Dwa mecze w ciągu dwóch dni na dwóch kontynentach. Sytuacja kuriozalna, a wszystko dlatego że Liverpool wygrał Ligę Mistrzów i awansował do ćwierćfinału obecnej edycji Pucharu Ligi. W Anglii na podobną ewentualność ewidentnie nikt nie był przygotowany. A przynajmniej przedstawiciele English Football League odpowiedzialni za organizację wszystkich krajowych pucharów. Efekt? Dzisiejszego wieczoru „The Reds” desygnują do gry częściowo trzeci garnitur, który poprowadzi szkoleniowiec zespołu rezerw.
Sukces podobno rodzi sukces. Wygrana Liverpoolu w Lidze Mistrzów bez wątpienia olbrzymim sukcesem była. Podopieczni Jürgena Kloppa jako pierwszy angielski klub od sezonu 2011/2012 triumfowali w elitarnych europejskich rozgrywkach. Była radość, było powszechne zadowolenie. Aż do momentu ogłoszenia terminarza klubowych mistrzostw świata. Sukces zrodził nieoczekiwany problem.
W przypadku awansu do ćwierćfinału Pucharu Ligi Liverpool teoretycznie rozegrałby dwa spotkania w ciągu dwóch dni na dwóch kontynentach. Powszechnie dominowała jednak pewność, że do tak kuriozalnej sytuacji nikt poważny nie dopuści. Do momentu gdy „The Reds” zameldowali się w kolejnej fazie rozgrywek. Problem nabrał realnych kształtów. Zaczęło się przeciąganie liny. Przedstawiciele English Football League, podmiotu odpowiedzialnego za organizację rozgrywek, oświadczyli, że nie chcą dopuścić do złamania integralności Pucharu Ligi. Tym bardziej że akces do transmitowania spotkania Aston Villi z Liverpoolem zgłosiła telewizja. Wszystkie działania EFL miały na celu utrzymanie renomy rozgrywek, i tak przez wielu traktowanych po macoszemu. Tyle tylko, że przez decyzję Liverpoolu wyjdzie na opak.
Rezerwy w Pucharze Ligi, Liverpool w Katarze
Postawieni pod ścianą przedstawiciele „The Reds” zdecydowali się zaakceptować kuriozalny termin spotkania z Aston Villą. Spekulowano, jak Jürgen Klopp podzieli kadrę. Kogo zabierze do Kataru, a kogo zostawi. Niemiec postawił jednak wszystko na jedną kartę. Na klubowe mistrzostwa świata w minioną niedzielę wyleciał cały pierwszy zespół Liverpoolu. Triumfatorzy Ligi Mistrzów dzisiejszy pojedynek obejrzą w telewizji. Aby było ciekawiej wraz dwoma obiecującymi młodzieżowcami – Curtisem Jonesem oraz Neco Williamsem.
The boys 🤩#ClubWC pic.twitter.com/SwykK6hYUn
— Liverpool FC (@LFC) December 16, 2019
Na murawę Villa Park wybiegnie więc częściowo już nawet nie drugi, lecz trzeci garnitur „The Reds”. Tym bardziej, że nadal wątpliwy jest występ Rhiana Brewstera. Miejsce utalentowanego Anglika najprawdopodobniej zajmie ktoś z dwójki Layton Stewart, Luis Longstaff. Tak, zawodnicy których nie kojarzy nawet kibic na bieżąco śledzący wydarzenia w futbolu. Zestawienie formacji ataku nie będzie jednak wyjątkiem. W składzie Liverpoolu pojawią się gracze o których mało kto słyszał. Podobnie jak o Neilu Critchleyu, na co dzień szkoleniowcu rezerw, który w tym spotkaniu wcieli się w rolę menedżera Liverpoolu.
