Multum goli i emocji, nieoczekiwane zwroty akcji to charakterystyka multiligi. Bardzo rzadko, a może nawet nigdy nie bywa tak, że multiliga jest nudna czy schematyczna. Kibic zawsze będzie nią zainteresowany. Jeden jest zaciekawiony walką o mistrzostwo, a drugi walką o utrzymanie. A jak przystało na ekstraklasę, nic nie jest pewne – zarówno na dole, jak i na górze tabeli!
Ligowy Bigos to seria felietonów, w których będziemy skupiali się na najważniejszych wydarzeniach minionej kolejki naszej rodzimej ligi. W najnowszym wydaniu naszego cyklu postanowiliśmy przyjrzeć się fenomenie zjawiska, jakim jest multiliga. To naprawdę ciekawe, że nawet kibice, których nasze rodzime rozgrywki nie za bardzo interesują, w tym jednym momencie są ekstraklasą zafascynowani.
Z drugiej strony jak nie być zafascynowanym czymś, co tak naprawdę z góry skazane jest na zwycięstwo. Albowiem każda multiliga musi być ciekawa.
Po pierwsze jest to końcówka sezonu. Po drugie większość drużyn gra w jednym momencie. Po trzecie większość drużyn ma jakiś cel. Tym celem, jak wiadomo, może być mistrzostwo kraju lub też pozostanie w elicie. Jednakże odkąd wprowadzono formułę ESA 37, to mamy trzy mulitiligi. I co ważne, na koniec rundy zasadniczej (tak jak w sobotę) drużyny rywalizują w ogromnej większości o pozostanie w górnej części tabeli. Dopiero w kolejnych walka o mistrza i o utrzymanie się zaostrza.
Co oczywiście nie oznacza, że zarówno na samym dole, jak i na samej górze tabeli podczas kolejki kończącej rundę zasadniczą musi być nudno. Przekonaliśmy się o tym właśnie w sobotę. Przez jakiś moment legioniści tracili do lidera sześć punktów, a ostatecznie po 90 minutach obecni mistrzowie Polski zrównali się punktowo z głównym pretendentem do tytułu z Gdańska. Podobna sytuacja miała miejsce w dole tabeli. Tam Wisła Płock zepchnęła na przedostatnie miejsce Arkę Gdynia…
Ten piękny dzwoneczek
Podczas multiligi nie może być nudno. Kiedy rozgrywanych jest osiem meczów równolegle, to zawsze zdarzy się coś ciekawego. Już o tym wspominaliśmy powyżej. Jednak jest jeszcze jeden, bardzo charakterystyczny element ekstraklasowej multiligi. Tym elementem jest dzwoneczek.
To dzięki niemu wiemy, że na którymś z ośmiu ligowych stadionów padł gol. To dzięki niemu nasze serce bije mocniej, bo przez moment nie wiemy, gdzie to trafienie miało miejsce. To dzięki niemu uzależniamy się od multiligi. To właśnie on sprawia, że jedyne, czego wyczekujemy podczas oglądania, to ten jego charakterystyczny dźwięk.
Ten moment, w którym słyszymy ten jednosekundowy dźwięk, sprawia, że nie możemy odejść od telewizora. A jak już jest taka potrzeba, to musimy pogłośnić odbiornik, by nie przegapić upragnionego dźwięku, a co za tym idzie – ważnego trafienia.
W polskim futbolu dźwięk dzwoneczka można określić kultowym. Chwała nadawcy naszej rodzimej ekstraklasy, czyli platformie nc+, która od lat pokazuje naszą ligę na najwyższym światowym poziomie. Chwała mu za to, że stworzył to, co w polskiej lidze najbardziej emocjonujące, czyli multiligę. Faktycznie, wielu ludzi, na co dzień lubujących się w najlepszych europejskich ligach, przynajmniej ten raz (a od niedawna trzy razy) włączy i obejrzy w całości multiligę.
Sam Tomasz Smokowski przyznał w dzisiejszej „Misji Futbol”, że multiliga to najpiękniejsze, co ma w sobie ekstraklasa. Trudno się z tym nie zgodzić, bo naprawdę multiliga jest kwintesencją naszej ukochanej ligi.
ESA 37 na plus
Teraz czeka nas siedem niezwykle emocjonujących kolejek. W każdej z nich znajdzie się co najmniej jeden hit. I tak już w najbliższą sobotę Legia podejmie u siebie silną Cracovię, która niedawno pokonała legionistów na ich własnym boisku pierwszy raz od 70 lat. W tym samym dniu Lechia ponownie zagra z Piastem. Cztery najlepsze drużyny będą ze sobą rywalizowały już od przyszłego weekendu…
A to wszystko dzięki reformie ESA 37. Odkąd tabela jest dzielona na pół, po rundzie zasadniczej (po 30 kolejkach) mamy rundę finałową, w której w siedmiu kolejkach rywalizują drużyny z dolnej i górnej ósemki. I tak w tym momencie nie ma już takiej możliwości, by ostatnie Zagłębie Sosnowiec zagrało z liderem – Lechią Gdańsk. Najlepsi zagrają z najlepszymi, a najgorsi będą rywalizować z najgorszymi. To jest właśnie najpiękniejsze w obecnym systemie rozgrywek.
Co więcej, drużyny ze środka (7. Pogoń, 8. Lech, 9. Wisła, 10. Korona) mogą od teraz śmiało stawiać na młodzież. Ani Wiśle, ani Koronie nie grozi bowiem spadek, tak samo jak Lechowi czy Pogoni walka o wyższe cele. Teraz np. podopieczni Macieja Stolarczyka mogą zacząć na nowo budować drużynę na przyszły sezon, nie bacząc na konsekwencje.