ŁKS – Łódzki Kompleks Szpitalny


Skala urazowego problemu w ŁKS-ie sięgnęła absurdalnego poziomu

19 września 2021 ŁKS – Łódzki Kompleks Szpitalny
ŁKS Łódź/Cyfrasport

Zatrudnienie nowego trenera, zakontraktowanie wielu nowych piłkarzy, w tym kilku mających bardzo bogate piłkarskie CV. W teorii ŁKS przygotował się na walkę o powrót do ekstraklasy. Nie przewidział jednak zdarzeń losowych (choć czy aby na pewno?), które znacznie utrudnią wykonanie zadania. Na Łódzki Klub Sportowy spadło urazowe fatum, które od dłuższego czasu ich prześladuje i nie opuszcza "Rycerzy Wiosny".


Udostępnij na Udostępnij na

Trudno o racjonalne wytłumaczenie genezy klątwy, z którą obecnie zmaga się ŁKS. Jasne, kontuzje są wliczone w życie piłkarzy, ale na taką skalę właściwie się nie wydarzają. – Nigdy nie miałem takiej sytuacji jak teraz – odnosił się do licznych kontuzji w zespole trener Kibu Vicuna po wczorajszym spotkaniu przeciwko Podbeskidziu Bielsko-Biała. Trudno się dziwić. Sytuacja, z którą zmaga się ŁKS, zdecydowanie nie jest normalna.

Strata filaru środka pola ŁKS-u

A tendencja od początku sezonu jest zwyżkowa. Zatem dziwić nie może, że tłumaczenie, jakoby wszystkie urazy brały się z pecha bądź z przypadku, niekoniecznie dalej przekonuje kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego. Problem może leżeć gdzie indziej. Bo jak wytłumaczyć, że od początku sezonu w zasadzie ponad połowa piłkarzy ŁKS-u zmagała się już z jakimiś większymi bądź mniejszymi problemami zdrowotnymi?

Sezon 2021/2022 ŁKS zaczynał, mając kontuzjowanych trzech zawodników i z wracającymego do zdrowia, ale będącym już w kadrze meczowej Nacho Monsalve. Dwie z trzech absencji – Corral i Dankowski – to jeszcze pozostałości po zeszłej kampanii, Ricardinho zaś kontuzji nabawił się przed sezonem. Tragedii wówczas nie było.

Bardzo szybko, bo już po pierwszej kolejce Fortuna 1. Ligi, wypadł filar środka pola – Antonio Dominguez. Uraz Hiszpana okazał się dosyć poważny, bo Dominguez na boisko wrócił dopiero wczoraj, na ostatnie pół godziny rywalizacji z Podbeskidziem. Co więcej, jak podkreślał sam zawodnik w rozmowie z ŁKS TV, pierwszy raz w karierze przytrafiła mu się poważniejsza kontuzja.

Początek problemów z defensywą

Konieczność gry bez Antonio Domingueza dopiero zapoczątkowała falę problemów Łódzkiego Klubu Sportowego. Problemów, które najmocniej dały się we znaki formacji defensywnej, która z meczu na mecz coraz bardziej cierpiała. Najpierw wypadł Nacho Monsalve, który miał być podstawowym stoperem u Kibu Vicuny, a w lidze zdążył rozegrać ledwie 53 minuty.

Po niespełna kwadransie gry przeciwko GKS-owi Jastrzębie uraz zafundował sobie Maciej Dąbrowski, który niefortunnie trafiając w murawę, wykluczył się z gry na ponad miesiąc. Dalej cierpienia sięgnęły także skrzydeł obrony, bo przeciwko Stomilowi Olsztyn nieszczęśliwie upadając na plac gry, kontuzji nabawił się podstawowy młodzieżowiec w zespole Kibu Vicuny – Mateusz Bąkowicz.

Co zatem jasne, trener ŁKS-u musiał zacząć kombinować. W dwójce środkowych obrońców obaj lewonożni – Sobociński i Marciniak – na prawej stronie ponownie cofnięty Maciej Wolski, na lewej nominalny prawy obrońca – Bartosz Szeliga. Pomieszanie z poplątaniem, ale trener Vicuna w zasadzie nie miał z czego kleić. ŁKS grał w zasadzie wyłącznie tymi, którzy byli zdrowi.

