Ligowy Rosołek #20: Ekstraklasa dla 18 drużyn? Komu to potrzebne?


Wszystko wskazuje na to, że ekstraklasa zostanie powiększona

21 października 2019 Ligowy Rosołek #20: Ekstraklasa dla 18 drużyn? Komu to potrzebne?

Dziś wyjątkowa odsłona naszego stałego cyklu felietonów. W tym tygodniu zmieniamy szyld i zamiast "Ligowego Bigosu" zaserwujemy Wam "Ligowy Rosołek". Tymczasowa zmiana nazwy to oczywiście wyraz uznania dla 18-letniego Macieja Rosołka, który świetnie zadebiutował w ekstraklasie, strzelając zwycięskiego gola w naszym ligowym klasyku – Legia vs. Lech. Jednak temat dzisiejszego felietonu będzie nieco inny. Na tapet weźmiemy reformę ekstraklasy. Czy ma ona sens?


Udostępnij na Udostępnij na

Z polską ligą nie jest dobrze. Europejskie puchary co roku brutalnie nas weryfikują. Potrzeba jakichś systemowych zmian, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Pytanie, czy powiększenie naszej ligi to na pewno to, czego ekstraklasa potrzebuje? Aktualnie naszą ligę tworzy 16 słabych zespołów. Dołożenie kolejnych dwóch słabych ekip wydaje się niezbyt trafioną koncepcją. Jednakże nie można na to patrzeć wyłącznie negatywnie. Ma to swoje plusy.

Kwestia zredukowania liczby drużyn w ekstraklasie poruszana jest od dłuższego czasu. Zwolennikiem powiększenia naszej ligi jest m.in. Zbigniew Boniek, zaś niektórzy kibice (zwłaszcza czołowych zespołów) chcieliby zmniejszyć ekstraklasę. Sęk w tym, że prezes PZPN ma trochę więcej do powiedzenia i posiada odrobinę większą moc sprawczą niż kibice.

Rozszerzenie najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce wydaje się już praktycznie przesądzone. PZPN na ostatnim zjeździe usunął wszelkie formalne przeszkody, które stały na drodze do utworzenia 18-zespołowej ligi. W tej sytuacji możemy jedynie czekać na oficjalne potwierdzenie tejże reformy i już nie pytać, czy to się wydarzy, tylko kiedy będzie miało to miejsce. 18-zespołowa ekstraklasa najprawdopodobniej ruszy od sezonu 2021/2022.

Powrót do normalności

Plusem tej reformy (przynajmniej w moim odczuciu, dla kogoś innego może to być minus) będzie koniec z wszelkimi kombinacjami. Zakończą się podziały na grupy i inne udziwnienia. Nigdy nie byłem zwolennikiem ESA37. Najbardziej niesprawiedliwy był oczywiście ten kuriozalny podział punktów, który krzywdził przede wszystkim tych najlepszych. Z tego pomysłu na szczęście po latach się wycofano i nie tkwiono dalej w tym błędzie, ale sam podział na grupy pozostał.

On także nie należy do najbardziej sprawiedliwych. W rundzie finałowej nie ma bowiem systemu mecz i rewanż. Każdy gra z każdym, ale tylko po jednym spotkaniu. Przykładowo w poprzednim sezonie Legia zagrała z Lechem trzy mecze, z czego tylko jeden u siebie i dwa w Poznaniu. A dlaczego nie dano jej szansy na drugie spotkanie w Warszawie? Dlaczego to „Kolejorz” zyskał możliwość, żeby zagrać jeden mecz więcej u siebie przeciwko Legii? To oczywiście tylko przykład, taka sama sytuacja jest w przypadku wszystkich innych drużyn grających ze sobą w grupie mistrzowskiej i spadkowej.

Ponadto jak pokazał poprzedni sezon, w rundzie finałowej natłok meczów jest po prostu dla niektórych zespołów przytłaczający. Ekstraklasa w końcówce sezonu tak bardzo nabiera tempa, że już nawet niektórzy kibice zaczynają się w tym wszystkim gubić i nie ogarniają, którą tak naprawdę mamy kolejkę. Zresztą ESA 37 powoduje, że mają miejsce dziwne sytuacje jak chociażby dwa sezony temu, kiedy w 30. kolejce zmierzyły się ze sobą zespoły Arki Gdynia i Lechii Gdańsk, a następnie w 31. kolejce… znowu mieliśmy derby Trójmiasta. Tylko tym razem w grupie spadkowej.

