W dzisiejszym starciu mierzyły się drużyny z piątego i czwartego miejsca w angielskiej ekstraklasie. West Ham do tej pory zaliczał świetny sezon, gdyż tak dużego dorobku punktowego na etapie 20. kolejki nie miał ani razu w historii Premier League. Liverpool za to bieżącej edycji ligi angielskiej nie zalicza do najlepszych. Do spotkania podchodził z siedmiopunktową stratą do lidera – Manchesteru City. Ekipa Jürgena Kloppa dopiero niedawno wyszła z kryzysu, pokonując Tottenham na wyjeździe 3:1. Przed tym pojedynkiem wiadomo więc było, że mają mu towarzyszyć ogromne emocje.
West Ham United w tym sezonie to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń w angielskiej piłce. Zawodnicy z London Stadium grają bardzo dobrze i przed tym meczem zajmowali miejsce dające możliwość występów w przyszłorocznej edycji Ligi Europy. Mało tego, posiadali oni tylko jeden punkt straty do swoich dzisiejszych rywali.
Nadzieje kibiców „The Hammers” dodatkowo rozpalał fakt, że Liverpool ostatnio nie był w dobrej formie, wręcz przeciwnie. Podopieczni Kloppa jednakże wygrali ostatnie spotkanie z Tottenhamem. Obawy kibiców „Młotów” przed meczem wróciły ze zdwojoną siłą.
Nie ma w tym nic dziwnego. Jak bardzo groźny w ofensywie potrafi być Liverpool Jürgena Kloppa, wie chyba każdy sympatyk futbolu. Ekipa z Anfield od ponad miesiąca grała, lekko mówiąc, kiepsko. Nie potrafiła wpakować piłki do siatki aż przez cztery kolejki Premier League. Na ligowe zwycięstwo musiała czekać jedno spotkanie dłużej, bo niechlubna seria trwała właśnie pięć konfrontacji angielskiej ekstraklasy.
Liverpoolczycy, jak już wyżej wspomniano, wygrali w ostatnim hicie 20. serii gier w Premier League. Zwycięstwo 3:1 z zespołem „Kogutów” na ich terenie pobudziło do życia nadzieję kibiców na obronę tytułu mistrzowskiego. Pojedynek z West Hamem miał okazać się jednym z kluczowych dla końcowego układu tabeli.
Kolejne kontuzje
Liverpool w tym sezonie musi zmagać się z ciągłymi urazami wśród swoich piłkarzy. Z gry wypadli na dłuższy czas tacy zawodnicy, jak chociażby: Virgil van Dijk, Joe Gomez czy Diogo Jota. Do grona kontuzjowanych graczy niedawno dołączył Fabinho, który opuścił ostatnie starcie z Tottenhamem. Niemiecki szkoleniowiec mówił na przedmeczowej konferencji prasowej o tym, że Brazylijczyk wróci do gry na mecz z Manchesterem City 7 lutego.
Klopp on Fabinho: "I think the game where Fab could be back is City (Feb 7th)."
— DaveOCKOP (@DaveOCKOP) January 30, 2021
Liverpool ma w tym sezonie ogromne problemy z wybraniem stałej pary defensorów. Każda z możliwych opcji zostaje dość szybko wyeliminowana przez kontuzję. Na środku obrony w wyjściowej jedenastce w tym sezonie ligowym wystąpiło dotychczas aż siedmiu innych piłkarzy. Jednym z najbardziej uzdolnionych na tej pozycji był właśnie Fabinho. Świadczył o tym chociażby zremisowany 0:0 mecz z Manchesterem United, w którym Brazylijczyk swoimi interwencjami wielokrotnie ratował „The Reds” z opresji.
Liverpool have started with 11 different centre-back partnerships in 20 PL matches.
Van Dijk – Gomez
Van Dijk – Fabinho
Van Dijk – Matip
Gomez – Fabinho
Gomez – Phillips
Gomez – Matip
Fabinho – Matip
Fabinho – Phillips
Fabinho – Williams
Fabinho – Henderson
Henderson – Matip— Artur Petrosyan (@arturpetrosyan) January 28, 2021
Kolejnym kontuzjowanym piłkarzem klubu z czerwonej części Merseyside jest Sadio Mane. Senegalczyk po świetnym spotkaniu z Tottenhamem niestety musiał opuścić dzisiejszy mecz. Dla Liverpoolu to ogromna starta. Mane jest kluczowym zawodnikiem formacji ofensywnej drużyny Jürgena Kloppa. Skrzydłowy nabawił się kontuzji mięśniowej przed meczem i musiał zgłosić ten problem sztabowi szkoleniowemu. Wydaje się, że uraz Afrykańczyka nie jest niezwykle poważny.
Sadio Mane misses Liverpool's clash at West Ham with a muscle injury 😬
Their injury problems just get worse and worse 🤕
Roberto Firmino drops to the bench 🧐#WHULIV pic.twitter.com/D3x97eENRP
— GOAL (@goal) January 31, 2021
Pierwsza połowa bez goli
Czy wyjściowe jedenastki zaskoczyły? Nie aż tak bardzo, nie licząc jednej zmiany w szeregach Liverpoolu. Na ławce mecz ten zaczął Roberto Firmino, który wpisał się na listę strzelców w ostatnim meczu z Tottenhamem. Jürgen Klopp lekko zadziwił, ponieważ zamiast na Brazylijczyka postawił w wyjściowej jedenastce na Divocka Origiego. David Moyes natomiast zdecydował się na żelazną jedenastkę, która grała w większości ostatnich meczów West Hamu. W składzie „The Hammers” nie ujrzeliśmy więc większych zmian.
