Między Ligą Europy a Ligą Mistrzów. Czy zwycięstwo w Lidze Europy jest szansą na sukces?


Jak triumfatorzy LE radzili sobie półkę wyżej

30 maja 2019 Między Ligą Europy a Ligą Mistrzów. Czy zwycięstwo w Lidze Europy jest szansą na sukces?

Drugie dziecko UEFA przez wiele lat było traktowane przez wielkich po macoszemu. Federacja nie mogła spokojnie patrzeć, jak uciekają jej grube miliony. W sierpniu 2014 roku decyzją o przyznaniu zwycięzcy LE miejsca w kolejnej edycji LM położono kres tej sytuacji. Od kolejnego sezonu faza pucharowa nie była już ostentacyjnie olewana przez gigantów futbolu.


Udostępnij na Udostępnij na

W pierwszych edycjach po przełomowej zmianie dla uczestników finałów dawnego Pucharu UEFA zwycięstwo było niczym brzytwa dla tonącego. Po niezapewnieniu sobie kwalifikacji do Champions League w rozgrywkach ligowych jedyną okazję na awans tworzyła Liga Europy. Taka sytuacja miała miejsce w pierwszych trzech przypadkach po decyzji federacji. Drużyny podwójnie zmotywowane podniosły poziom spotkań.

Sevilla 2014/2015

Szczęśliwie dla polskich kibiców finał organizowany w Warszawie stał się pierwszym w historii, którego wygrany otrzymywał przepustkę do raju. Sevilla już od trzech dni wiedziała, że sezon skończyła za plecami Valencii, która uplasowała się na czwartym miejscu. Sprawa wyglądała niezwykle jasno. Albo zespół z Andaluzji upora się z Dnipro, albo czeka ich kolejny rok na „zesłaniu” do Ligi Europy. Fajnie wygrywać dwa razy z rzędu europejski puchar, ale ileż można we wtorki i środy zasiadać tylko przed telewizorami. Po pokonaniu rywala 3:2 radość z faktu, iż na Sanchez Pizjuan zostanie w końcu odegrany hymn Ligi Mistrzów, przeważała nad tą ze zdobycia kolejnego pucharu do gabloty.

Jak się bawić, to się bawić, natychmiast los przydzielił Sevilli grupę śmierci. Manchester City oraz Juventus okazali się nie do przejścia. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że Borussia Moenchengladbach została ograna, więc podopiecznym Unaia Emery’ego została na deser… Liga Europy.

Sevilla 2015/2016

Palpitacji serca mogli dostać kibice klubu, gdy dowiedzieli się, że ponownie muszą sobie rezerwować czwartkowe wieczory. Na szczęście dla nich piłkarze nie potraktowali tego jako karę, lecz szansę. Utartą drogą doszli do finału. Tam bez skrupułów pokonali najtrudniejszego jak dotąd rywala, czyli Liverpool. Tu Liga Europy wybrała swojego mistrza sprawiedliwe. Skoro Anglicy nie walczyli o nią, jak była brzydka (nie zapewniała promocji do LM), to nie zasługują na nią, jak jest piękna.

Kolejna próba podboju futbolowego kosmosu zakończyła się ciut dalej niż poprzednio. Fatum LE przerodziło się w fatum Juventusu, na którego ponownie trafili w grupie, ale tym razem tylko jemu pozwolili się wyprzedzić. W nowym roku czekał na nich sensacyjny mistrz Anglii. Forma Leicester była daleka od tej z poprzedniego sezonu, więc Sevilla nie spodziewała się trudnej przeprawy. Po zwycięstwie 2:1 w pierwszym meczu w Andaluzji utwierdzono się w tym przekonaniu. To był błąd, gdyż złudny wynik przerodził się w wyeliminowanie Sevilli już na etapie 1/8 finału.

Manchester United 2016/2017

Po odpadnięciu z europejskich rozgrywek Sevilli Liga Europy potrzebowała nowego króla. O berło prawa gry w Champions League postanowił zawalczyć Jose Mourinho. Aby po zajęciu szóstego miejsca w Premier League nie wyrzucono go z klubu szybciej, niż go zatrudniono, powinien podnieść ten puchar. Gdyby tego nie zrobił i nie zapewnił „Czerwonym Diabłom” elity, jego kolejne miesiące, a może tylko tygodnie na Old Trafford byłyby niezwykle trudne. Szwedzka wiktoria nad Ajaksem pozwoliła Portugalczykowi sięgnąć po ostatnie trofeum w jego dotychczasowej karierze.

Warto wspomnieć, że ten przypadek był ostatnim, w którym klub przed finałem LE nie zapewnił sobie awansu z ligi. Manchester United jak burza przeszedł przez łatwą fazę grupową. W 1/8 finału los skrzyżował Anglików z Sevillą. Można żartobliwie powiedzieć, że tych ostatnich zabolało jednak odebranie korony w LE, bezpardonowo bowiem odarli z szaty LM „Czerwone Diabły”. Okazało się, że jednak warto podnieść puchar nawet za Ligę Europy, w przeciwnym wypadku łatwo skończyć sezon z pustymi rękami.

Atletico 2017/2018

Do takiego wniosku doszli też „Los Colchoneros” w tym samym sezonie, w którym Sevilla eliminowała United. „Spadochroniarze” z trzeciego miejsca w grupie Ligi Mistrzów zajęli lokatę wyżej w La Liga i ze spokojem podchodzili do finału. Po dwóch finałach dawnego Pucharu Europy wrócili do swojego matecznika i przypominając sobie lata 2010 i 2012, podnieśli do góry stęskniony za nimi puchar. Francuska ziemia była dla gości niezwykle uprzejma i nic nie zostawiła dla swojego rodzynka z Marsylii, gdyż Olympique oberwało 0:3.

W ten sposób doszliśmy do sezonu, który zakończy się już w sobotę na stadionie nomen omen Atletico. Sama drużyna swój marsz zakończyła zdecydowanie wcześniej. Mimo pewnego zwycięstwa w pierwszym meczu fazy pucharowej uległa „Juve” w rewanżu i podczas finału będzie jedynie biernym obserwatorem. Po przebudowie obiektu podopiecznych Simeone czeka teraz przebudowa kadrowa. Gdzie ostatecznie zaprowadzi ona stołeczny klub, dowiemy się niebawem.

Między oboma rozgrywkami pod egidą europejskiej federacji istnieje spora różnica. Pokazuje to fakt, że żadnemu z triumfatorów tych mniej prestiżowych rozgrywek nie udało się dojść nawet do ćwierćfinału LM sezon później. Jak skończy za rok drużyna Sarriego? Nie jesteśmy optymistami. Jakości Chelsea nie brakuje, lecz po odejściu Hazarda niezwykle trudno będzie Włochowi zasypać tę dziurę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze