W niedzielnym spotkaniu w ramach rozgrywek PKO BP Ekstraklasy Legia Warszawa zremisowała 1:1 z przewodzącą ligowej tabeli Jagiellonią Białystok. Przyjezdni długo gonili wynik, wyrównując finalnie stan rywalizacji w 83. minucie. Czy „Jaga” ma już tytuł mistrzowski w kieszeni?
Hit kolejki
Niedzielny pojedynek w Warszawie – bez cienia wątpliwości – był niczym wisienka na torcie 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Gospodarze przystępowali do starcia z liderem rozgrywek w nastrojach absolutnie bojowych, co zresztą dziwić wcale nie powinno. Potencjalna porażka z Jagiellonią byłaby przecież dla „Wojskowych” symbolicznym odpuszczeniem walki o tytuł mistrzowski.
W rundzie jesiennej przegraliśmy w Białymstoku 0:2. Popełniliśmy dwa proste błędy, które przeciwnik wykorzystał. W drugiej połowie graliśmy praktycznie do jednej bramki, ale nie byliśmy w stanie zdobyć żadnej bramki. Teraz gramy na siebie i chcemy pokazać się z jak najlepszej strony. Naszym celem jest zwycięstwo, bo nie chcemy tracić kontaktu z czołówką – mówił przed meczem szkoleniowiec Legii Kosta Runjaic.
Z drugiej zaś strony, triumf w Warszawie mógł być dla Jagiellonii niczym wjazd na autostradę w kierunku mistrzostwa. Po zeszłotygodniowym triumfie nad ŁKS-em (6:0) morale w Białymstoku sięgnęło zenitu. W przypadku zwycięstwa „Jaga” uzyskałaby już cztery punkty przewagi nad drugim tabeli Śląskiem – niedzielny pojedynek zapowiadał się zatem arcyciekawie.
Gual otwiera wynik
Już w 2. minucie gry w zamieszaniu pod bramką Legii uderzać próbował Dominik Marczuk. Strzał zawodnika przyjezdnych został jednak zablokowany. Chwilę później wspaniałym podaniem obsłużony został Jesus Imaz – Hiszpan przyjął jednak nadlatującą futbolówkę zbyt niedokładnie. W odpowiedzi Josue zatrudnił Alomerovicia przy strzale z rzutu wolnego. Gospodarze byli następnie o krok od umieszczenia piłki w siatce po kotłowaninie przy linii bramkowej „Jagi” — Szymon Marciniak zasygnalizował jednak pozycję spaloną.
W 14. minucie Tomas Pekhart znalazł się w pozycji sam na sam z golkiperem przyjezdnych – Czech spróbował strzału lobem, jednak piłka zatrzymała się na poprzeczce. Z dobitką (nie bez trudu) uporali się zaś defensorzy Jagiellonii. Dwie minuty później dwójkową akcję na połowie „Wojskowych” przeprowadzili Bartłomiej Wdowik oraz Afimico Pululu – uderzenie Polaka zostało finalnie zablokowane.
Po kilkunastominutowym przestoju wspaniałą okazję do zdobycia bramki miał Marc Gual. Zawodnik Legii spudłował jednak z trzech metrów, posyłając futbolówkę wprost w interweniującego bramkarza. Co się odwlecze, to nie uciecze – już po kilkudziesięciu sekundach Gual wyprowadził gospodarzy na upragnione prowadzenie.
Hiszpan dobrze odnalazł się w polu karnym rywali, wpierw obracając się z rywalem na plecach, a następnie posyłając piłkę przy dalszym słupku bramki strzeżonej przez Alomerovicia. Wynik 1:0 na korzyść Legii utrzymał się już do przerwy.
Mamy najlepszą frekwencję w meczu z Jagiellonią na nowym stadionie! Dotychczasowy rekord z sezonu 2015/16 wynosił 25 682 kibiców na trybunach 🏟️ #LEGJAG
Dziękujemy, że jesteście z nami! #ChodźNaLegię pic.twitter.com/eOOvSz4rfG
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) April 7, 2024
„Jaga” wyrywa remis
Niedługo po wznowieniu gry na indywidualną akcję zdecydował się Marczuk. Po solowym rajdzie piłkarz Jagiellonii padł w polu karnym. Sędzia Marciniak pozostał jednak niewzruszony. W 55. minucie prowadzenie Legii próbował podwyższyć Gual – uderzenie Hiszpana zostało ostatecznie zablokowane. Niedługo później Josue zweryfikował jeszcze refleks Alomerovicia za sprawą strzału z dystansu – golkiper gości wybił jednak piłkę na róg.
Napór gości, choć widoczny na przestrzeni kolejnych minut, nie przynosił efektów w postaci sytuacji typowo bramowych. Dopiero w 83. minucie wynik spotkania wyrównał Jesus Imaz. Dominik Marczuk popędził prawą stroną boiska, wykładając piłkę do niepilnowanego Hiszpana. Ten z kolei dołożył jedynie nogę, pokonując bezradnego już Hładuna.
Gospodarze, ewidentnie niepocieszeni takim obrotem spraw, ruszyli do ofensywy. Napór Legii narastał z każdą minutą, osiągając apogeum w doliczonym czasie gry. Pomimo oblężenia defensywa Jagiellonii nie dała się już zaskoczyć, a niedzielne spotkanie w Warszawie zakończyło się podziałem punktów.
😑 #LEGJAG pic.twitter.com/Y742gLXcNT
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) April 7, 2024
Rachunki pozostają niewyrównane
W ostatecznym rozrachunku piłkarze Legii opuścili zapewne obiekt przy Łazienkowskiej w poczuciu nieskrytego niedosytu. I nie wynika to jedynie z samego przebiegu gry. W obliczu potknięć bezpośrednich rywali (porażki Rakowa i Pogoni) Legia stanęła dziś przed szansą ugruntowania pozycji w czołówce. W wyniku niedzielnego podziału punktów strata „Wojskowych” do sklasyfikowanego na 3. miejscu Lecha wynosi już jednak trzy punkty.
Za nami ciekawy mecz dla kibiców. Zespoły grały ofensywnie, chciały strzelać gole. To my jako pierwsi strzeliliśmy fantastyczną bramkę i mogliśmy zdobyć ich więcej. Druga połowa nie wyglądała tak, jak sobie zakładaliśmy. Wynikało to również z dobrej postawy rywala. Broniliśmy się zbyt głęboko. Straciliśmy w bardzo łatwy sposób bramkę i na sam koniec zremisowaliśmy – komentował Runjaic po meczu.
Jeśli zaś chodzi o Jagiellonię – białostoczanie zrealizowali w Warszawie plan minimum. Oczywiście, remis nie otwiera jeszcze „Jadze” gabloty z trofeum mistrzowskim, niemniej w obliczu nierównej postawy drużyn z czołówki punkt zdobyty przy Łazienkowskiej może mieć pod koniec sezonu kluczowe znaczenie.
Zwycięstwo Legii zmniejszyłoby przecież dystans pomiędzy obiema ekipami do czterech oczek, będąc jednocześnie pożywką dla nieskrywanych ambicji 15-krotnych mistrzów Polski. Wizja powrotu na tron, choć nadal nieco bajeczna, mogłaby się poniekąd urzeczywistnić. Kres błogim fantazjom położyła jednak (przynajmniej na razie) bramka Imaza. „Wojskowym” pozostaje więc (i tu ponownie słowo klucz – w tym momencie) walka o podium ligowego zestawienia.