Leszek Ojrzyński – przereklamowany czy niedoceniany?


6 maja 2015 Leszek Ojrzyński – przereklamowany czy niedoceniany?

Niedawne zwolnienie trenera Ojrzyńskiego z Podbeskidzia Bielsko-Biała wywołało medialną burzę. Jak bowiem inaczej traktować informację o zwolnieniu szkoleniowca ekipy, która – jak na możliwości sportowe i finansowe – osiągała naprawdę przyzwoite wyniki? Sytuacja sprzed paru dni do złudzenia przypomina tę, której świadkami byliśmy, gdy z Ojrzyńskim rozstawała się Korona Kielce.


Udostępnij na Udostępnij na

Skoro media i kibice stoją za nim murem, a prezesi już niekoniecznie, warto sobie zadać pytanie: czy jedna strona przesadnie go przecenia, czy też może druga nie do końca zdaje sobie sprawę, jak wielki skarb ma za trenera? Żeby na nie odpowiedzieć, najlepiej zajrzeć do statystyk dotyczących zespołów, które prowadził.

Ojrzyński w Koronie

Był czerwiec 2011 roku. Korona po względnie udanym sezonie ligowym, w którym co prawda zajęła 13. miejsce w tabeli, lecz ani przez moment nie była zagrożona spadkiem z ligi, ogłasza, że zatrudniła Leszka Ojrzyńskiego na stanowisku pierwszego szkoleniowca zespołu. Był to zdecydowanie wariant oszczędnościowy, w poprzednim sezonie prowadził on bowiem drugoligowe Zagłębie Sosnowiec. Kibice dosyć sceptycznie podchodzili do osoby nowego trenera, a o Koronie zaczęto mówić jako jednym z głównych kandydatów do spadku z ligi.

Jakież musiało być zdziwienie wszystkich sceptyków, gdy już na początku sezonu zobaczyli drużynę agresywną, grającą bardzo szybki futbol, bezlitośnie wykorzystującą przerażenie ligowych przeciwników. W ten sposób zrodziła się słynna kielecka „banda świrów”, której dowodził Ojrzyński. Piłkarze tworzyli monolit zarówno w szatni, jak i na boisku, a trener był dla drużyny niczym generał dla brygady – surowy, lecz jednocześnie gotowy oddać za nią życie. Długo wydawało się, że kielczanie wylądują ostatecznie w europejskich pucharach, jednak kryzys w końcówce sezonu spowodował zajęcie i tak doskonałego, piątego miejsca w ligowej tabeli.

Sezon 2012/2013 nie był już tak wybitny w wykonaniu Korony. Notowała fatalną serię wyjazdową, nie mogła wygrać meczu. Skuteczne punktowanie u siebie zaprowadziło kielczan na jedenaste miejsce w tabeli. Punktowo różnica była znacząca: 36 zdobytych oczek przez cały sezon w porównaniu z 48 w poprzednim. Mimo to posada trenera wydawała się nie do ruszenia. Murem za Ojrzyńskim stali piłkarze, murem też stali kibice. Problemem stał się zarząd klubu. Trener nie dogadywał się z ówczesnym prezesem Tomaszem Chojnowskim i dyrektorem sportowym Andrzejem Kobylańskim. Zarzucał im działanie na szkodę drużyny poprzez nieudolną politykę transferową. Władze klubu postanowiły zwolnić trenera „z powodu słabych wyników sportowych” po zaledwie trzech kolejkach sezonu 2013/2014.

Informacja o pożegnaniu się z Ojrzyńskim długo była sportowym tematem numer jeden w Kielcach. Szkoleniowiec cieszył się tu olbrzymim szacunkiem kibiców, którzy widzieli w nim trenera na lata. Natychmiast do sporu przyłączyli się piłkarze, którzy poparli trenera. Niektórzy z nich deklarowali chęć odejścia z zespołu za trenerem i w kilku przypadkach tak się właśnie stało, czego najlepszym przykładem jest Maciej Korzym. Ojrzyńskiego w Koronie zastąpił Hiszpan Pacheta, a były trener kielczan po upływie dwóch i pół miesiąca został ogłoszony nowym opiekunem Podbeskidzia Bielsko-Biała.

Ojrzyński w Podbeskidziu

Minęło dwanaście kolejek sezonu 2013/2014. Drużyna z Bielska zamykała tabelę ekstraklasy z ośmioma punktami wywalczonym w dwunastu spotkaniach. Bilans, delikatnie mówiąc, kiepski. Włodarze klubu doskonale zdawali sobie sprawę z kiepskiego materiału ludzkiego w drużynie. Trudno było wskazać wybijającego się piłkarza w zespole. Jedyne, co mogło ich uratować, to trener, który wpłynie na ich ambicję i wolę walki. Takim z pewnością był Ojrzyński. I faktycznie, szkoleniowiec po raz kolejny dokonał prawdziwego cudu. Rozpoczął z zespołem szybki marsz w górę tabeli. Ostatecznie sezon zakończył na dziesiątym miejscu, lecz gdybyśmy rozpatrywali tylko punkty zdobyte za jego kadencji, klub finiszowałby na doskonałym, piątym miejscu. Tutaj nie można mówić o przypadku.

