Sytuacja w jakiej jest Lechia Gdańsk, łagodnie mówiąc do najlepszych nie należy. Drużyna Szymona Grabowskiego ma jeszcze jednak szansę na to, by ukończyć ten rok w lepszych nastrojach. Sprzyjać może ku temu terminarz, bo na trzy pozostałe kolejki - aż dwukrotnie gdańszczanie zagrają u siebie z rywalami w zasięgu. Najpierw z bardzo słabą na wyjazdach Pogonią Szczecin, a następnie już w grudniu z mającym także wielkie problemy Śląskiem Wrocław. Można by zadać zatem pytanie - jak nie w najbliższym czasie z kimś wygrać, to kiedy?
Ostatnia w tym roku przerwa reprezentacyjna mogła posłużyć na kolejne szlify formy, której Lechia Gdańsk szuka przez całą jesień. Chociaż już bywały momenty lepszej gry, nie wystarczało to na poprawę wyników. Beniaminek z Trójmiasta cały czas znajduje się w strefie spadkowej i nawet w przypadku dobrych wyników w najbliższym czasie, trudno będzie się z tej strefy wydostać. Nie zmienia to jednak faktu, że już za dużo do bezpiecznego miejsca tracić nie można i zwycięstwa wręcz muszą się pojawić. W innym przypadku wiosną Lechię czeka mordercza walka o przetrwanie. Trzeba będzie liczyć na powtórkę z fenomenalnej formy w minionym pierwszoligowym sezonie.
– Skupiamy się na tym, żebyśmy to my zapunktowali w końcówce roku, bo na pewno jest to nam bardzo potrzebne. Mamy sprecyzowany plan i poszczególne zadania dla poszczególnych zawodników – mówił na konferencji przedmeczowej Szymon Grabowski.
Jak nie u siebie z Pogonią Szczecin, to z kim?
W sobotę nad Zatokę Gdańską zawita siódma drużyna obecnego sezonu, ale w żadnym przypadku nie może być pewna swego. Spowodowane jest to tym, że Pogoń Szczecin 21 z 22 punktów, które ma na koncie zdobyła na własnym stadionie. W siedmiu dotychczasowych wyjazdowych meczach „Portowcy” przegrali aż sześć i jeden zremisowali. Jest to dla nich druzgocąca statystyka, której do tej pory nie byli w stanie przełamać.
Z drugiej strony… Lechia Gdańsk dotychczas na swoim stadionie uzbierała 5 punktów w siedmiu meczach i jest to również najgorszy wynik w ekstraklasie. Kibice szykują się zatem na wybitny „hit” kolejki, w którym zmierzą się ze sobą najgorsze drużyny zarówno w domu, jak i na wyjeździe.
U siebie i na wyjazdach! 🙌 Wnioski? 🧐 pic.twitter.com/wP9tgkggsT
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) November 16, 2024
Należy się w tym spotkaniu jednak spodziewać goli, bo na to może wskazywać bilans obu drużyn. Lechia Gdańsk do tej pory na własnym stadionie ma stosunek bramek 5:10, co daje ponad dwa gole na mecz. Bardziej wesoło ma się ten bilans wyjazdowy w Pogoni Szczecin, bo 5:16 – czyli równe trzy gole na mecz. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by kibice ujrzeli ciekawe widowisko, co na pewno przyda się na rozgrzewkę, zważając na panującą aurę nad morzem.
Defensywa to nie jedyny problem
Wszyscy już się mocno poznali grze defensywnej, jaką nie raz pokazywała drużyna Szymona Grabowskiego. O ich popisach, szczególnie po 70. minucie nie ma co się wielce rozpisywać, bo i po co dobijać leżącego. Skupić się jednak należy na linii ofensywnej, gdzie również się nie przelewa. Od dawna kontuzję leczy Tomas Bobcek, czyli najlepszy dostępny napastnik w drużynie. Tym samym regularnie na szpicy występuje Bogdan Wjunnyk i jego gra jest różnie oceniana. Dużo pracuje na boisku, czasem coś mu wpadnie, ale 22-latek nadal musi wiele aspektów poprawić.
Patrząc na ostatnie dwa miesiące i dorobek bramkowy Lechii, to i tak Wjunnyk z dwoma golami jest najlepszym strzelcem w drużynie. Reszta zawodników zanotowała jedno trafienie, a byli to Rifet Kapić, Dominik Piła, Camilo Mena, Louis D’Arrigo i Bujar Pllana. Niby jest to jakiś plus, że bramki rozkładają się na wielu zawodników, ale bez prawdziwej strzelby nie ma co liczyć na lepsze wyniki. Dodatkowo trudno szukać dobrego zmiennika dla Wjunnyka, bo jedynym na ten moment wydaje się Kacper Sezonienko. To właśnie młody zawodnik, wystawiany często na skrzydle ma zastąpić pauzującego Ukraińca w meczu z Pogonią. Jego notowania u kibiców najlepsze nie są, ale być może rzucanie po pozycjach mocno mu utrudniło rozwój piłkarski.
Mena zagrał od 1. minuty w Gliwicach, chociaż nie był na to gotowy. Wjunnyk po pierwszej połowie był do zmiany, ale nie ma kogo wpuścić. Takie są realia. Do czego to doszło, że z utęsknieniem czeka się na tego młodego z Hutnika:-)
— Tomasz Galiński (@T_Galinski) November 3, 2024
Czy ofensywa będzie w stanie zamazać niemrawy występ przed przerwą reprezentacyjną w Kielcach? Według Szymona Grabowskiego podczas tej przerwy były diagnozowane problemy i praca nad tym aspektem. Na konferencji wyznał, że wierzy w poprawę, mając dobre odczucia po jednostkach treningowych.
– Było dużo pracy indywidualnej, pozycyjnej. Myślę, że zarówno Kacper, jak i nasi skrzydłowi, ósemki, dziesiątki będą odpowiedzialni za trzecią tercję, za to, co się będzie działo w polu karnym przeciwnika. Ustawianie się będzie bardzo ważne. Mam nadzieję, że będzie nas więcej w polu karnym, że będziemy dochodzili do sytuacji, gdzie będziemy się decydować na uderzenia.
Nie patrzeć na innych
Na pewno złym stwierdzeniem byłoby nazwanie pozostałych w tym roku meczów finałami. Mimo wszystko patrząc na tabelę i mając na uwadze fakt, że Lechia Gdańsk do bezpiecznego miejsca traci cztery punkty, przełamanie jest im potrzebne jak tlen. Do końca roku do zdobycia jest dziewięć punktów, a i trudno się spodziewać, że nagle beniaminek zdoła wygrać każde spotkanie. Któryś z trzech pozostałych spotkań jednak wygrać trzeba i na pewno na plus jest fakt dwóch gier u siebie. Wyjazd do Katowic to może być mordęga, patrząc na to, co się działo w minionym sezonie.
Pełna energia zatem musi być skumulowana na sobotni mecz z Pogonią Szczecin. Skoro przyjeżdża rywal, który nie lubi się wynurzać poza swój stadion, to wypada z tego skorzystać. O ile faktycznie jakieś postępy w ofensywie w końcu będą widoczne na boisku. Drugim domowym rywalem i zarazem ostatnim w tym roku będzie Śląsk Wrocław. Tutaj już może być ciężej, bo po zmianie trenera, wicemistrz Polski zaprezentował się bardzo pozytywnie w Białymstoku. Zasłużenie wywiózł z tego wyjazdu punkt i chociaż nadal zamyka tabelę, to może się okazać, że jeszcze do końca roku zanotuje skok w tabeli.
Nie jest to jednak problem Lechii Gdańsk, która obecnie musi patrzeć wyłącznie na siebie i pracować nad poprawą gry i wyników. Uśpioną jakość w tej drużynie wypada jeszcze w tym roku pobudzić, wtedy może coś faktycznie z tego będzie. Nawet jeżeli nie udałoby się wyjść ze strefy spadkowej przed końcem roku, to jakiekolwiek zwycięstwo na pewno dałoby drużynie chociaż minimalny pozytyw.
Czasami coś się na koncie pojawia, a i wydatków przybywa
Cały czas w tle widnieją oczywiście problemy finansowe. W ostatnich dniach miały zostać wypłacone zaległe premie za wywalczenie awansu… można by rzec w końcu, bo i transza z ekstraklasy w końcu wpłynęła do klubu. Oczywiście problemów jest co rusz więcej, bo i sprawa z Ilkayem Durmusem się rozkręciła na tyle, że pojawił się w końcu wyrok. Poinformowała o tym kancelaria Morgan Sports Law, która reprezentowała byłego zawodnika Lechii.
Morgan Sports Law successfully represented professional football player, İlkay Durmuş, before the Court of Arbitration for Sport in an employment contract dispute with his former club. https://t.co/Ue7kSGwUB5 pic.twitter.com/IGtFtzH7oE
— Morgan Sports Law (@MorganSportsLaw) November 20, 2024
Z tego wpisu wynika, że Lechia Gdańsk musi wypłacić Durmusowi zaległe pensje, odszkodowanie za naruszenie kontraktu, zwrot kosztów za działania prawne i pełne koszty arbitrażu. Cała suma może opiewać na kilkaset tysięcy euro, a przeliczając na polską walutę może dochodzić do dwóch milionów euro. Nie wiadomo zatem jak to dalej będzie z finansami u beniaminka, ale Jakub Chodorowski w Dzienniku Bałtyckim zapowiedział wzmocnienia zimą i… dwutygodniowy obóz w Turcji. Jakoś to będzie, pytanie tylko jak w dalszej perspektywie, bo cierpliwości wśród gdańskich kibiców brakuje. I to nie dziwi.