ŁKS i jego urazowe domino

Sześć kontuzji przed starciem z Miedzią Legnica, a gdyby tego było mało, to po wygranej 2:0 z zespołem Wojciecha Łobodzińskiego urazy wykluczyły z gry kolejnych piłkarzy. Przedwcześnie boisko opuścili Bartosz Szeliga oraz Jakub Tosik, zostawiając tym samym w zasadzie jedną opcję na prawej stronie boiska – Macieja Wolskiego.

Bardzo dobry mecz przeciwko Miedzi zagrał debiutujący od pierwszej minuty Mieszko Lorenc, więc i jemu fatum nie mogło odpuścić. Do szatni schodził z urazem, przeciwko Podbeskidziu w kadrze już go nie było. Podobnie zresztą jak i Stipe Juricia oraz Javiego Moreno, tej dwójki też do swojej dyspozycji we wczorajszym meczu Kibu Vicuna nie miał.

Zatem licznik kontuzji przed spotkaniem z Podbeskidziem zatrzymał się na liczbie dziewięć. Wynik godny podziwu, zważając na fakt, że owy mecz rozgrywany był w ramach dopiero dziewiątej kolejki spotkań Fortuna 1. Ligi. I co należy podkreślić, wszystkie kontuzje dotknęły piłkarzy ważnych bądź bardzo ważnych w grze Kibu Vicuni.

Skład lepiony z resztek

W obliczu tylu urazów jasnym jest, że trener ŁKS-u musiał budować wyjściową jedenastkę nie w oparciu o swoje przekonania, a bardziej kierując się obecnymi możliwościami. Tylko pięciu piłkarzy łódzkiego klubu zagrało od pierwszej minuty w pierwszym meczu ligowym – przeciwko GKS-owi Tychy – i ostatnim – z Podbeskidziem Bielsko-Biała (Kozioł, Marciniak, Rozwandowicz, Trąbka, Pirulo). Pozostałą szóstkę wyeliminowały kontuzje.

ŁKS przeciwko GKS-owi Tychy

ŁKS przeciwko Podbeskidziu Bielsko-Biała

Postawmy sprawę jasno – w normalnych okolicznościach taka jedenastka w życiu nie zaczęłaby razem meczu od pierwszej minuty. Ale na tym problemy ŁKS-u się nie zakończyły. W 20. minucie z gry wypadł lider drużyny – Pirulo – a w przerwie zmieniony z powodu (a jakże) urazu został Maksymilian Rozwandowicz. Urazowy hat-trick dopełniła jeszcze kontuzja Macieja Wolskiego, która uniemożliwiła mu dokończenie meczu.

W konsekwencji ŁKS spotkanie kończył tak (grafika poniżej). Z kadry uznawanej przez wielu za najsilniejszą w 1. lidze pozostały resztki. Oskar Koprowski na prawej stronie defensywy (a jego naturalne środowisko to lewy bok lub pozycja numer „sześć”), a z przodu tercet Kelechukwu – Gryszkiewicz – Ricardinho. Przez sezonem nie do pomyślenia, ale to możliwości w tym przypadku determinowały wybór.

Może być gorzej?

Sztab szkoleniowy Łódzkiego Klubu Sportowego ma głowę pełną problemów, a nie można wykluczyć, że będą się one namnażać. Uraz Macieja Wolskiego na szczęście poważny się nie okazał i drugi najbardziej doświadczony stażem przy alei Unii piłkarz ŁKS-u ma być gotowy na spotkanie pucharowe przeciwko Cracovii.

Niepewna pozostaje sytuacja Pirulo, który poczuł ukłucie, przyjmując piłkę zagrywaną przez Adriana Klimczaka i zmuszony był opuścić boisko. Jego stan zdrowia określą dopiero badania, które pokażą, czy i ewentualnie na ile z gry wypadnie ofensywna podpora ŁKS-u. Wszyscy przy alei Unii oczekują końca fatum wiszącego nad zespołem, ale kiedy to nastąpi – tego określić się już nie da.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze