Ubiegły sezon drużyna Valencii może zapisać jako jeden z najbardziej udanych w ostatnich kilku latach. Zespół z Półwyspu Iberyjskiego znalazł się w wąskiej czołówce La Liga i po trzech latach nieobecności wrócił do Champions League. Czwarte miejsce w lidze rozbudziło apetyty kibiców, którzy po cichu liczyli, że trwająca kampania dla "Nietoperzy" będzie jeszcze lepsza.
Od powstania klubu z Walencji przez zespół przewinęło się 74 trenerów. W tym czasie „Los Ches” sześć razy wygrywali ligę, a swoje piętno odcisnęli również w europejskich pucharach.
Przed rozpoczęciem sezonu także liczono na zaznaczenie swojej wartości zarówno w Hiszpanii, jak i w Europie. Rzeczywistość okazała się zgoła inna, a podopieczni Marcelino kończyli swoje spotkania podziałem punktów aż 18 razy.
Brak zaskoczenia?
Nie trzeba nikomu mówić, że myślą przewodnią szkoleniowca „Blanquinegros” jest granie jedną z najbardziej podstawowych formacji w świecie futbolu. Z biegiem czasu Valencia może zdawać się coraz bardziej przewidywalna, ale czy rzeczywiście tak jest?
Wiele osób zarzuca Marcelino kurczowe trzymanie się systemu 4-4-2, przez co zespół może nie zaskakiwać rywali.Mateusz Nowacki, VCF.PL
O opinię na temat ustawienia „Nietoperzy” poprosiliśmy Mateusza Nowackiego, który jest redaktorem polskiego serwisu o drużynie Valencii. – Wiele osób zarzuca Marcelino kurczowe trzymanie się systemu 4-4-2, przez co zespół może nie zaskakiwać rywali. Na zmianę jego podejścia nie ma co liczyć. Jak sam powiedział, dopóki jego drużyna będzie dla przeciwnika konkurencyjna, dopóty nie zmieni ustawienia – tłumaczy pan Mateusz.
Z pozoru dobre okienko…
Latem klub z Walencji dokonał sporo zmian, które miały pozwolić na walkę o jeszcze wyższe cele niż dotychczas. Na Mestalla przybyli m.in. rewelacja Borussii Dortmund w poprzednim sezonie – Michy Batshuayi, czy Daniel Wass. Ostatecznie reprezentanta Belgii nie ma już w klubie, a część pozyskanych piłkarzy nie prezentuje poziomu, którego od nich oczekiwano.
Na papierze było to świetnie rozegrane okienko transferowe. Rzeczywistość była inna. Największym rozczarowaniem okazał się Michy Batshuayi, który miał nie tylko siać popłoch wśród obrońców rywali, ale też będzie potrafił rozgrywać.Mateusz Nowacki, VCF.PL
– Na papierze było to świetnie rozegrane okienko transferowe. Wykupienie kluczowych zawodników z poprzedniego sezonu w postaci Guedesa i Kondogbii, wzmocnienie ataku znaczącymi nazwiskami, uzupełnienie składu o wszechstronnego Wassa i Picciniego. Rzeczywistość okazała się inna. Największym rozczarowaniem okazał się Michy Batshuayi. Marcelino szukał napastnika, który będzie mógł nie tylko siać popłoch wśród obrońców rywali, ale też potrafił rozgrywać. I faktycznie, mając na uwadze jego poprzedni sezon w Borussii, należało się spodziewać zmiany na plus. Niestety Belg nie dogadywał się w szatni z resztą zespołu. Tylko jedna strzelona bramka w lidze przyczyniła się do tego, że już go na Mestalla nie ma.
Na pewno więcej spodziewano się po Guedesu, motorze napędowym z poprzedniego sezonu. Niestety kontuzje i długa rehabilitacja spowodowały, że skrzydłowy przegapił łącznie trzy miesiące gry. Początkowo narzekało się na formę Gameiro i Cherysheva, lecz z meczu na mecz prezentują się oni coraz lepiej. Zwyżkę formę zaliczył również Piccini, więc istnieje szansa, że po sezonie będzie można zaliczyć te transfery jako co najmniej poprawne – tłumaczy nam redaktor VCF.PL.
Postać Marcelino
Jeśli ktoś po słabszych wynikach „Blanquinegros” myślał, że Marcelino zostanie szybko zwolniony, to był w sporym błędzie. Zarząd klubu z Walencji darzy Hiszpana dużym zaufaniem i nie wyobraża sobie, by ktoś inny niż on wyciągnął „Nietoperzy” z potencjalnego dołka.
Marcelino ma pełne poparcie w zarządzie Valencii i raczej o swoją przyszłość powinien być spokojny.Kamil Gontarczyk, „Ole Magazyn”
– Marcelino ma pełne poparcie w zarządzie Valencii i raczej o swoją przyszłość powinien być spokojny. Hiszpan powinien w przyszłym sezonie trenować ekipę „Nietoperzy”, gdyż preferowany przez niego styl jest adekwatny do możliwości kadrowych „Los Ches” – komentuje Kamil Gontarczyk z „Ole Magazyn”.
Światełko w tunelu
W ostatnim czasie mimo przydarzających się strat punktów zespół z Mestalla wydaje się powoli wychodzić na prostą. Ważne w tym wszystkim jest, że sezon dla „Nietoperzy” nie jest jeszcze przegrany, a oni sami mają dużą szansę, by zakończyć go udanie. Piłkarze Valencii nadal pozostają w grze na trzech frontach i na każdym z nich mają jeszcze okazję uzyskać przyzwoity wynik.
Obecny sezon, po przypomnijmy słabym początku, nie jest do końca stracony. „Nietoperze” mają niewielką stratę do strefy pucharowej, ponadto w serca kibiców „Los Ches” zostały wszczepione nadzieje na awans do finału Copa del Rey.Kamil Gontarczyk, „Ole Magazyn”
– Obecny sezon, po przypomnijmy słabym początku, nie jest do końca stracony. „Nietoperze” mają niewielką stratę do strefy pucharowej, ponadto w serca kibiców „Los Ches” zostały wszczepione nadzieje na awans do finału Copa del Rey. Jednym z powodów rozczarowującego początku sezonu była słaba postawa napastników. Problem co prawda dalej jest obecny, lecz z tą różnicą, że tym razem piłka coraz częściej słucha zawodników z formacji ofensywnej Valencii. A pamiętajmy, że swoje trafienia ostatnimi czasy dołożyli też piłkarze, którzy lepiej czują się w destrukcji: Diakhaby i Kondogbia – wyjaśnia Kamil Gontarczyk
Kolejną szansę na przekonanie swoich kibiców o zwyżce formy piłkarze Valencii będą mieli już dzisiaj. Jeśli mecz zakończy się zwycięstwem „Nietoperzy” wskoczą oni do czołowej „ósemki” w La Liga.