W ostatnim czasie pojawił się wysyp (właściwie nie do końca wiadomo, jak to nazwać, newsów/plotek/przepowiedni/wróżenia z fusów?) informacji o transferze Roberta Lewandowskiego do Realu Madryt. Każdy portal piłkarski (i nie tylko) w Polsce i na świecie musiał zamieścić choć krótką informację o możliwości gry Polaka w barwach „Królewskich”. Przeglądając te wszystkie wiadomości, w mojej głowie pojawiała się tylko jedna myśl – dajcie spokój. Chyba jestem za stary na pogoń za sensacją.
Czy Real Madryt chciałby ściągnąć Roberta Lewandowskiego? Oczywiście, że tak. Który zespół by nie chciał? Barcelona? Manchester City? Każdy klub z europejskiej czołówki monitoruje sytuację Polaka i rozważa szansę na jego sprowadzenie. Być może Barcelona jest mniej zainteresowana, biorąc pod uwagę, że obecnie posiada bardzo dobrze spisujące się trio napastników. Jednak nie wierzę, że gdyby Lewandowski powiedział, jak to jego marzeniem od zawsze była gra w barwach drużyny z Katalonii, to Louis Enrique nie zrobiłby wszystkiego, aby ściągnąć Polaka do siebie.
Reasumując wiadomość o tym, że Lewandowski jest przymierzany do Realu, jest tak samo sensacyjna, jak przewidywania Zubilewicza, że w grudniu spadnie śnieg. Niezwykle bawią mnie też kwoty podawane przez media. Jednego dnia dowiadujemy się, że Robert jest warty 70 mln euro, a następnego, że Real ściągnie go za 45 mln euro. Nóż się w kieszeni otwiera. Sensacyjne doniesienia – Lewandowski zabrał głos w sprawie swojego transferu do Realu – tzn. powiedział, że na razie skupia się na grze dla Bayernu. A czego można się spodziewać? Ma podpisany kontrakt do czerwca 2019 roku, ale nagle, cztery lata wcześniej, w trakcie sezonu powie: przenoszę się do Madrytu?
Pamiętny wieczór dla fanów Realu. Lewandowski strzela ich drużynie cztery bramki i eliminuje z rozgrywek Ligi Mistrzów w sezonie 2012/2013.
Jednego dnia hiszpańska prasa będzie informować, że Lewandowski jest pierwszy na liście życzeń Beniteza, innego dnia, że jest tam Pogba. Oczywiście, że Polak w tej chwili jest pożądany przez każdy klub na świecie i właściwie może wybierać, gdzie chciałby odejść, o ile by chciał, o ile zgodziłby się na to Bayern. Ale czy Real jest lepszy od mistrza Niemiec? Może pod względem medialnym. Ale czy Bayern chciałby pozbyć się Lewandowskiego? Niby dlaczego?
Jednakże czy Lewandowski rzeczywiście mógłby zastąpić Benzemę w Realu? Zdecydowanie tak. Po pierwsze Francuz jest stale od momentu swojego przyjścia do „Królewskich” najbardziej niedocenianym piłkarzem, na którego ciągle narzekają kibice. To nic, że Benzema w ciągu ostatnich trzech sezonów w Primera Division nie zszedł poniżej poziomu dwunastu bramek i dziesięciu asyst na sezon. Dla fanów Realu 27-latek jest zbyt mało medialny. Zbyt mało „królewski”.
Drugą sprawą są obecne kłopoty zawodnika dotyczące seksafery Valbueny. Nie do końca wiadomo, jak się sytuacja potoczy, jednak wszystko wygląda dość poważnie. Na pewno aresztowania/przesłuchania nie wpływają pozytywnie ani na wizerunek piłkarza, ani całego klubu. Większej sprzedaży koszulek z nazwiskiem Benzemy raczej nie ma się co spodziewać. Warto również zauważyć, że Realowi brakuje ostatnio jakiegoś sensacyjnego, wielkiego transferu. Po Jamesie Rodriguezie do klubu nie przyszedł żaden zawodnik, który sprawiłby, że o transferach hiszpańskiego klubu zrobiłoby się głośno, a lokalna prasa porównywała obecny skład do pamiętnego iście królewskiego z Figo, Zidanem i spółką. W letnim okienku transferowym Real z pewnością będzie chciał sięgnąć po jedną z gwiazd Euro 2016. Pytanie tylko, kto nią będzie?
Czy Lewandowski pasowałby do Realu? Ponownie zdecydowanie tak. Swoim stylem gry wpasowałby się w formację ofensywną drużyny z Madrytu. Potrafi zarówno wykończyć akcję, samemu stworzyć sytuację, czy też zejść do środka lub na skrzydło, robiąc przy okazji miejsce partnerom, np. Ronaldo czy Bale’owi. Polak jest bardzo wszechstronnym zawodnikiem, co pokazywał zarówno w Bundeslidze, jak i reprezentacji Polski. Z resztą występuje obecnie w Bayernie Guardioli, w którym właściwie każdy zawodnik uczestniczy w grze w każdym fragmencie boiska, a wymienność pozycji to chleb powszedni.
W tym roku spekulacje zaczęły się naprawdę szybko. Już w październiku pierwsze plotki o tym, gdzie trafi reprezentant Polski? Niezły wynik. Prawie jak dekoracje świąteczne w Biedronce od 2 listopada. Zejdźmy jednak na ziemię. Przed nami jeszcze niemalże cały sezon, a także mistrzostwa Europy. Nie wiadomo w jakiej formie będzie Lewandowski za dziewięć miesięcy, jak zaprezentuje się na Euro, czy nie złapie kontuzji. Może w międzyczasie objawi się nowa gwiazda, która rozbłyśnie pełnym blaskiem podczas turnieju we Francji (tak jak James dwa lata temu). Może Benzema zostanie królem strzelców Ligi Mistrzów, a następnie poprowadzi Francję do mistrzostwa Europy? A może błyśnie Alvaro Morata? O cztery lata młodszy od Polaka, w dodatku Hiszpan, były zawodnik Realu. Cóż to byłby za powrót, cóż za historia. Odprawił swój były klub w półfinale zeszłego sezonu Ligi Mistrzów, a teraz wróciłby, żeby to z „Królewskimi” sięgać po trofea. Niemożliwe? Bardziej możliwe niż transfer „Lewego”. Moim zdaniem do czerwca nie ma co zaprzątać sobie głowy spekulacjami znudzonych dziennikarzy.