Polski klasyk dobiegł końca! Ostateczny wynik dobrze oddaje przebieg całego spotkania. Rozstrzygnięcia niestety nie doczekaliśmy się. Tak samo jak bramek czy dobrej gry którejkolwiek z drużyn. Ostatecznie gospodarze tego spotkania, Legia Warszawa, nie zdołali poskromić przyjezdnego Lecha Poznań. Choć i w drugą stronę było podobnie. Dla przyjezdnych to trzeci mecz bez zwycięstwa we wszystkich rozgrywkach, a dla „Wojskowych” – trzeci w samej lidze. Oba trendy niezbyt korzystne.
Nie był to wybitny mecz – w wykonaniu żadnej z drużyn
Legia Warszawa zawiodła poziomem gry… Lech podobnie. Hit zdecydowanie pod tym względem rozczarował. Obie drużyny kreowały wyjątkowo mało szans z przodu. Było to spotkanie „dla koneserów”, o czym najlepiej świadczy fakt, że za najlepszych graczy meczu możemy uznać raczej środkowych pomocników – to właśnie tam toczyła się główna walka. Choć każdy miał swoje momenty, na kilku bardzo dobrych podaniach Oumy czy heroicznej walce Kapustki się skończyło. Poza tym – niewiele. Nikt szczególnie nie zachwycił. Całe kolektywy pokazały raczej, że są w słabej formie. A właściwie… czy w tej chwili możemy je w ogóle nazywać kolektywami?
Gra żadnej z drużyn nie była satysfakcjonująca – ani dla kibiców Legii, ani dla sympatyków poznaniaków, ani też dla postronnych widzów, którzy po prostu liczyli na dobre widowisko. Nikt nie dostał tego, czego chciał. Każdy zaś po prostu się zawiódł.
Legia była w tym spotkaniu, owszem, lepsza. W końcu, co by nie mówić, szans kreowała sobie nieco więcej. Z drugiej strony – co z tego, skoro naprawdę groźne sytuacje dla warszawiaków można policzyć na palcach jednej ręki, a i tych pięciu palców pewnie nie będzie potrzeba. Lecha zapamiętaliśmy właściwie tylko z obicia słupka przez Luisa Palmę. Poza tym był to pokaz ofensywnej niemocy przy całkiem solidnej grze w defensywie.
Nie mamy jednak wątpliwości – oczekiwaliśmy od nich przynajmniej trochę więcej. Legia miała więcej momentów, ale również nie wyglądała dobrze. A ostatni czas pokazuje jedno: Edward Iordanescu przestaje mieć pomysł na ten zespół. Klub utrzymuje się na powierzchni głównie dzięki pojedynczym zrywom piłkarzy. A w taki sposób długo nie pociągną – to możemy zapewnić.
Rafał Augustyniak staje się przydatny
Zdecydowanie najlepszy punkt Legii Warszawa w pierwszej połowie meczu. I nie mówimy tego na fali zachwytu po jego doprawdy świetnym występie przeciwko Szachtarowi Donieck – choć oczywiście o tym nie zapominamy i doceniamy niewątpliwy wkład 32-latka w tamto zwycięstwo. Oceniając jednak sam mecz z Lechem Poznań, Augustyniak ponownie mógł się bardzo podobać. Wyglądał wręcz jak odmieniony. Wciąż widać po nim upływ lat, ale w przeciwieństwie do większości jego występów z ostatnich sezonów, popełniał wyjątkowo mało błędów, notując za to sporo udanych odbiorów i kilka naprawdę dobrych podań do przodu. W drugiej połowie również utrzymał poziom – z nim na boisku gra Legii była znacznie bardziej poukładana.

Dziwnie nam się to pisze, bo kontrast względem tego, z czym do tej pory kojarzyliśmy byłego zawodnika rosyjskiego Urału, jest ogromny. Na naszym portalu trudno byłoby zliczyć artykuły, w których Rafał Augustyniak był brany na tapet – i to raczej w kontekście negatywnym. Jeszcze na początku bieżącego sezonu wydawało się, że jego czas w Legii dobiega końca. Niewykluczone zresztą, że jego słabsza forma przyczyniła się do sprowadzenia Damiana Szymańskiego, który wprowadził się do zespołu bardzo dobrze.
Piłka nożna jest jednak przewrotna – przy takiej grze Augustyniaka, jak w ostatnich dwóch meczach, aż grzechem byłoby sadzać go na ławce. Kto by pomyślał, że po sprzedaży Maxiego Oyedele Legia nie tylko kupi świetną „szóstkę” w jego miejsce, ale też odgruzuje tę, z której wydawało się, że nic już nie będzie.
Kacper Urbański – jasny punkt w cieniu marazmu
Chyba wspominaliśmy już, że mecz Legia – Lech nie obfitował w emocje:). Mimo wszystko na boisku byli zawodnicy, którzy przynajmniej próbowali te emocje dostarczyć. Najjaśniejszą z takich postaci był Kacper Urbański, któremu ten akapit jest poświęcony.
Nie owijając w bawełnę – jest świetny. W starciu z Lechem po raz pierwszy, jeśli chodzi o rozgrywki Ekstraklasy, mieliśmy okazję oglądać byłego piłkarza Bolonii w dłuższym wymiarze czasowym. Mimo że wciąż nie występuje na swojej nominalnej pozycji – o czym trzeba pamiętać – w końcu pokazuje konkrety. Zaryzykujemy stwierdzenie, że spotkanie z Lechem było jego dotychczas najlepszym występem w barwach „Wojskowych”.
Kacper Urbański był dziś najaktywniejszym w ofensywie piłkarzem Legii.
Swoją boiskową postawą były zawodnik Bolonii udowodnił, że zasługuje na pierwszy skład.
Legia potrzebuje piłkarzy mających umiejętności i fantazję Urbiego.
Ta sytuacja pokazuje, na co go stać ⤵️#LEGLPO pic.twitter.com/HEUwByDoY3
— Karol Tyniec (@karoltyniec369) October 26, 2025
Uderzał (raz był bardzo bliski gola, trafiając w słupek), popisywał się niebanalnymi zagraniami technicznymi i w tym meczu naprawdę pokazał, za co Legia go sprowadzała. Do 21-latka trudno mieć jakiekolwiek pretensje – zagrał na wysokim poziomie. Jeśli na kimś ma opierać się gra ofensywna, to raczej na nim, a nie na regularnie zawodzącym Rajoviciu.
Gra przez „Urbiego” nie dość, że jest bardziej ekscytująca, to jeszcze sam Urbański oferuje więcej niemal w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Wraca Kacper Urbański, jakiego pokochała kilka lat temu cała Polska. Teraz potrzebuje tylko czasu i przestrzeni – a zostanie wielką gwiazdą ligi. Przynajmniej na to wszystko się zanosi, patrząc na jego możliwości i ostatnie dokonania.