Starcie Legii z Lechem od lat elektryzuje fanów nie tylko obu ekip, ale także postronnych kibiców PKO BP Ekstraklasy. W niedzielne popołudnie byliśmy świadkami kolejnej odsłony tego obecnie największego polskiego klasyka. Legia zremisowała z Lechem 2:2, a bohaterami zostali Paweł Wszołek oraz Afonso Sousa. Ale remis nie cieszy zarówno kibiców znad Wisły, jak i znad Warty.
Obydwie drużyny mają w tym sezonie swoje cele do zrealizowania. Lech potrzebował trzech punktów, aby odskoczyć od Pogoni, która po zwycięstwie z Lechią zrównała się punktami z poznaniakami. Zaś Legia, jeśli dalej chce walczyć o mistrza Polski z Rakowem (który dziś ograł Widzewa 2:0), musiała pokonać „Kolejorza”. Czy któraś drużyna przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę?
Legia zdominowała pierwszą połowę
Pierwsza połowa przebiegła pod dyktando gospodarzy. Legia ruszyła praktycznie od początku meczu na Lecha. Piłkarze stołecznej drużyny dominowali na boisku i nie pozwalali na poważniejsze zagrożenie ze strony gości. Przyniosło to już efekt w 12. minucie. Po odbiorze piłki przez Josue prawą flanką pomknął Paweł Wszołek. Zagrał on kapitalną piłkę do będącego ostatnio w dobrej formie Tomáša Pekharta, któremu nie pozostało nic innego jak wprawić w szał radości kibiców zgromadzonych przy Łazienkowskiej. Ten gol sprawił, iż Tomáš Pekhart stał się najskuteczniejszym czeskim strzelcem w ekstraklasie.
Tomas Pekhart (@LegiaWarszawa) po golu strzelonym w #LEGLPO samodzielnie Czechem z największą liczbą bramek w historii @_Ekstraklasa_:
41 goli – @pegas11
40 goli – Michal Papadopulos
22 gole – Zdenek Ondrasek— Wojtek Bajak (@WoBaj) April 16, 2023
Najlepszą okazję Lech Poznań miał w 29. minucie, gdy w doskonałej sytuacji znalazł się Mikael Ishak. Szwedzki napastnik jednak zbyt długo zwlekał ze strzałem, a jak w końcu uderzył, to bez większych problemów odbił piłkę Hładun. Poza tym pełna kontrola podopiecznych Kosty Runjaica, niepodlegająca żadnej dyskusji.
Czy Lecha dopadło zmęczenie?
W drużynie z Poznania można było wyczuć, iż trudy angielskich tygodni w końcu dają się we znaki. Zwłaszcza gdy w czwartek rozgrywał się najważniejszy mecz Lecha w XXI wieku, a terminarz w lidze również nie rozpieścił. Efekty morderczych tygodni mogliśmy zobaczyć w pierwszej połowie meczu z Legią. Lechici byli momentami wręcz tłamszeni. Taka zresztą wydawała się taktyka przygotowana przez Runjaica, gdyż sam Pekhart w przerwie w wywiadzie powiedział, że plan zakładał wykorzystanie zmęczenia gości. Co gorsze dla Lecha, z powodu kontuzji boisko w 39. minucie musiał opuścić Jesper Kalström, zaś w jego miejsce wprowadzono Nikę Kvekveskiriego. W obliczu innych kontuzji w drużynie nie napawa to optymizmem na końcówkę sezonu.
Lech Poznań w pierwszej połowie ustępował rywalowi w każdym aspekcie gry, do tego nie był w stanie wykorzystać momentów sprzyjających. Widać, że grają po meczu w Europie. Działy się rzeczy, do których nie przywykłem (np. łatwe tracenie piłki przez Karlstroema). #LEGLPO
— Radosław Laudański (@radek_laudanski) April 16, 2023
Niecodzienne problemy sędziowskie
Pierwsza połowa zostanie jednak zapamiętana z powodu niecodziennego zjawiska, jakim były zmiany w składzie… sędziowskim. Najpierw w 6. minucie kontuzji doznał sędzia liniowy (jak się później okazało, były to problemy z łydką), który musiał opuścić boisko, a w jego miejsce wszedł sędzia niemający doświadczenia w tej roli. Z tego powodu w 24. minucie miała miejsce kolejna zmiana. Tym razem to arbiter siedzący na wozie VAR, Paweł Sokolnicki, zastąpił Marcina Kochanka. To był zresztą powód, dla którego pierwsza połowa trwała o osiem minut dłużej.
