Brak szczęścia czy nieskuteczność to są wymówki, którymi może usprawiedliwiać się "Kolejorz" po ostatnich dwóch meczach ligowych. To jednak byłoby za proste. Warto spojrzeć szerzej na ten cały pech Lecha i nie sprowadzać tego tylko do stwierdzenia, że piłka nie chciała wpadać do bramki. Oczywiście widać zmiany na lepsze w grze zespołu w odróżnieniu od poprzedniego sezonu, ale jednak ostatnie dwa spotkania sprowadziły fanów "Kolejorza" na ziemię.
Jednak nim o tym, co złe, skupmy się na pozytywach. Lech co prawda ma obecnie cztery punkty mniej niż w poprzednim sezonie na tym samym etapie sezonu, jednakże paradoksalnie to teraz fani są dużo większymi optymistami. Rok temu „Kolejorz” nie powalał swoją grą. Zwycięstwa na początku rozgrywek były wymęczone i czuło się, że to prędzej czy później padnie. Wtedy właśnie w 5. kolejce Lech przegrał przy Bułgarskiej 2:5 z Wisłą Kraków i ten mecz zapoczątkował falę złych wyników „Kolejorza”, które były gwoździem do trumny Ivana Djurdjevicia.
Jesienna deprecha
Czy pojedynek z Arką będzie dla Lecha tym samym, czym rok temu było starcie z Wisłą, czyli początkiem złej passy? Mimo wszystko wydaje mi się, że teraz sytuacja jest inna. Oczywiście trzeba pamiętać, że jesień (zwłaszcza wrzesień) to w ostatnich latach przeklęty czas dla poznaniaków. „Kolejorz” rokrocznie wpada w jesienny kryzys, podczas którego regularnie gubi punkty i później próbuje to wszystko nadrobić wiosną. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Nadzieję trzeba upatrywać w osobie trenera Dariusza Żurawia. Szkoleniowiec „Kolejorza” stawia na grę ofensywną, miłą dla oka. Na Lecha w końcu da się patrzeć. Ba, patrzy się na niego naprawdę przyjemnie! Taktycznie trener Żuraw dobrze przygotował zespół do sezonu. Do jego pracy trudno mieć większe zastrzeżenia.
Wiarę w ten zespół z pewnością buduje też liczba okazji, jakie stworzył Lech w pięciu ligowych spotkaniach. Jeśli to wszystko zostanie podtrzymane, to bramki zaczną wpadać. „Kolejorz” to drużyna w budowie. Klasowy zespół w meczu z tak słabym rywalem jak Arka strzela trzy gole do przerwy, a potem odpoczywa. Lech nie jest klasowym zespołem. Jeszcze nim nie jest! Jednakże ma szansę się takowym stać. Mimo słabszych stron zespołu, do których zaraz przejdę, „Kolejorz” naprawdę może w tym roku uniknąć jesiennego kryzysu.
Odcięte skrzydła
Lech ma bardzo silny środek pola. Tiba i Jevtić od początku sezonu są w świetnej formie i ciągną na swoich barkach cały zespół. Trochę niedoceniany jest Muhar, który daje z siebie wszystko i naprawdę dobrze spisuje się w roli zawodnika od czarnej roboty. Jednakże co ze skrzydłowymi i napastnikami? Zarząd latem stwierdził, że nie ma potrzeby, aby wzmacniać te pozycje, co od początku nie podobało się kibicom. Powiedzmy sobie wprost – „Kolejorz” potrzebuje przynajmniej jednego skrzydłowego oraz realnej alternatywy dla Gytkjaera.
Kamil Jóźwiak ma duży problem z decyzyjnością. Widać to było między innymi pod koniec starcia w Gdyni, kiedy 21-latek znalazł się z piłką w polu karnym. Miał idealną okazję do oddania strzału na bramkę, ale z jakiegoś powodu postanowił wbiec z futbolówką w największy tłok, gdzie już nie był w stanie nic zrobić. Generalnie „Józiu” strzela, kiedy powinien podawać, szuka podania, kiedy powinien strzelać. Do tego ma fatalne wykończenie. W meczu z Arką już na początku starcia zmarnował fantastyczne podanie od Darko Jevticia, przegrywając pojedynek sam na sam z Pavelsem Steinborsem.
Teraz właśnie wracamy do kwestii, którą poruszyłem we wstępie. Większość osób powie po takiej sytuacji jak ta, którą zmarnował Jóźwiak, że to była fenomenalna interwencja Steinborsa. Jednakże (nic nie ujmując Łotyszowi, który dobrze się zachował) to bardziej kiks Jóźwiaka niż zasługa bramkarza Arki. Strzał 21-latka był sygnalizowany i łatwy do obrony. Zarówno Putnocky’ego, jak i Steinborsa bohaterem kolejki zrobili piłkarze Lecha, którzy mają problem ze skutecznością i znacznie ułatwiają robotę bramkarzom.