Cyrk? Maskarada? Tak, ale nie z powodu decyzji Liverpoolu. To akurat jak najbardziej można zrozumieć. Klubowych mistrzostw świata zespół z Anfield Road nigdy nie wygrał. Teraz stoi przed wielką szansą na dodanie trofeum do gabloty. W Pucharze Ligi „The Reds” grają natomiast co roku. To nie Liverpool jest więc prowokatorem całego zamieszania, lecz EFL. Integralność rozgrywek zostanie zachowana. A poziom sportowy? Nic nie ujmując młodym graczom z Anfield Road, będzie niższy niż gdyby spotkanie przełożono na późniejszy termin.
Dlatego można zastanowić się, kto kogo dziś ośmieszy. Czy Liverpool English Football League, desygnując głębokie rezerwy do walki o półfinał stale poddawanych pod wątpliwość rozgrywek, czy jednak w drugą stronę, to z „The Reds” będą się śmiać? Odpowiedź w dużej mierze będzie zależeć od końcowego rezultatu spotkania. Wydaje się, że idealnym wyjście z sytuacji dla obu stron byłby awans Liverpoolu do półfinału. Na papierze bardzo mało prawdopodobny, lecz zadowoliłby i EFL i „The Reds”.
Organizatorzy cały cyrk związany z sytuacją, która będzie miała miejsce dzisiejszego wieczoru przykryliby piękną historią o młodej i walecznej drużynie Liverpoolu. Z kolei klub z Anfield Road nadal miałby szansę na kolejne trofeum. I to bez konieczności angażowania graczy pierwszego zespołu.
🔴🔴 MATCHDAY 🔴🔴 #CarabaoCup quarter-final day 💪 #AVLLIV pic.twitter.com/Kis6Mes6kG
— Liverpool FC (@LFC) December 17, 2019
Liga Mistrzów solą w oku Pucharu Ligi?
Cała niekompetencja związana z trefnym ustalaniem terminarza zostałaby więc zamieciona pod dywan. Wszyscy niby byliby szczęśliwi, ale bardzo prawdopodobne, iż problem istniałby nadal. Tym bardziej że angielskie drużyny mają spore szanse na ponowne sięgnięcie po triumf w Lidze Mistrzów. Czy EFL byłaby już wtedy gotowa na rozwiązanie kłopotliwej kwestii? Czy jednak triumfator elitarnych rozgrywek dla świętego spokoju musiałby odpaść najlepiej już w trzeciej rundzie Pucharu Ligi?
Tak, to niedorzeczne, podobnie jak wiele decyzji podejmowanych przez różne związki w angielskim futbolu. Sukces powinien rodzić sukces, a przynajmniej triumfatorowi Ligi Mistrzów nie powinno rzucać się kłód pod nogi. Kuriozalną decyzją EFL mimo prawdopodobnie innych zamierzeń jeszcze bardziej ośmieszyło Puchar Ligi. Rozgrywki, które stale wzbudzają przecież mieszane uczucia.
Mniej istotne, ale tez ciekawe:
- Kryzys na dobre zadomowił się na Stamford Bridge. Chelsea stawiana do niedawna w gronie ekip walczących o tytuł punktuje jakby na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Cztery porażki w pięciu spotkaniach sprawiły, że problemem „The Blues” nie jest już strata do Liverpoolu, lecz obrona czwartej pozycji. Jeśli Frank Lampard nie zbuduje szybko potężnych fortyfikacji, to Jose Mourinho wraz z Tottenhamem Hotspur zajmą miejsce Chelsea.
Frank Lampard's thoughts on the way shortly… #CHEBOU pic.twitter.com/z7HyeB4iUA
— Chelsea FC (@ChelseaFC) December 14, 2019
- Skończyła się świetna passa zwycięstw Leicester City. „The Foxes” zgubili punkty z Norwich City w najgorszym momencie. Przed ekipą Brendana Rodgersa dwa ultra ważne starcia – z Manchesterem City i Liverpoolem. Jeśli oba wygrają, to marzenia o tytule mogą nabrać realnych kształtów. Jeśli przegrają, na dobre wypadną z wyścigu o triumf w Premier League.