18-zespołowa ekstraklasa to powrót do zwykłego systemu. 34 kolejki bez jakichkolwiek udziwnień. Każdy gra z każdym po dwa mecze – u siebie i na wyjeździe. Z drugiej strony ten brak kombinacji spowoduje, że będzie więcej spotkań o nic. Jak nie jestem fanem ESA 37, tak jednak uczciwie muszę przyznać, że dzięki temu systemowi praktycznie do końca rundy zasadniczej każdy gra o coś. Szczególnie ciekawa jest sytuacja drużyn z miejsc 7-11. Żyjemy tym, które zespoły załapią się do grupy mistrzowskiej, a które będą musiały rywalizować w grupie spadkowej. Po wprowadzeniu ESA 34 mecze drużyn ze środka tabeli już nie będą miały takiego ciężaru gatunkowego.

Ekstraklasa nie jest ziemią obiecaną dla beniaminków

Poziom naszej ligi, mówiąc eufemistycznie, nie jest najwyższy. Jednakże istnieją uzasadnione wątpliwości, że jak wpuścimy jeszcze więcej drużyn z pierwszej ligi, to będzie jeszcze gorzej. Beniaminkowie w ostatnich latach nie wnoszą nic ciekawego do ekstraklasy, często szybko wracając na stare śmieci. Trzech z czterech ostatnich beniaminków po jednym sezonie w ESA od razu spadło do pierwszej ligi. ŁKS i Raków także na razie nie zachwycają. Zwłaszcza ŁKS. Przykład Górnika Zabrze, który jako beniaminek awansował do europejskich pucharów, jawi się tu jako wyjątek potwierdzający regułę.

Do tego dochodzi kwestia infrastruktury. Osobiście mam już po dziurki w nosie sytuacji, w której zespół gra wszystkie mecze na wyjeździe, bo jego stadion nie spełnia wymogów licencyjnych. A takich przykładów było w ostatnich latach bez liku. Termalica grająca w Mielcu (choć trzeba przyznać, że stadion w Niecieczy został później wybudowany i Termalica mogła się przenieść na swój obiekt), Sandecja także występująca w Mielcu, teraz Raków grający jako „gospodarz” w Bełchatowie. To nie są normalne sytuacje i nie powinny mieć miejsca w naszej lidze.

Teraz, kiedy spojrzymy na tabelę pierwszej ligi, widzimy, że na pierwszym miejscu jest Radomiak, na trzecim Warta Poznań. Niewykluczone, że oba te zespoły wywalczą awans do ekstraklasy. Sęk w tym, że ani Warta, ani Radomiak nie występują na swoim obiekcie. Ich stadiony nie spełniły nawet pierwszoligowych standardów, a co dopiero mówić o ekstraklasowych. Jeśli radomianie i poznaniacy wywalczą promocję, to albo będziemy mieli powtórkę z Rakowa i Sandecji, albo Radomiak i Warta nie zostaną dopuszczone do gry w ekstraklasie, a w ich miejsce wejdą zespoły, które co prawda mają lepszą infrastrukturę, ale są słabsze sportowo. I tak źle, i tak niedobrze. Więcej o „bezdomnych” klubach ekstraklasy znajdziecie tutaj.

Oczywiście warto zwrócić uwagę na to, że powiększenie ligi sprawi, że najwyższa klasa rozgrywkowa będzie dostępna dla większej liczby Polaków. Obecnie aż sześć województw nie ma u siebie ekstraklasy (kujawsko-pomorskie, warmińsko-mazurskie, opolskie, podkarpackie, lubelskie, lubuskie). Reforma naszej ligi mogłaby sprawić, że ekstraklasa będzie dostępna w większej liczbie miejsc w Polsce. Można to traktować jednocześnie jako plus, ale i jako minus ze względu na problemy z infrastrukturą, o których wcześniej wspomniałem.

Jak widać, na reformę ekstraklasy można patrzeć różnie. Da się dostrzec w niej pozytywy i negatywy. Osobiście mam mieszane uczucia, więc po prostu cierpliwie zaczekam na wprowadzenie tych zmian i zobaczę, jak to wszystko będzie się sprawować w rzeczywistości. A co Wy o tym sądzicie? Jesteście za czy może bliżej Wam do stanowiska redaktora Bąkowicza? Dajcie znać w komentarzach!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze