Liverpool po trudnym dwumeczu ograł Heart, remisując w spotkaniu rozegranym u siebie. Gola na wagę awansu zdobył rewelacyjny przez cały pojedynek Luis Suarez.
Liverpool przystąpił do rewanżowego meczu z Heart w swoim najsilniejszym ustawieniu. Zabrakło co prawda Fabio Boriniego, ale szalejący od pierwszych minut Luis Suarez zdecydowanie rekompensował tę stratę. Już w 5. minucie po znakomitej indywidualnej akcji Urugwajczyka mogło być 1:0, ale znakomitą interwencją popisał bramkarz MacDonald. Wcześniej Suarez w bardzo prosty sposób ograł dwóch kryjących go defensorów, zrobił to na przestrzeni kilku metrów, a jednemu zdołał nawet założyć popularną siatkę.
Heart starało się szukać szczęścia, atakując najsłabszą formację Liverpoolu, czyli obronę. Szkoci zastosowali wysoki pressing, dzięki czemu akcje angielskiej drużyny nie były już tak przejrzyste. Widać było duży problem z wyjściem bez szwanku z własnej połowy. Zazwyczaj próby te kończyły się na stracie lub oddaniu po prostu piłki w stronę piłkarzy przyjezdnych. W początkowych minutach brakowało Liverpoolowi kogoś, kto rozegrałby porządnie piłkę, poczynając od własnej bramki. Jednak jeśli już to się udawało i zawodnicy w czerwonych strojach przedostawali się pod pole karne rywala, bywało naprawdę groźnie. Jak choćby w 14. minucie, gdy po składnej akcji całej drużyny głową strzelał nie kto inny jak Luis Suarez. Jego strzał w ostatniej chwili z linii bramkowej wybił Andy Webster.
Szkoci niby agresywnie atakowali, ale pierwsze uderzenie oddali dopiero w 20. minucie. Strzał był jednak zbyt słaby, żeby mógł zaskoczyć Jose Reinę. Prawdę mówiąc, ledwo doleciał on do bramki. To pokazało nam dobitni,e jaka jest różnica pomiędzy oboma klubami i na czym opiera się gra zarówno jednych, jak i drugich. Heart bazowało na sile fizycznej i stałych fragmentach. Z kolei gospodarze starali się osiągnąć cel poprzez indywidualne zagrania swoich najlepszych graczy. W 33. minucie po kolejnej takiej akcji Suareza Liverpool zdobył nawet gola, ale Urugwajczyk, zanim podał piłkę, wyszedł już z nią za linię końcową. Decyzja rosyjskiego arbitra o nieuznaniu gola była więc jak najbardziej słuszna.
W końcówce pierwszej połowy, kiedy goście opadli już z sił, Liverpool miał szansę na zmianę rezultatu. Po świetnej kontrze zespołu i znakomitym rozegraniu piłki przez Gerrarda pod bramką MacDonalda znalazł się Morgan. Młody piłkarz mógł strzelać, ale powinien podawać do lepiej ustawionego Suareza. Zamiast tego holował piłkę do linii końcowej i w konsekwencji ją stracił. Była to ostatnia szansa obu ekip przed gwizdkiem na przerwę.
Druga odsłona potwierdziła tylko dominacje Liverpoolu, która uwidoczniła się w okolicach 55. minuty. Jonjo Shelvey i Jordan Henderson strzelali jednak niedokładnie. Później nadeszły kolejne próby. Lecz cały czas brakowało jednego elementu, jednej dokładniejszej asysty, aby wynik uległ zmianie. Wówczas też Brendan Rodgers zdecydował się wpuścić, znakomicie spisującego się w ligowym starciu z Manchesterem City Raheema Sterlinga. Nastolatek szarpał w niedzielę defensywę mistrzów Anglii niczym wilk. Zadziornie i bez ustanku. Toteż wybór trenera był prosty, dał mu szansę zaprezentować się przy zmęczonym rywalu.
Od razu przyniosło to wymierne korzyści. Urodzony na Jamajce Sterling śmigał niczym jego rodak, najszybszy człowiek świata, Usain Bolt. Mijał rywali z prędkością przystosowaną tylko dla jamajskich sprinterów. Stwarzał też okazję kolegom, jak w 69. minucie, gdy po jego akcji spudłował Gerrard. Trzy minuty później kapitan Liverpoolu kolejny raz uderzał niecelnie, tym razem próbując z dystansu.
W 76. minucie Rodgers rzucił wszystko, co ma najlepsze w drużynie. Za średnio dysponowanego Hendersona wpuścił kolejnego napastnika, Fabio Boriniego. Nowy nabytek Liverpoolu od razu pokazał, jak doskonale rozumie się z kolegami. Szybko wymienił parę szybkich podań w środku pola. Ładnie pokazał się na pozycji lewego skrzydłowego, a także w środku ataku. W końcówce musiał jednak wspomóc kolegów w obronie, bo to Heart groźniej zaatakowało. Jego starania przyniosły w 84. minucie niespodziewaną bramkę. Kibice na Anfield zamarli, kiedy Templeton strzelił gola. Stało się to oczywiście po stałym fragmencie gry, a konkretnie rzucie rożnym.
W tym momencie pozostawało zaledwie sześć minut, by odbyła lub nie dogrywka. Liverpool rzucił się do odrabiania strat, to przecież on w cały meczu dominował. To on atakował i brakowało mu naprawdę niewiele, żeby pobić rywala. Gol zdobyty przez gości tylko ich jeszcze bardziej napędził. Heart wytrwało zaledwie 240 sekund. Gola wyrównującego zdobył nie kto inny jak Luis Suarez. Napastnik rodem z Urugwaju popisał się znakomitym, a przede wszystkim celnym uderzeniem. Jak się później okazało, był to gol na wagę awansu do fazy grupowej. Anglicy mimo problemów przeszli Heart i będą grać dalej w Lidze Europy.