Obecny sezon miał być jeszcze lepszy. Celem drużyny była grupa mistrzowska i długo wydawało się, że nie jest ona nierealna. Ostatecznie po nieco słabszej końcówce klub zajął dziesiąte miejsce w rundzie zasadniczej. Do wymarzonego ósmego miejsca zabrakło zaledwie dwóch punktów. Kilka godzin po ostatnim meczu Ojrzyński nie był już trenerem Podbeskidzia.

Niemal natychmiast po zwolnieniu trenera zaczęły się oskarżenia prezesa Boreckiego o krótkowzroczność i niewdzięczność. Co ciekawe, zaczęły dochodzić jednak głosy mówiące o konflikcie trenera z zawodnikami, co było dość interesujące w kontekście poprzedniego klubu, w którym piłkarze chcieli odejść razem ze szkoleniowcem.

Abstrahując od domniemanego konfliktu w szatni, wydaje się, że nie najlepiej układały się też stosunki trenera z zarządem (znowu). O co poszło tym razem? Trudno powiedzieć, jednak z wypowiedzi Boreckiego między wierszami można przeczytać, że nie było chemii między nim a szkoleniowcem. Z jednej strony praca w toksycznej atmosferze do przyjemnych nie należy, z drugiej – zmiana trenera w tym momencie sezonu może mieć katastrofalne skutki. Kibicom Podbeskidzia pozostaje wierzyć w to, że prezes wie, co robi, i Dariusz Kubicki utrzyma zespół w ekstraklasie. Obecny sezon był bowiem pierwszym w historii bielskiego klubu, w którym praktycznie przez żadną część sezonu nie był typowany do spadku z ligi. Tak więc ewentualna relegacja byłaby bardzo nieprzyjemną niespodzianką – tak dla równowagi z trzema poprzednimi bardzo miłymi zakończeniami sezonów.

Ojrzyński jako trener i motywator

Co można powiedzieć o Leszku Ojrzyńskim jako o szkoleniowcu? Na pewno to, że łatwo odnajduje się w sytuacji, gdy zawodnicy nie są technicznymi wirtuozami. Potrafi złożyć wyjściową jedenastkę z zawodników niemających imponujących nazwisk i osiągać z nimi rezultaty znacznie przekraczające oczekiwania. To duży plus. Niezmiernie ciekawe jest, jak Ojrzyński poradziłby sobie z inną grupą zawodników, klubem z wyższej półki, w którym są piłkarze lubiący pograć piłką, a niekoniecznie wykazują się wysokimi cechami wolicjonalnymi. Jak trener wykorzystałby atuty takich zawodników jak np. Semir Stilić czy Kasper Hamalainen. W najbliższym czasie zapewne się o tym nie przekonamy.

To pewne, że Ojrzyński jest doskonałym psychologiem i motywatorem. Jeśli trenerzy dzielą się na kumpli i dyktatorów, to tutaj bez wątpienia mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem. Co ciekawe, w Koronie ten model sprawdzał się doskonale, piłkarze nie chcieli kolegi, tylko kogoś, kto wrzaśnie, kiedy trzeba, wprowadzi dużą dyscyplinę i scali zespół. W Podbeskidziu nie zadziałało do końca, ale i tak wyniki, jakie osiągał zespół, były przyzwoite.

Ciekawy jest fakt, że drużyny trenowane przez Ojrzyńskiego mają bardzo dobry start, po czym osiągają nieco słabsze wyniki. Możliwe, że metody stosowane przez trenera nieco wyczerpują zawodników i nie mówię tutaj o wyczerpaniu fizycznym. Metody motywacyjne mają to do siebie, że nie działają zbyt długo.

Zwolennicy szkoleniowca uważają, że jest on skrojony idealnie na miarę naszych ligowców, których braki można dość łatwo przykryć dużą ambicją. Przeciwnicy z kolei mówią, zresztą nie bez racji, że drużyny trenera Ojrzyńskiego grają w sposób bardzo nieprzyjemny dla oka. Innymi słowy: za mało jest piłki w piłce. Która opinia jest bliższa prawdziwej? Myślę, że obie w równym stopniu. Czy wobec tego Leszek Ojrzyński jest przeceniany czy niedoceniany? Zarówno w Koronie, jak i Podbeskidziu zdecydowanie się nie skompromitował, wydaje się zatem kwestią czasu jego powrót do ekstraklasy w roli szkoleniowca innej drużyny. Będziemy więc mieli jeszcze okazję, by przekonać się, czy jest to czołowy polski trener (przez niektórych typowany na selekcjonera w odległej przyszłości), czy może raczej typowy „one-hit wonder”, czyli artysta jednego (dwóch, w tym wypadku) przeboju.

Najnowsze