Line ups!!! Issa Diop on the bench👁👁#WHULIV pic.twitter.com/5U6yiKBgSL
— Jay-LFC (@JasonLFC1979) January 31, 2021
Pierwsze 30 minut spektaklu na London Stadium zawodziło. W początkowej fazie meczu nie działo się nic ciekawego. Liverpool znacznie przeważał w posiadaniu piłki i widoczne było, że to on kontroluje przebieg spotkania, lecz nie potrafił znaleźć drogi do bramki. Szczelna defensywa „The Irons” nie pozwoliła w pierwszych dwóch kwadransach, aby polski golkiper – Łukasz Fabiański – kapitulował. W 25. minucie „Młoty” zdecydowały się zaatakować, ale ich próba spełzła na niczym. Dwie minuty później Liverpool też miał swoją szansę na otworzenie wyniku, jednakże sytuacja nie była dość klarowna i w spotkaniu dalej utrzymywał się bezbramkowy rezultat.
Następne minuty pierwszej części tego pojedynku nie były lepsze. Obie drużyny nie stworzyły sobie wystarczająco groźnej sytuacji i konfrontacja ta wydawała się nieco usypiająca. Większość sympatyków angielskiego futbolu mogła czuć się zawiedziona, ponieważ liczyli oni na o wiele lepsze spotkanie. Wiadomo było, że podopiecznym Davida Moyesa jak najbardziej pasuje taki rezultat. Jednakże wszyscy wokół wymagali o wiele więcej od zespołu gości. Liverpool nie zagroził w żaden sposób bramce Łukasza Fabiańskiego mimo ciągłych prób rozegrania wykonywanych przez Thiago Alcantarę.
Fantastyczna druga połowa Salaha
Wszyscy liczyli na o wiele lepszą drugą część spotkania i przede wszystkim na pierwsze bramki w dzisiejszym meczu. Zaczęła się ona jednak nieco brutalnie, gdyż w 47. minucie Declan Rice zatrzymał faulem rozpędzonego Jordana Hendersona. Jonathan Moss musiał ukarać młodego Anglika żółtą kartką za to zagranie.
Do 57. minuty najlepszą sytuację w tym meczu stworzył West Ham, gdy Michail Antonio znalazł się w polu karnym. Angielski snajper jednak chybił, a po wznowieniu gry od bramki z atakiem ruszył Liverpool. To właśnie „The Reds” otworzyli wynik spotkania. Mohamed Salah popisał się pięknym uderzeniem po świetnym dryblingu i właśnie 57. minucie wpakował piłkę do siatki po asyście dopiero co wprowadzonego na boisko Curtisa Jonesa. Było to 14. trafienie Egipcjanina w Premier League.
👑 𝗧𝗛𝗘 𝗘𝗚𝗬𝗣𝗧𝗜𝗔𝗡 𝗞𝗜𝗡𝗚 👑@MoSalah has now netted 2⃣0⃣ goals in 𝐟𝐨𝐮𝐫 successive seasons for us 👏⚽️ pic.twitter.com/1C58RYGhiT
— Liverpool FC (@LFC) January 31, 2021
Na kolejne trafienie musieliśmy czekać zaledwie 11 minut. Liverpool wyprowadził zabójczą kontrę po rzucie rożnym wykonywanym przez West Ham. Świetną techniką popisał się Salah, który cudownie przyjął podanie od Xherdana Shaqiriego. Egipcjanin znalazł się tym samym na klarownej sytuacji i wykorzystał podanie Szwajcara. Bramka ta zapowiadała więc spokojne zwycięstwo Liverpoolu, który będzie kontrolował resztę spotkania.
Mohamed Salah.
Pure class 🤤 pic.twitter.com/iMHTKhHwwP
— GOAL (@goal) January 31, 2021
Miało miejsce właśnie to, czego wszyscy się spodziewali. To Liverpool utrzymywał się częściej przy piłce i dominował zespół West Hamu. Skończyło się golem Georgino Wijnalduma po świetnie skonstruowanej akcji. Holender koniec końców znalazł drogę do bramki po podaniu wcześniej wywoływanego Roberto Firmino, który zameldował się w 69. minucie na boisku.
O dziwo na listę strzelców wpisał się Craig Dawson po dośrodkowaniu Aarona Cresswella z rzutu rożnego. Mimo dominacji Liverpoolu podopieczni Davida Moyesa zdołali strzelić bramkę. Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla zespołu gości. Liverpool wskoczył tym samym na trzecią lokatę w ligowej tabeli i ma obecnie cztery punkty straty do posiadającego zaległy mecz Manchesteru City. Wydaje się, że ekipa Jürgena Kloppa odzyskała dobrą formę, co zapowiada ciekawszą dalszą część sezonu Premier League.