ŁKS remisuje z Jagiellonią. Szalony mecz w Łodzi


Piątkowe spotkanie trwało łącznie... 118 minut

23 września 2023 ŁKS remisuje z Jagiellonią. Szalony mecz w Łodzi
Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź

Mówi się, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Po początku sezonu w PKO Ekstraklasie można by jeszcze dodać: i emocje do samego końca w domowych meczach ŁKS-u. Łodzianie już w trzecim starciu u siebie wywalczyli zdobycz punktową po golu w samej końcówce.


Udostępnij na Udostępnij na

W swoim życiu rzadko miałem okazję uczestniczyć w takich meczach – powiedział po spotkaniu Kazimierz Moskal. I trudno się nie zgodzić z łódzkim szkoleniowcem. Piątkowy pojedynek nie stał może na wybitnym poziomie, dostarczył za to mnóstwo emocji ponad 11 tysiącom widzów, którzy na żywo oglądali starcie wicelidera z przedostatnią drużyną w tabeli. Najlepiej świadczy o tym fakt, że spotkanie trwało łącznie… 118 minut. To prawdopodobnie nieoficjalny rekord w historii ekstraklasy.

 

Przełamanie Tejana

W mecz lepiej weszła Jagiellonia, ale to ŁKS objął prowadzenie. Do siatki trafił Kay Tejan, dla którego była to druga bramka w sezonie. Holenderski napastnik w każdym meczu dochodzi do dogodnych sytuacji, dotychczas jednak szwankowała skuteczność. Być może piątkowe trafienie doda zawodnikowi nieco więcej pewności siebie i przełoży się na dorobek strzelecki w dalszej części sezonu. Bo potencjał do zdobywania bramek atakujący ŁKS-u na pewno posiada.

Pierwsza połowa: koszmarna końcówka ŁKS-u

Kiedy wydawało się, że gospodarze utrzymają prowadzenie do przerwy, nastąpiła katastrofalna w skutkach dla łodzian końcówka pierwszej połowy. Najpierw rzut karny zamieniony na wyrównującą bramkę. Chwilę później fatalnie wyglądająca kontuzja Nacho (Hiszpan z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu został odwieziony do szpitala). Zaraz po tym druga żółta kartka i w konsekwencji czerwona dla Engjella Hotiego. W końcu czerwony kartonik dla szkoleniowca gospodarzy Kazimierza Moskala.

Wybiegłem ze strefy i rozkładając ręce, zapytałem, czy to nie jest faul na kartkę. I dostałem za to „asa kier”. Miałbym dużo do powiedzenia, ale pozostańmy przy tym, że w tym meczu było dla mnie zdecydowanie za dużo niepotrzebnych emocji. Kazimierz Moskal na pomeczowej konferencji prasowej

Bobek znowu uratował ŁKS

Łodzianie musieli zatem w drugiej połowie radzić sobie bez jednego zawodnika i swojego szkoleniowca na ławce rezerwowych.

– W przerwie meczu wszyscy się bardzo mobilizowali, dodatkowo Hoti wygłosił swoją przemowę – chwalił swoich zawodników Moskal na pomeczowej konferencji prasowej.

I choć ełkaesiacy długo bardzo mądrze się bronili, Jagiellonia zdołała wyprowadzić jeden atak, który na bramkę zamienił Pululu. W tym momencie wydawało się, że wynik spotkania jest już przesądzony, ale najlepsze było dopiero przed nami. ŁKS w ostatniej akcji regulaminowego czasu gry wywalczył rzut karny, który wykorzystał Dani Ramirez. Minęły jednak niecałe dwie minuty i sędzia Stefański wskazał na kolejny rzut karny – tym razem dla gości. Swoją pierwotną decyzję postanowił jednak skonsultować z sędziami VAR. Nastąpiła kilkuminutowa przerwa, podczas której arbiter wielokrotnie oglądał powtórki spornej akcji. A że pewności co do faulu nie miał, postanowił anulować „jedenastkę”.

Jagiellonia walczyła jednak do końca i powinna dopiąć swego. W ostatniej akcji meczu strzał Imaza głową fantastycznie wybronił jednak Bobek. To była kolejna kluczowa interwencja golkipera ŁKS-u w ligowym pojedynku.

Właściciel ŁKS-po meczu: „Stefański show”

Po meczu na trybunach, w gronie dziennikarzy i w mediach społecznościowych najwięcej mówiło się o decyzjach sędziego Stefańskiego. Ekstraklasowi arbitrzy nie mają w ostatnich tygodniach dobrej prasy. Ich sytuacji nie poprawił wczorajszy występ sędziego z Bydgoszczy. O ile nie można mieć wątpliwości co do czerwonej kartki dla Hotiego, to już inne decyzje wzbudzały sporo kontrowersji. Wydaje się, że Stefański w pewnym momencie stracił kontrolę nad meczem, czego efektem były seryjne napomnienia graczy ŁKS-u. Sfrustrowani tym faktem ełkaesiacy wielokrotnie dyskutowali z arbitrem, co miało też wpływ na gorącą atmosferę na trybunach.

Najbardziej zawrzało jednak na Stadionie Króla w końcówce pierwszej połowy, gdy czerwoną kartkę otrzymał trener Kazimierz Moskal. Znany ze spokojnego usposobienia szkoleniowiec długo nie mógł się pogodzić z decyzją sędziego. Dał temu wyraz, nerwowo wymachując rękoma w drodze na trybuny. Bardziej stonowany był za to na konferencji prasowej, podczas której starał się bezpośrednio nie komentować decyzji Daniela Stefańskiego.

Do boiskowych wydarzeń odniósł się za to za pośrednictwem portalu X właściciel ŁKS-u, Tomasz Salski. Wczesnym sobotnim porankiem napisał krótko: „Stefański show”.

Wyciągnąć wnioski z błędów

Ełkaesiacy czują się pokrzywdzeni, bo to nie pierwszy raz, gdy głównym bohaterem ich meczu staje się arbiter. Podobnie było w sierpniu w Krakowie, gdy łodzianie mierzyli się z Puszczą Niepołomice. Sędzia Patryk Gryckiewicz pokazał wówczas aż 12 żółtych kartek i jedną czerwoną, z czego aż dziewięć napomnień dotyczyło gości.

I chociaż łodzianie mogą mieć pretensje o niektóre rozstrzygnięcia, to nie zapominajmy, że kluczowe decyzje w piątkowym meczu były jednak prawidłowe. ŁKS musi zacząć wyciągać wnioski z własnych błędów, bo na ten moment ma obok Puszczy najwięcej straconych bramek w lidze. Łodzianie sprokurowali też już pięć rzutów karnych i nie można wszystkiego zrzucać na karb niepoprawnych decyzji sędziowskich. Jeśli w Łodzi myślą o utrzymaniu, kluczem będzie poprawa gry w defensywie. Na razie jednak ełkaesiacy mogą się cieszyć, bo mimo wszystko punkt z wiceliderem, zdobyty w takich okolicznościach, może być silnym bodźcem mobilizującym do dalszej pracy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze