Łotysze nie bez podstaw zaliczani są do outsiderów naszej grupy eliminacyjnej, potwierdzili swoją kiepską dyspozycję podczas spotkania z Macedonią Północną. Sama łotewska piłka znajduje się zresztą w bardzo poważnym kryzysie, ostatnie zawirowania w tamtejszej federacji wzbudzały zaś dużo więcej zainteresowania niż aspekty czysto sportowe.
Największym sukcesem w krótkich dziejach łotewskiego futbolu jest występ reprezentacji na mistrzostwach Europy w Portugalii. Przed piętnastoma laty Łotyszom nie udało się co prawda wyjść z grupy, ale nie byli też typowym chłopcem do bicia, stąd udało im się chociażby wyszarpać remis z Niemcami. Od tamtego czasu Łotwa nawet nie zbliżyła się do występu na jakimkolwiek turnieju, natomiast w swojej grupie eliminacyjnej do mistrzostw świata w Rosji przegoniła jedynie reprezentację Andory.
Problemy federacji
W ostatnich miesiącach najwięcej emocji w łotewskiej piłce wzbudzał nadzwyczajny zjazd Łotewskiego Związku Piłki Nożnej (LFF), który został zwołany niecały rok po wyborze Kasparsa Grokssa na stanowisko jego prezesa. Styl pracy byłego reprezentanta kraju nie przypadł bowiem do gustu części piłkarskich działaczy, a zwłaszcza tym mającym problem z jego hasłami oczyszczenia łotewskiej piłki z korupcji i malwersacji finansowych. W tym celu przeciwnicy Grokssa wnioskowali o przeprowadzenie kolejnego zjazdu i rozpisanie nowych wyborów.
Głównym zwolennikiem dymisji byłego kapitana kadry narodowej był Wadim Łaszenko, były reprezentant Łotwy w futsalu i szef Łotewskiego Stowarzyszenia Futsalowego, będący także oficjalnym delegatem UEFA. Zarzucał on Grokssowi głównie brak przejrzystości finansowej oraz duży wzrost wynagrodzeń władz LFF, co miało doprowadzić do pojawienia się deficytu budżetowego w wysokości prawie 2,5 miliona euro. Jednocześnie federacja miała ociągać się z zatrudnieniem nowego selekcjonera, ponieważ wakat na tym stanowisku w chwili zwołania zjazdu trwał już ponad dwa miesiące. Dodatkowo ze środowiska Łaszenki zaczęły wychodzić plotki o rzekomych związkach Grokssa z osobami, które już kilka lat temu zostały wykluczone ze struktur LFF za udział w aferach korupcyjnych.
Sam Grokss zaprzeczał podobnym zarzutom, twierdząc, że są one całkowitą fikcją i mają zniszczyć jego wysiłki na rzecz odrodzenia piłki nożnej na Łotwie, która jego zdaniem znajduje się w krytycznej sytuacji. Były kapitan reprezentacji mógł liczyć przy tym na poparcie UEFA, która wysłała na nadzwyczajny zjazd LFF swojego przedstawiciela. Europejska federacja zamierza zresztą pomóc Grokssowi już w najbliższym czasie, przygotowując wraz z Łotyszami nowy statut ich federacji. Były zawodnik m.in. angielskich Queens Park Rangers i Reading pozostał bowiem prezesem LFF, wygrywając ponowne wybory stosunkiem głosów 87:42.
Nowy selekcjoner
Z głosów krytycznych wobec Grokssa najwięcej wspólnego z samym sportem miał wybór nowego selekcjonera reprezentacji. Poprzedni szkoleniowiec Łotyszy, fiński trener Mika-Matti Paatelainen, został zwolniony w grudniu ubiegłego roku po zaledwie siedmiu miesiącach swojej pracy. Były reprezentant Finlandii, a następnie jej selekcjoner, poinformował dziennikarzy o swoim odejściu jeszcze przed spotkaniem z prezesem łotewskiej federacji, co wzbudziło zresztą spore kontrowersje.
Przed Paatelainenem w maju ubiegłego roku postawiono jasny cel – reprezentacja Łotwy miała wygrać swoją grupę Ligi Narodów i tym samym awansować do jej Dywizji C. Ostatecznie Łotysze nie wygrali żadnego z sześciu spotkań, remisując cztery (w tym dwa razy z Andorą) i przegrywając dwa mecze. W tej sytuacji przed nowym selekcjonerem Slavisem Stojanoviciem nie postawiono żadnych wygórowanych żądań, a dokładniej w ogóle nie poruszano tego tematu.
Grokss po wyborze Słoweńca stwierdził jedynie, że jego zatrudnienie było priorytetem dla łotewskiej federacji, ponieważ ma duże doświadczenie w prowadzeniu drużyn klubowych oraz ma za sobą także pracę dla reprezentacji swojego kraju. Sam Stojanović, aby objąć nowe stanowisko, zrezygnował z prowadzenia bułgarskiego Lewskiego Sofia, natomiast Łotwa nie jest dla niego całkowicie nowym kierunkiem. W drugiej połowie 2017 roku pracował on bowiem jako szkoleniowiec klubu Ryga FC.
Znikomy wybór
Każdy selekcjoner Łotwy musi mierzyć się z problemem, jakim jest niewielki wybór wśród tamtejszych zawodników. Zdecydowana większość łotewskich piłkarzy występuje na krajowych boiskach, łotewska liga należy zaś do najsłabszych rozgrywek na całym kontynencie. Dodatkowo rozgrywki Virsligi rozpoczęły się dopiero przed dwoma tygodniami, dlatego niektórzy reprezentanci znajdują się jeszcze poza pełnym rytmem meczowym. Ponadto kadrę na mecze z Macedonią Północną i Polską uzupełnili Pavels Steinbors z Arki Gdynia, Igor Tarasovs ze Śląska Wrocław, Vladislavs Gutkovskis z Bruk-Bet Termaliki Nieciecza, Valerijs Sabala z Podbeskidzia Bielsko-Biała, trzech piłkarzy występujących na szwajcarskich boiskach oraz po jednym zawodniku z lig cypryjskiej, holenderskiej, kazachskiej oraz słoweńskiej.
Największą nadzieją kadry wydaje się Roberts Uldrikis, 20-letni napastnik szwajcarskiego FC Sion, który w tym sezonie wystąpił od pierwszej minuty w zaledwie czterech spotkaniach swojego klubu. Młody Łotysz ma za sobą dziewięć spotkań i jedną bramkę dla łotewskiej reprezentacji, głośno domaga się możliwości występów od pierwszej minuty. Uldrikis zdecydował się bowiem wyrazić swoje niezadowolenie z decyzji Stojanovicia, który w meczu z Macedonią Północną wpuścił go na boisko dopiero na jedenaście minut przed końcem spotkania. W tym spotkaniu zadebiutował także 18-letni Kristers Tobers na co dzień reprezentujący barwy FK Liepawa.
Reprezentacja Łotwy przede wszystkim nie powinna zaskoczyć niczym w ofensywie. – Jej słabość obnażyły występy w Lidze Narodów, gdy miała ona problemy nawet ze strzeleniem gola Andorze – mówi Rafał Kobza z portalu Baltyckifutbol.pl. – Teoretycznie najgroźniejszy będzie doskonale znany w Polsce Deniss Rakels, ale Łotwa i tak zagra defensywnie – dodaje nasz rozmówca. Polska kadra powinna szykować się więc na niedzielny trening strzelecki.