W czerwcu odłożyliśmy miecz na półkę. Przez całe wakacje patrzyliśmy na niego z tęsknotą i czekaliśmy, kiedy w końcu będziemy mogli go użyć. I w końcu! Nadszedł ten czas. Tyle że w pierwszej kolejce ligowcy zapewnili nam tyle emocji, że nie mogliśmy pomachać szabelką tak intensywnie, jak byśmy chcieli. Ale ekstraklasa, jak to ekstraklasa, zawsze zapewni jakiś kontrowersyjny materiał. A więc miecz w dłoń i do boju!
Zagłębie – Pogoń
Kibice Zagłębia ostrzyli apetyty na nowy sezon. Roztaczali wizję o pucharach Europy i kreowali w myślach nowych idoli, aż tu nagle przyjechała Pogoń Szczecin i wywiozła z Lubina trzy punkty, wygrywając z niebywałą lekkością. Można powiedzieć, że piłkarze Zagłębia zostali zgwałceni na boisku, ale przecież z gwałtem mamy do czynienia wówczas, gdy dzieje się on wbrew woli jednej ze stron. Tymczasem lubinianie niezbyt się opierali naciskowi drużyny przeciwnej.

Jeśli lubinianie utrzymają dyspozycję z piątku, to za kilka tygodni będziemy mieli pierwszą ofiarę nowego sezonu. Pavel Hapal musi wziąć się do roboty, wstrząsnąć zespołem albo znaleźć jakieś inne antidotum na problemy Zagłębia. I musi zrobić to teraz, bo lada chwila może się okazać, że jest już za późno.
Wisła – Górnik
Skoro jesteśmy przy gwałtach, to przypominamy poprzedni tekst z cyklu publicystyczna krucjata. Pisaliśmy w nim o Krakowie i nie pomyliliśmy się ani trochę. Pierwszy mecz Wisły pokazał, że w tym mieście nic się nie zmieniło. Do poziomu spotkania dopasowali się piłkarze Górnika Zabrze i w efekcie mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju walki bokserskiej pomiędzy bezrękim a niewidomym. Czy wynik mógł być inny niż 0:0? Inna rzecz, że zabrzanom należał się rzut karny po faulu w 25. minucie na Małkowskim.
A co o meczu sądzi trener Smuda? Jest zadowolony! – Pierwsze spotkania w nowym sezonie są zawsze niewiadomą. Wiadomo, że rozgrywa się towarzyskie mecze, ale po tych meczach nie można ocenić, jak zespół jest przygotowany, jest inne obciążenie psychiczne. Myślę, że w tej sytuacji, w jakiej jesteśmy, czyli bez napastnika, uważam ten remis za dobry – mówił nowy szkoleniowiec Wisły. Strach myśleć, co będzie, jeśli wygra jakieś spotkanie. Kto wie, być może na konferencji prasowej będziemy świadkami sceny pod tytułem „orgazm na żywo”.
W Górniku z dobrej strony pokazał się Prejuce Nakoulma, który dwoił się i troił, i czworzył, i pięciorzył, ale na nic się to nie zdało. Pochwały należą się też Pawłowi Stolarskiemu, ale postawę młodzieży skomentujemy na koniec.
Zawisza – Jagiellonia
Zawisza w meczu z Jagiellonią zaprezentował się całkiem nieźle. Już po kilku minutach mógł prowadzić 1:0, ale Michał Pazdan w ostatniej chwili wybił piłkę z linii bramkowej. Pierwotnie sędzia chciał uznać bramkę, ale po konsultacji z arbitrem liniowym nakazał grać dalej. Potem już nie było tak wesoło. Czerwona kartka dla Hermesa (w wyniku dwóch żółtych, ale pierwsza zdecydowanie niesłuszna) i gol Balaja. Jednak mimo ostatecznego niepowodzenia bydgoscy kibice głośno podziękowali swoim pupilom za walkę i za to trzeba ich pochwalić. Wygląda na to, że Zawisza jest gotowy na ekstraklasę zarówno od strony sportowej, jak i kibicowskiej.
Kilka oddzielnych słów należy poświęcić Heroldowi Goulonowi. Ten 24-letni Francuz poruszał się po boisku jak czołg z silnikiem Fiata 125p. Mimo to pozostawił po sobie niezłe wrażenie. Kilka razy udanie wyprowadził akcję, zdarzyło mu się przerywać ataki przeciwnika, a w pewnym momencie popisał się też efektowną piętką. Nie trzeba dodawać, że starcie fizyczne z tym piłkarzem groziło szybkim odwiezieniem na oddział intensywnej terapii. Może nie będzie to zawodnik klasy Mili czy Traore, może nie sprawi on, że Zawisza zacznie odnosić sukcesy, ale na pewno wniesie do naszej ligi coś ciekawego. Warto mu się dokładnie przyglądać.
Legia – Widzew
Legia – Widzew, a więc Patryk Mikita show. Tak powie każdy kibic, który patrzy przede wszystkim na wynik, i każdy ekspert, który pisze o meczu, bo napisać musi. Mikita zaliczył dwie asysty i strzelił gola, za co słusznie został wybrany na piłkarza meczu, ale gdyby nie to, jego występ oceniono by bardzo przeciętnie. Oczywiście należą mu się brawa, ogromne brawa, być może nawet owacja na stojąco, ale żeby się chłopak nie podpalał, wypominamy mu liczne straty i boiskowe zagubienie, szczególnie w pierwszej połowie spotkania. Ale te podania… Palce lizać.
