ŁKS w dołku – czy czar beniaminka z Łodzi doszczętnie prysł?


Drużyna Kazimierza Moskala musi szybko odnaleźć właściwą drogę do zdobywania punktów

26 września 2019 ŁKS w dołku – czy czar beniaminka z Łodzi doszczętnie prysł?
Łukasz Sobala / Press Focus

Początek sezonu w wykonaniu ŁKS-u przyprawiał o nieukrywaną ekscytację. Po dwóch meczach drużyna Kazimierza Moskala miała na swoim koncie cztery punkty, pokazując przy tym dobry, ofensywny futbol. W klubie nikt nie nie chciał słyszeć o grze wyłącznie o utrzymanie. Nadchodziła bowiem nowa jakość w rodzimej lidze. Niestety, rzeczywistość okazała się dla beniaminka brutalna. Były to jedyne punkty zdobyte do tej pory, a za nami już dziewięć kolejek PKO Ekstraklasy... Co więc stało się z drużyną z Łodzi?


Udostępnij na Udostępnij na

Każda drużyna przeżywa lepsze i gorsze chwile. Sytuacja ŁKSu niebezpiecznie się jednak przedłuża. Aż siedem kolejek bez choćby jednego punktu może martwić. Tym bardziej, że ekipa z Łodzi prezentuje się coraz gorzej. Ma najwięcej straconych bramek ze wszystkich drużyn i zamyka tabelę najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Co jest w tym wszystkim ciekawego? Fakt, że ŁKS nie odstaje tak bardzo od rywali, jak wskazywałyby na to wyniki.

Statystyki nie grają?

W sześciu z siedmiu ostatnich spotkań, notabene przegranych, ŁKS przeważał w statystyce posiadania piłki w meczu. Utwierdza to w przekonaniu, że dłuższe granie piłką nie zawsze przekłada się na korzystny wynik. „Rycerze Wiosny” są więc tego idealnym przykładem. Chcą narzucić rywalom własny styl, starają się z uwagą kreować ataki pozycyjne. Do takiej gry potrzeba jednak mocnej obrony, narażonej na kontry, oraz skutecznych egzekutorów w ofensywie. Defensywa ŁKS-u wyraźnie kuleje, zaś w ataku jeden Łukasz Sekulski sytuacji nie uratuje. Tym bardziej, że w ostatnim meczu nie zagrał z powodu kontuzji.

Druga linia też nie porywa. W prawdzie Pirulo stara się „czarować”, ale nic z tego nie wynika. Dwucyfrowa liczba udanych dryblingów potwierdza po raz kolejny, że statystyki nie grają. Dani Ramirez nie spełnia pokładanych w nim nadziei, a Piątek notuje sporo strat w środku pola. To tylko przykłady zawodników, których z pewnością stać na znacznie więcej.

 

Kompromitacja z Arką

Ostatnie spotkanie beniaminka z Łodzi przyprawia o spory ból głowy. Meczu z Arką nie można nazwać porażką – to po prostu kompromitacja. Bez zbędnego owijania w bawełnę, Kazimierz Moskal potwierdził bieg wydarzeń na konferencji prasowej. Takie mecze obniżają morale drużyny i nie ułatwiają wyjścia z impasu. Brak jakichkolwiek argumentów w ofensywie, pasywna, bezbarwna gra, do tego katastrofalne błędy w obronie. Wszystko w całości wyglądało jeszcze gorzej. Drużyna Arki wyglądała przy ŁKS-ie. jak profesor, który powoli punktuje słabości swojego ucznia.

Jeśli ekipa Moskala chce się odblokować, konieczna będzie poprawa niemal wszystkich elementów gry. Szczególną uwagę należy jednak poświęcić grze defensywnej. Obrońcy w meczu z Arką sprawiali wrażenie, jakby grali ze sobą pierwszy raz. Totalny chaos, zagubienie, mnożące się błędne decyzje. Wiadomą rzeczą jest, że każdemu zdarzają się błędy, jednak na tym poziomie rozgrywek momentami sytuacja wyglądała jak kabaret.

Nasz występ to kompromitacja. Z całym szacunkiem dla Arki, ale to drużyna, która występuje z różnym skutkiem w ekstraklasie i nie jest to zespół, który powinien nas w ten sposób zdeklasować. Kazimierz Moskal

Zagrożona pozycja trenera?

Prezes klubu – Piotr Salski – kilkakrotnie powtarzał, że pozycja Kazimierza Moskala jest niepodważalna. Nawet w przypadku słabszych wyników trener miał pozostać na stanowisku. Mało tego – gdyby klub nie sprostał zadaniu utrzymania się w PKO Ekstraklasie, Moskal miał ponownie powalczyć o awans i ciągnąć ten „wózek” dalej. Można przypuszczać, że najważniejsza osoba w zarządzie, wymawiając te słowa, nie spodziewała się aż takiej drastycznej serii porażek. Ciężko wierzyć, że nad głową trenera nie wiszą obecnie czarne chmury.

Często zarzuca się klubom ekstraklasy, że zbyt szybko pozbywają się swoich trenerów. Co zatem powinien zrobić prezes ŁKS-u? Droga rozwoju drużyny z Łodzi wydaje się być ciągle sensowna. Cierpliwość w budowaniu czegoś wielkiego i niepowtarzalnego jest niezwykle istotna, ale Moskal nie wygląda obecnie na człowieka, który może podnieść drużynę pod względem mentalnym. Świadczy o tym wspomniana już konferencja prasowa. Krótkie, żołnierskie słowa, do tego minorowa mina i ogólnie rozumiany brak życia. Oto przepis na zniesmaczonego trenera.

 

Saga transferowa w trakcie sezonu

Nie tak dawno pojawiły się spekulacje, jakoby z klubem z alei Unii Lubelskiej miał pożegnać się jej podstawowy gracz – Dani Ramirez. Zainteresowany Lech Poznań miał ponoć rozmawiać już z samym zainteresowanym. Hiszpan, za pomocą portalu społecznościowego, całkowicie zdementował te plotki. Zapewnił, że skupia się wyłącznie na grze w Łódzkim Klubie Sportowym.

Takie sytuacje zapewne nie pomagają drużynie. Ciężko tworzyć kolektyw, gdy z boku słyszy się o możliwych odejściach czy zmianach. Nie często zdarza się również, by zawodnik informował o takich sprawach na portalu społecznościowym. W tym przypadku był to jednak krok godny pochwały. Zakończył sagę transferową, zanim się na dobre zaczęła. Może skupić się wyłącznie na treningach i poprawie swojej gry w meczach ligowych.

Szansa na poprawę nastrojów

Dobrym momentem na przełamanie złej passy będzie spotkanie z nieco mniej wymagającym rywalem. Najbliższy mecz z Zagłębiem Sosnowiec, w ramach rozgrywek Pucharu Polski, może okazać się również dobrym papierkiem lakmusowym obecnych możliwości drużyny Moskala. Kiedy bowiem, jak nie w takim boju, można uwierzyć na nowo w swoje umiejętności? Stawka jest więc spora. Porażka może definitywnie pogrzebać w marazmie, zwycięstwo da głęboki oddech i wleje odrobinę optymizmu w serca zawodników i kibiców ŁKS-u. Jedno jest pewne – poprawa nastrojów jest w tym momencie niezbędna, by odbudować morale i siłę drużyny!

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze