Leicester City zaczyna sezon dyskretnie, ale Legia musi być uważna!


Z reguły mocno wchodzili w sezon i brakowało pary na koniec. Teraz? Jest odwrotnie – jakby zaciągnięty ręczny

30 września 2021 Leicester City zaczyna sezon dyskretnie, ale Legia musi być uważna!
talksport.com

Mistrzowie Anglii z sezonu 2015/2016 zaczynają tegoroczne rozgrywki ligowe dość przeciętnie. Ekipa, w której lejce trzyma Brendan Rodgers, przed meczem z Legią tylko zremisowała 2:2 z Burnley i po sześciu kolejkach zajmuje 13. miejsce w Premier League. Czy zdobywcy Pucharu Anglii faktycznie są w takiej formie, że drużyna Czesława Michniewicza może poszukać kolejnych punktów w Lidze Europy? Gdzie tkwią słabsze strony Leicester City?


Udostępnij na Udostępnij na

Popularne „Lisy” w nowym sezonie stosują anomalię w porównaniu z minionymi latami. Z reguły zespół ten dość mocno otwierał sezon i w ostatecznym rachunku zawsze brakowało pary pod koniec batalii o miejsce premiujące grę w Lidze Mistrzów. Aktualnie drużyna z Anglii osadziła się poza czołową dziesiątką w Premier League, a jej bilans to dwie wygrane, jeden remis i aż trzy porażki.

Zespół z „big six” trochę nietypowy

Ostatnie dwa sezony w wykonaniu Leicester City to potwierdzenie aspiracji dotyczących zadomowienia się w tzw. wielkiej szóstce najlepszej ligi świata. Patrząc na wyniki, można śmiało dojść do wniosku, że ten cel udało się osiągnąć. Zarówno rok, jak i dwa lata temu zespół zakończył zmagania na angielskich boiskach na piątej lokacie. Ustępował zawsze tym samym wielkim firmom, czyli: Manchesterowi City, Liverpoolowi, Chelsea i Manchesterowi United.

Gdyby jednak w zeszłorocznych rozgrywkach nie przegrał w ostatniej serii gier z Tottenhamem, to on, a nie Chelsea, cieszyłby się z czwartego miejsca na koniec rozgrywek i tym samym uzyskał gwarancję udziału w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Niestety ta sztuka się nie udała. Kolejny raz zabrakło pary na ligowym finiszu.

Na osłodzenie pozostał jednak sukces, jakim niewątpliwie był triumf… nad Chelsea w Pucharze Anglii. Sięgnięcie po to trofeum jest ogromnym osiągnięciem zarówno dla całej drużyny, jak i Brendana Rodgersa.

Warto też podkreślić, że Leicester City nie jest typowym zespołem z angielskiej czołówki. Drużyna z północy Anglii skorzystała przede wszystkim na obniżeniu lotów w ostatnich kilku latach przez Arsenal oraz Tottenham. Londyńskie kluby ostatnio dołączyły do grona średniaków ligowych.

Co cechowało zespół irlandzkiego szkoleniowca? Przede wszystkim przewidywalność i pragmatyzm, który objawiał się poprzez z reguły nienotowanie wpadek ze słabszymi ekipami oraz bycia niewygodnym rywalem dla możnych z rodzimej ligi. Wystarczy tylko wspomnieć rozgromienie rok temu drużyny Pepa Guardiolii 5:2.

I choć sam klub nie jest jakimś nowicjuszem w najwyższej klasie rozgrywkowej na angielskich boiskach (teraz gra 47. sezon), to w europejskich pucharach gości dopiero po raz szósty. Jego pierwszy raz miał miejsce jeszcze w Pucharze Zdobywców Pucharów, a ostatnia próba podbicia Europy skończyła się blamażem, bo tak trzeba nazwać sytuację, w której rok temu odpadł po dwumeczu ze Slavią Praga w pierwszej rundzie po wyjściu z grupy.

Gwiazda? Jest tylko jedna – Jamie Vardy

Napastnik, supersnajper, bohater, ikona, opoka, kapitan i tak można mnożyć w nieskończoność, mówiąc o już 34-letnim byłym reprezentancie Anglii. Praktycznie każdy fan, słysząc hasło Leicester City, od razu mówi – Jamie Vardy. W końcu to on wykańczał w sposób niewiarygodnie skuteczny kontry Leicester City, które doprowadziły do sensacyjnego wtedy mistrzostwa kraju.

Dzisiaj jednak Jamie Vardy to przede wszystkim rekordzista Premier League w liczbie meczów z rzędu ze strzelonym golem. Przewodzi w tej klasyfikacji z 11 starciami, wyprzedzając Ruuda van Nistelrooya, który zaliczył dziesięć takich spotkań.

To „Pan Piłkarz”, który ma już na swoim koncie 360 rozegranych gier w barwach ekipy z King Power Stadium, zdobywając w niej łącznie 152 gole! To najlepszy wynik w historii tego klubu. Drugiego w tej klasyfikacji Andy’ego Kinga wyprzedza już o 90 trafień. Warto jednak podkreślić, że aktualny kapitan „Lisów” potrzebował do tego osiągnięcia znacznie mniej gier. Jego średnia gola na jeden mecz wynosi 0,42, co w przeliczeniu na minuty daje bramkę na 185 minut.

A jak to wygląda w tym sezonie? Na boisku pojawił się siedmiokrotnie. Sześć razy na ligowych boiskach, na których rozgrywa średnio 89 minut, oraz raz, wchodząc na ostatnich osiem minut w Lidze Europy.

Tegoroczna edycja Premier League jest dla niego mimo wszystko dość łaskawa w porównaniu z całym zespołem. Dowód? Pięć bramek i jedna asysta. Te dwie najważniejsze statystyki dla napastnika zawsze są najlepszym papierkiem lakmusowym.

Na kogo jeszcze zwrócić uwagę?

Gdyby Leicester City miało taką formę jak rok temu, odpowiedź byłaby banalna, bo brzmiałaby „na wszystkich”. Jednak w tym sezonie jest trochę inaczej. Ewidentnie widać, że środek pola jeszcze nie chodzi tak, jak chciałby tego Brendan Rodgers.

James Maddison wciąż jest daleki od formy. Młody, bo 24-letni, angielski rozgrywający nie strzelił bramki ani nie zanotował asysty od 21 lutego 2021, co najlepiej pokazuje, w jaką niemoc wpadł ten zawodnik.

Również inny dość dobrze rokujący angielski talent, a więc Harvey Barnes, nie grzeszy formą. W tym sezonie zagrał w każdym ligowym spotkaniu, a mimo to również nie poczuł jeszcze smaku bramki oraz asysty. W tej chwili odsetek prawdopodobieństwa zdobycia przez niego któregokolwiek z wymienionych osiągnięć spadł z 0,12 do 0,06 podczas 90 minut na boisku.

Skoro już omówiliśmy te elementy układanki, które najbardziej martwią kibiców Leicester City, to warto się zastanowić, gdzie ewentualnie Legia powinna mieć zapaloną tabliczkę z napisem: „Ostrzegamy, może być niebezpiecznie!”.

Na papierze takimi zawodnikami powinni być dwaj boczni obrońcy, czyli Ricardo Pereira i Timothy Castagne. Ta dwójka dysponuje niesamowitym ciągiem na bramkę przeciwnika. Obaj mają umiejętność swobodnego minięcia rywala i posłania dobrej piłki w pole karne przeciwnika.

Nie można oczywiście też zapomnieć o Kelechim Iheanacho, który w drugiej części zeszłego sezonu odciążył w sposób znaczący Vardyego w zdobywaniu bramek. Na ten moment były piłkarz między innymi Manchesteru City nie ma jeszcze zdobytej bramki, ale też liczba 18 minut spędzonych średnio na boiskach Premier League pokazuje, że na razie jest trzymany głównie na ławce rezerwowej. Warto jednak podkreślić jego udział przy bramce w Neapolu, gdzie zaliczył asystę.

Z pewnością też swoją uwagę druga linia Legii powinna poświęcić Youriemu Tielemansowi, który potrafi kopnąć w sposób widowiskowy zza pola karnego i dać… np. triumf w Pucharze Anglii – tak jak zrobił to w zeszłorocznej edycji w spotkaniu z Chelsea. W tym sezonie reprezentant Belgii zdążył już zanotować trafienie.

Atakować pewnego środkowego obrońcę!

Ten defensor miał być po zeszłym sezonie gwiazdą na mistrzostwach Europy. Tymczasem on i jego reprezentacja zostawili po sobie, delikatnie mówiąc, bardzo słabe wrażenie. Mowa oczywiście o Caglarze Soyuncu, czyli reprezentancie Turcji, który z pewnego siebie defensora stał się zawodnikiem bardzo chimerycznym. Od początku nowych rozgrywek Premier League sprawia wrażenie kogoś, kto za chwilę ma strzelić na boisku jakiegoś babola.

Dużo z pewnością o jego mizernym starcie powiedzą nam poniższe oceny z portalu Sofascore.com. Prezentują się one następująco: 5,8; 6,6; 7,7; 6,4 i 6,4, chcąc wyciągnąć z tego średnią, mamy 6,67. Co ważne, wydaje się, że warto nacisnąć Turka w momencie, gdy wyprowadza akcję swojej drużyny, posyłając długą piłkę, ponieważ w tym elemencie notuje zaledwie 33% skuteczności.

Również w pojedynkach bezpośrednich jego wynik jest dość przeciętny. Ktoś powie, że wygranie 4,7 wygranych starć w meczu jest wynikiem co najmniej przyzwoitym, jednak w odniesieniu procentowym daje to tylko 55%. Jest to więc informacja dla napastników drużyny przeciwnej, że środkowego obrońcę Leicester City idzie dość skutecznie przestawić.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze