Na początku 2016 roku podczas zgrupowania w tureckim Belek Clemens Fritz w żołnierskich słowach ogłosił: – Po długich rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że wraz z końcem sezonu kończę karierę. Dla wielu była to decyzja szokująca, a te odczucia zostały jeszcze bardziej podsycone po 1. kolejce rundy rewanżowej, w której Werder w pięknym stylu pokonał Schalke 3:1, a doświadczony Niemiec rozegrał wspaniałą partię ukoronowaną pięknym golem i jedynką w „Kickerze”.
Piękna styczniowa noc nie wpłynęła na naszego bohatera, który coraz szybszym krokiem zmierza ku końcowi wieloletniej przygody z futbolem. Miała ona momenty glorii (m.in. w 2009 roku, kiedy wespół z kolegami z Weserstadion zdobył Puchar Niemiec i doszedł aż do wielkiego finału ówczesnego Pucharu UEFA), ale też była naznaczona trudnymi chwilami, chociażby w ostatnich latach, kiedy Werder nie mógł nawiązać do pięknych wyników z przeszłości.
Rozdział pt. „Pobyt w mieście nad rzeką Wezerą” rozpoczął w 2006 roku, roku dla piłkarskich Niemiec bardzo ważnym, ponieważ wtedy nasi zachodni sąsiedzi gościli mundial. Trafił do nowego otoczenia, mając już w CV grę m.in. dla Karlsruhe i Bayeru Leverkusen, w którym zagrał nawet w jednym meczu Ligi Mistrzów (rewanż 1/8 finału w sezonie 2004/2005, kiedy „Aptekarze” ulegli ostatecznie późniejszemu triumfatorowi – Liverpoolowi). Bremeński klub należał wówczas z kolei do potentatów w Niemczech. Tuż przed przyjściem Fritza zdobył wicemistrzostwo, dwa lata wcześniej mistrzostwo, a w składzie miał wielu znamienitych piłkarzy (jak: Wiese, Klose, Klasnić, Micoud czy Frings), na widok których z pewnością niejednemu rywalowi zadrżały łydki.
W nowym otoczeniu bardzo szybko się odnalazł. Niemal od pierwszego dnia był podstawowym elementem w układance Thomasa Schaafa, dzięki czemu przez dekadę na jego koncie nazbierało się łącznie 337 meczów. Co może jeszcze charakteryzować karierę 35-latka? Duża uniwersalność i elastyczność w przystosowywaniu się do nowej roli na boisku. Pokazywał to już w Karlsruhe i Bayerze, na różnych pozycjach grał także w Werderze, choć lwią część bremeńskiego epizodu spędził na prawej stronie bloku defensywnego (m.in. był podstawowym prawym obrońcą w tak szczęśliwym sezonie 2008/2009, wtedy warto dodać po lewej stronie grał dobrze nam znany Sebastian Boenisch), w razie potrzeby był w stanie zagrać w innym miejscu, czy to na boku pomocy, jako defensywny (ostatnimi czasy tak gra), czy ofensywny pomocnik, a nawet zdarzały się mecze, kiedy był próbowany jako napastnik.
Fritz – znaczy kapitan
Dekadę temu zaczął wyrabiać również pozycję w szatni, a punktem kulminacyjnym był 2011 rok. Wtedy właśnie zespół stracił dwa zęby trzonowe. Torsten Frings wybrał ofertę Kanadyjczyków z Toronto, z kolei Mertesacker trafił pod skrzydła Arsene’a Wengera w londyńskim Arsenalu. Otworzyło to furtkę doświadczonemu Niemcowi do pełnienia kolejnej zaszczytnej funkcji. Został mianowany kapitanem Werderu, a tokiem myślenia poszli także następcy Thomasa Schaafa – Robin Dutt i Viktor Skripnik. Warto przytoczyć więc słowa tego pierwszego, które idealnie obrazują, co dla zespołu mistrza Niemiec z 2004 roku oznacza nazwisko Fritz: – Jest łącznikiem między drużyną a sztabem szkoleniowym. Dla wszystkich jest także wzorem do naśladowania i osobą, która idealnie pasuje do tej funkcji.
Potwierdzeniem tezy, że cieszył się wśród partnerów ogromną estymą, może być sytuacja sprzed prawie roku. Rozmowy w sprawie prolongaty umowy przeciągały się i coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazywało, że 35-latek pożegna się Bremą. Wstawili się za nim jednak koledzy, którzy naciskali bardzo mocno na przedłużenie umowy. – Reprezentuje to nasze interesy – powiedział Fin Bartels. Misja ta koniec końców okazała się skuteczna. W maju 2015 roku były zawodnik Bayeru złożył podpis pod umową, która obowiązuje do końca trwającego sezonu.
Kariera miała też zakręty
Czy pochodzący z Erfurt zawodnik mógł wyciągnąć więcej ze swojej długoletniej piłkarskiej przygody? Wydaje się, że tak. Na dobre nie zaistniał w reprezentacji Niemiec, do której został powołany kilka miesięcy po przyjściu na Weserstadion (debiut zaliczył w październiku 2006 roku w meczu z Gruzją). Wystąpił na austriacko-szwajcarskich mistrzostwach Europy, w tym m.in. w pierwszym składzie z Polską w Klagenfurcie, a w październiku 2008 roku zagrał ostatni mecz w zespole narodowym z Walią. Licznik występów w kadrze zatrzymał się na liczbie 22.
Mecz z San Marino w eliminacjach Euro 2008. Było to spotkanie, w którym Fritz strzelił jedną z dwóch bramek w trakcie występów w kadrze
Jego problemem były też drobne urazy, z którymi walczył bardzo często. A to naderwał mięsień, a to złamał kość jarzmową, a to miał problemy z pachwiną, czy kilka razy musiał stawić czoła grypie. Ostatecznie z gry był wyłączony prawie 30 razy, ale zwykle przerwy te sięgały maksymalnie kilkunastu dni.
Co dalej?
Tuż po ogłoszeniu decyzji o zakończeniu latem kariery media zaczęły szeroko rozpisywać się, co dalej będzie z ikoną Werderu. Ta prawdopodobnie zrobi sobie rok przerwy (– Chce cieszyć się rzeczami, na które nie miał w trakcie kariery czasu), by następnie wrócić do klubu. Jaką drogę obierze 35-latek? Czy zostanie skautem, który będzie wyszukiwał talenty, które mogłyby pójść w jego ślady? A może tak jak Viktor Skripnik czy Thomas Schaaf najpierw napisze piękną kartę jako piłkarz, by następnie pracować jako trener? Przekonamy się za jakiś czas. Jedno jest pewne. Clemens Fritz już na zawsze znajdzie swoje miejsce na pomniku historii Werderu.