Legia musi(!) zatrzymać Josue – cena nie gra roli
Pierwsze skrzypce w drużynie gospodarzy grał Josue, najlepszy piłkarz ekstraklasy, o którym pisaliśmy przed tym meczem. Portugalczykowi po sezonie kończy się kontrakt i wciąż ważą się jego losy. Bowiem 32-latek pragnie wyjechać na Wschód, aby dostać ostatni lukratywny kontrakt. Zatrzymanie Portugalczyka stanowi priorytet Jacka Zielińskiego. Jego wpływ na grę Legii jest nieoceniony. To on napędził akcję na 1:0. Rozprowadzał grę legionistów, jakby grał nie w realnym meczu, a na konsoli w FIFĘ, czego dziś Josue nie zagrał… Tylko w ciągu pierwszych 45 minut popisał się kilkoma prostopadłymi podaniami, raboną, dośrodkowaniami fałszem. Nie pozostawało nic innego, jak tylko bić brawo Portugalczykowi i liczyć na to, że Legia nie będzie się bała sypnąć groszem, aby zatrzymać go w kadrze „Wojskowych”.
Sousa odwraca wynik meczu dla Lecha
Nie wiemy, jakie słowa padły w szatni gości, ale na pewno podziałały na piłkarzy Lecha. Od początku wyszli naładowani energią. W drugiej połowie zdawało się, że to Legia rozgrywała mecz w środku tygodnia, a nie Lech. Goście dużo agresywniej doskakiwali do gospodarzy, co skutkowało groźnymi akcjami pod bramką Hładuna. Efekt przyszedł już dwie minuty po rozpoczęciu drugiej połowy. Po przebitkach główkowych w polu karnym Afonso Sousa dopadł do piłki i zamienił tę sytuację na gola. Co prawda nie było to czyste uderzenie, ale piłka szczęśliwie znalazła się w bramce „Wojskowych”. Za to w 69. minucie absolutnie nie można było mówić o szczęściu. Z podobnego miejsca w polu karnym Portugalczyk kapitalnie odwrócił się z piłką i huknął nie do obrony.
Wszołek ratuje Legii remis
Legia, jeśli chciałaby jeszcze marzyć o postraszeniu Rakowa, musiała się w końcu wybudzić z letargu, w jaki zapadła po pierwszej połowie. W końcu legioniści ruszyli do odrabiania strat. Pierwsza poważna szansa na wyrównanie miała miejsce w 82. minucie. Po dośrodkowaniu z prawej strony piłkę wypluł przed siebie Filip Bednarek. Przed szansą na gola stanął Lindsay Rose, lecz włożył on w swoje uderzenie zbyt dużo siły, przez co piłka przeleciała wysoko nad bramką. Kilka minut później Legia dopięła swego. W 88. minucie Rosołek poklepał piłkę przed szesnastką Lecha ze Strzałkiem. Po rozmontowaniu obrony rezerwowy napastnik wyłożył futbolówkę Pawłowi Wszołkowi, który do asysty dołożył jeszcze gola. Akcja bramkowa była łudząco podobna do tej z pierwszej połowy. Znów zaspały boki obrony Lecha w tym meczu, co skrupulatnie wykorzystali piłkarze gospodarzy.
Satka nie jest Salamonem
Satka wskutek absencji Bartosza Salamona, zawieszonego na trzy miesiące za wykrycie niedozwolonej substancji, wskoczył do podstawowej jedenastki Lecha. Jak na razie Słowak nie wszedł udanie w buty swojego kolegi. Przy pierwszym golu Legii kompletnie nie pilnował Czecha, który do demonów szybkości nie należy. Miał także swój udział przy drugim golu Legii. W kluczowym momencie poślizgnął się na murawie, co dało Rosołkowi cenny czas na dogranie piłki do Wszołka. Na miejscu działaczy Lecha, jeżeli sprawa z Bartoszem poskutkuje dłuższym zawieszeniem, zaczęlibyśmy się rozglądać za nowym środkowym obrońcą.
Legia – Lech: wynik, który nie satysfakcjonuje nikogo
Oceniając rezultat tego hitu, można stwierdzić, iż po tym meczu jest dwóch rannych, bowiem żadnej z drużyn podział punktów nie jest na rękę. Legia nie może być zadowolona z remisu, ponieważ zwiększyła się strata do lidera, Rakowa. Natomiast Lech ma teraz tylko punkt przewagi nad Pogonią. Jednak patrząc na to, jak w tym kluczowym momencie ligi poradzili sobie lechici, kibice „Kolejorza” mogą być względnie zadowoleni i czekać na rewanż z Fiorentiną. Zaś Legia musi się raczej pogodzić, że po raz drugi z rzędu nie zdobędzie tytułu mistrza kraju.