, co poszło źle,
Dlaczego nie udało się Tobie?
Powiedz Georgie Best…

W tekście wykorzystano słowa utworu zespołu Myslovitz pt. „Książę życia umiera”.

Autor prowadzi bloga Bloodyfootball.machowina.krakow.pl

Komentarze
~mich (gość) - 11 lat temu

co tu dużo mówić, mógł być niekwestionowanie
najlepszym piłkarzem świata. w moich oczach i tak
nim jest. przykry koniec boga piłki.

Odpowiedz
~przemo (gość) - 11 lat temu

Oglądałem kilka filmów o nim na ESPN . Mógł
stać się piłkarzem wszech czasów ale skończyło
się jak skończyło . Nie bez potrzeby ten piłkarz
nosił nazwisko Best.

Odpowiedz
~chomik (gość) - 11 lat temu

fajnie sie czyta ten artykul

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze