Za nami starty Bundesligi, Eredivisie i Ligue 1. W piątkowy wieczór wystartowała również portugalska Liga Zon Sagres. W inauguracyjnym meczu spotkały się trzecia drużyna sezonu 2012/2013, Pacos de Ferreira, z czwartym w ubiegłej edycji SC Braga.
Od pierwszych minut trwała wymiana ciosów. Sporting starał się zagrywać piłki za plecy obrońców, jednak ci od początku byli pewni siebie i łapali przeciwników na pozycji spalonej bądź też umiejętnie umożliwiali interwencję swojemu golkiperowi. Gospodarze próbowali odpowiadać na wszystkie próby przyjezdnych wysokim pressingiem i szybką grą z pierwszej piłki. Ani jedni, ani drudzy nie pozwalali sobie na błędy, co negatywnie wpłynęło na jakość widowiska. Pierwszą doskonałą okazję do strzelenia gola miał Alan, który po centrze w pole karne nie trafił w futbolówkę.
Ładny i fragmentami efektowny futbol zmienił się o 180 stopni – w znany nam dobrze z polskich boisk gniot. Błąd za błędem i swego rodzaju statyczność sprawiały, że na trybunach słychać było coraz więcej gwizdów, skierowanych głównie w stronę miejscowych. Kibiców irytowała niedokładność ulubieńców i to, że to Braga, a nie Pacos Ferreira, bardziej starała się strzelić pierwszego gola. Brak trafień był spowodowany szczęściem lokalnych zawodników. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego bliski otwarcia wyniku był Edinho, jednak jego główka o mniej więcej 20 centymetrów minęła bliższy słupek bramki. To, co nie udało się w 20. minucie, stało się kilkadziesiąt sekund później.
Kolejną znakomitą wrzutkę w pole karne Alana tym razem wykorzystał Paulo Vinicius. Bramkarzowi nie pomogli obrońcy, to bowiem od głowy jednego z nich futbolówka zrykoszetowała, myląc Degrę. Stracona bramka zdenerwowała zawodników w żółtych strojach, którzy z coraz większym animuszem ruszali do ataku. Wszystkie próby strzelenia gola spaliły na panewce. Piłkarze strzelali Panu Bogu w okno, a na boisku panował chaos. Wysokiej oceny za występ nie dostanie również Eduardo, który tego dnia nie grzeszył dokładnością. Niemal każda próba rozrzucenia gry na boki kończyła się autem dla przeciwnika.
Dobrej gry nie ułatwiały także warunki klimatyczne. Wilgotność powietrza na poziomie 75% sprawiła, że gracze bardzo ciężko oddychali jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę i byli zmuszeni do ułatwiania sobie przyjęć rękoma. Gola do szatni mógł strzelić Sergio Olivieira, lecz jego uderzenie z rzutu wolnego zdecydowanie minęło prawy słupek bramki. Kilkadziesiąt sekund później sędzia oznajmił koniec pierwszej połowy.
W pierwszych minutach drugiej części obraz gry ani trochę się nie zmienił. Gospodarze strzelali niecelnie, a Braga starała się grać wysokim pressingiem zaczynającym się już na połowie rywala. Co tu dużo mówić… tempo meczu spadło. Zaczęła się wkradać niepotrzebna agresja. Spotkanie stało na poziomie meczu dwóch gimnazjalnych drużyn, które poza pojedynczymi przebłyskami geniuszu grają na hura przed siebie – istna kopanina.
Po niemal 20 minutach brzydkiego futbolu przyszedł czas na akcję, o której zwykło się mówić „stadiony świata”. Idealnie wymierzone podanie na dobieg do Felipe Pardo minęło wszystkich obrońców, a sam zawodnik zdecydował się na szalone zagranie – strzał z niemal 90-stopniowego kąta. Później mogliśmy już tylko obserwować, jak piłka trzepocze w siatce obok bezradnego golkipera gospodarzy. Bramka osłodziła nam to spotkanie na chwilę, bo już następne minuty spowodowały, że spadliśmy z piłkarskiego raju i twardo wylądowaliśmy w szarej rzeczywistości, w której kunszt i nieprzewidywalność były detronizowane przez niedokładne zagrania.
Zmęczenie narastało, a do końca spotkania został jeszcze kwadrans. 25 metrów od bramki był faulowany piłkarz „Czerwono-białych”. Do piłki podszedł Coelho, który bezpośrednim strzałem sprawił Degrze dużo problemów, jednak golkiper miejscowych zdołał wypluć piłkę przed siebie, a w pobliżu nie było żadnego gracza gości, który mógłby wykorzystać jego błąd.
Zawodnicy Pacos starali strzelić jeszcze chociażby honorowego gola, jednak wszystkie ataki kończyły się już na obronie rywali, a jeśli już udało im się przedostać dalej, to wykańczanie akcji nie wymaga jakiegokolwiek komentarza. Sędzia po upływie podstawowego czasu gry postanowił, że piłkarze pomęczą się jeszcze przez trzy minuty, po których zakończył spotkanie.