Inna sprawa jest taka, ze każdy kibic tutaj doskonale wiedział, ze brakuje głębi w ofensywie. Często będzie tak, ze nasza, jedna z najsłabszych ofensyw zeszłego sezonu, nie będzie potrafiła ukłuć, mimo wielu szans. Każdy kibic, bo decydenci woleli iść po najniższej linii oporu…
— Pyra (@Pyra_KKS) August 18, 2019
Oprócz Jóźwiaka na skrzydłach w Lechu mogą grać tacy piłkarze, jak: Klupś, Makuszewski, Amaral czy Puchacz. Pierwszy z nich to zawodnik, który niczym szczególnym nie zachwycił. Co prawda dobrze wszedł do ligi, jego debiut w wyjazdowym meczu z Wisłą Kraków był naprawdę udany, ale ile można jechać na jednym meczu? Klupś potrzebuje wypożyczenia, aby grać regularnie i móc uwolnić w pełni swój potencjał.
W „Makiego” już nikt za bardzo nie wierzy. Ostatnio wrócił co prawda do pierwszego składu, ale zagrał jeszcze gorzej niż Jóźwiak i po nieco ponad godzinie gry opuścił plac gry. Amaral i Puchacz mają coś w sobie, ale także brakuje im liczb. Do tego Portugalczyk nie cieszy się zbyt wielkim uznaniem trenera Żurawia. W meczach z Wisłą Płock i Arką nie pojawił się nawet na chwilę na boisku. Szczególnie szkoda, że nie zagrał w Gdyni, gdzie brakowało jego boiskowej przebojowości. Reasumując, sytuacja na skrzydłach w Lechu pokazuje, że zarząd przedkłada ilość nad jakość.
Dzisiaj Jóźwiak powinien zejść szybciej, a powinien wejść Amaral. Nie rozumiem braku tej zmiany. Niemniej to bardziej doświadczony skrzydłowy powinien zachować się dwa razy o wiele lepiej.A tak to Maki główką obok bramki i strzał przy kontrze nad poprzeczką. Ech #Lech
— Paweł Rerak (@PaulRer) August 17, 2019
Gytkjaer nie lubi wyjeżdżać z Poznania
W ataku wcale nie jest lepiej. Pierwszym wyborem na pozycji numer dziewięć jest oczywiście Christian Gytkjaer. Jednakże Duńczyk jest zawodnikiem łatwym do rozpracowania przez obrońców rywali. Brakuje mu dynamiki zwodu czy szybkości. Przy kryciu indywidualnym traci wszystkie swoje atuty i pożytek na boisku jest z niego niewielki.
Szczególnie słabo radzi sobie na wyjazdach. W Łodzi i Gdyni nawet nie stwarzał okazji, był zupełnie niewidoczny. Duńczyk nie od dziś ma problemy z grą w delegacjach. Ostatniego gola na wyjeździe strzelił w grudniu 2018 roku. Co więcej, miało to miejsce w Sosnowcu przeciwko Zagłębiu, więc to akurat nie była wielka sztuka. W tym roku kalendarzowym więcej goli od Gytkjaera strzelił w meczach wyjazdowych Nikola Vujadinović.
Zmiennikami Gytkjaera są Paweł Tomczyk i Timur Zhamaletdinov. Obaj nie są dla Duńczyka realną alternatywą. Ani Polak, ani Rosjanin nie prezentują na ten moment odpowiedniego poziomu, by grać w Lechu. Choć co ciekawe, niektórzy kibice domagają się, aby w obliczu słabszej formy Gytkjaera postawić odważniej na Tomczyka. Przynajmniej do momentu, w którym Gytkjaer nie dojdzie do pełni formy.
Ofensywa Lecha polega niemalże w stu procentach na Tibie i Jevticiu. Kontuzja Jevticia, od którego zależy ofensywa, czy kontuzja Tiby, od którego zależy Jevtić, byłyby czymś tragicznym dla Lecha. Jeśli „Kolejorz” ma walczyć o czołowe lokaty w tym sezonie, to potrzebuje więcej piłkarzy w takim gazie jak Szwajcar i Portugalczyk. Jednakże tak jak wspomniałem wcześniej, kibice Lecha mają na czym opierać entuzjazm. Jeśli zespół nadal będzie grał tak ofensywnie jak do tej pory, to prędzej czy później również inni zawodnicy zaczną błyszczeć, a wtedy zamiast seryjnie marnowanych okazji będą seryjnie zdobywane punkty.