Na temat Widzewa nie będziemy się szczególnie rozpisywać, bo dziś przypomina on wrak klubu. Jeśli nic się nie zmieni, lada chwila wrócą derby Łodzi, ale nie będziemy zgadywać w której lidze. Tekstu o łodzianach możecie oczekiwać w najbliższej publicystycznej krucjacie.
Korona – Śląsk
Z meczu Korony ze Śląskiem zapamiętaliśmy jedno wydarzenie. Jest 64. minuta, Sierpina otrzymuje świetne podanie i pędzi z piłką na bramkę, po czym pakuje piłkę do siatki obok bezradnego Gikiewicza. Spalony! Ale czy sędzia nie wiedział, że kiedy pułapkę ofsajdową zastawia Pawelec, to z zasady nie podnosi się chorągiewki? Ten piłkarz ma taki timing jak jeż przechodzący przez ulicę w momencie, kiedy akurat nadjeżdża pędząca ciężarówka. Spalonego nie było, więc Korona powinna wygrać 1:0, ale stało się inaczej, bo nikt jeszcze nie poznał się na Pawelcu.
Swoją drogą Mariusz Pawelec to całkiem ciekawy piłkarz. Spróbujcie wymienić jego atuty? Przychodzi coś do głowy poza doświadczeniem? A przecież ten grajek rozegrał w ekstraklasie 184 mecze. Mało tego, rozegrał też trzy w reprezentacji Polski.
Cracovia – Piast
Mecz w Krakowie pomiędzy Cracovią i Piastem śmiało może kandydować do najlepszego w minionej kolejce. Ciekawe akcje, dużo bramek i emocjonująca końcówka – czego chcieć więcej? Wygrał Piast i być może to zwycięstwo pozwoli nabrać wiary w awans do kolejnej rundy europejskich pucharów.
Warto w tym miejscu pochylić się nad jednym piłkarzem. Nie, nie chodzi o Zbozienia, choć jemu też należą się pochwały. Zaczarował nas Steblecki. Ten chłopak już dwa lata temu pokazał, że ma papiery na granie. Po roku I-ligowej kwarantanny wrócił na salony i zaczął w nich brylować jak stary wyjadacz. Szkoda, że starczyło mu sił tylko na pierwszą połowę.
Dla tych, którzy grę Cracovii nazywali tiki-taką, należy się kubeł zimnej wody. Poczynania krakowian mają tyle wspólnego z tiki-taką, co pełzanie dżdżownicy z biegiem Usaina Bolta.
Lech – Ruch
Lech zagrał bezpłciowo. Może miał nadzieje, że uda się zdobyć trzy punkty najmniejszym nakładem sił, ale to nieważne. Ważne, że zremisował, a więc stracił punkty, z zespołem, który w minionym sezonie utrzymał się w lidze tylko dzięki degradacji warszawskiej Polonii. Kiepsko jak na pretendenta do tytułu mistrzowskiego.
Punkty poznaniakom ukradł Marcin Malinowski. Pamiętacie go? Tak, to ten sam piłkarz, który w sezonie 1996/1997 strzelał bramki dla Odry Wodzisław Śląski. Dziś ma już 38 lat i 401 gier na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Mimo że mógłby być już dziadkiem, wciąż trzyma formę i zawstydza na przykład obrońców wicemistrza Polski, którzy nie potrafią mu przeszkodzić w oddaniu strzału zza pola karnego, a przecież nie od dziś wiadomo, że strzały z dystansu to jego wizytówka.
Lechia – Podbeskidzie
Na zamknięcie ligowej kolejki otrzymaliśmy danie wątpliwej świeżości w postaci meczu Lechii Gdańsk z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Kto spodziewał się po tym meczu dobrego widowiska? A tu proszę, owo danie okazało się jednym z najlepszych ze wszystkich ośmiu podanych kibicom futbolu na weekendowy stół. Przede wszystkim emocje stały na najwyższym poziomie, a gol w doliczonym czasie gry podwyższył i tak już sporą dawkę dramaturgii.
Wyobraźcie sobie, jakby to było, gdyby Adam Duda był nieco skuteczniejszy. Kibice skandowaliby wówczas: DUUUU – DAAAA, DUUUU – DAAA. Niestety pod kątem zimnej krwi Dudzie bliżej do Daniela Sikorskiego niż do prawdziwych łowców bramek, więc na takie zachowanie kibiców jeszcze trochę poczekamy. Możliwe, że w ogóle się go nie doczekamy.
Młodzież
Pierwsza kolejka obsypała nas nowymi potencjalnymi gwiazdami. Oprócz Daisuke Matsui, który strzelił dwie bramki dla Lechii z Podbeskidziem, dominowała młodzież. Patryk Mikita, Paweł Stolarski, Damian Zbozień, Krzysztof Danielewski, Sebastian Steblecki – to nowi kandydaci na gwiazdy ekstraklasy. Czy jednak dorównują oni poziomem tym, którzy opuścili szeregi ligi polskiej? Nie! Wypłynęli na szerokie wody głównie dlatego, że ktoś w tym całym bagienku wypłynąć musi. Nie ma sensu zachwycać się ich dokonaniami, dopiero następne kolejki zweryfikują, czy w boiskowych wojenkach sprawnie posługują się oni tarczą i mieczem, czy też tylko wymachują na oślep drewnianą imitacją tejże broni.
zauważyłem 2 błędy
1. górnikowi nie należał się karny (widać to
dopiero w powtórkach)
2. gola dla jago strzelił balaj a nie plizga ;-)