Lech Poznań wyszarpał zwycięstwo Koronie Kielce w Kielcach i może dopisać sobie kolejne trzy punkty. Hat-trick Patrika Walemarka dał Lechowi zwycięstwo 2:3. Drużyna Nielsa Frederiksena umacnia się tym samym na pozycji lidera, przedłuża swoją serię bez porażki, ale w „Kolejorzu” wcale nie jest idealnie. Drużyna Duńczyka cały czas musi robić progres, ponieważ czwartkowej plamy po blamażu w Pucharze Polski wcale nie udało się do końca wymazać.
Ostatnie mecze Lecha Poznań z Koroną Kielce były bardzo specyficzne i to całkiem spory eufemizm. W grudniu poprzedniego roku spotkanie odbyło się w warunkach rodem z bieguna północnego. Piłkarze momentami biegali po kostki w śniegu, a boisko było całkowicie zamarznięte. Z kolei wiosenne starcie w Poznaniu przypominało plażowy bój o utrzymanie jednych oraz odliczanie do urlopów w wykonaniu gospodarzy. Szczególnie na trybunach stadionu przy ulicy Bułgarskiej było specyficznie. Trudno innym słowem opisać repertuar DJ-a kibiców, który obejmował zarówno hity disco polo, jak i marsz żałobny Fryderyka Chopina.
Przed tym dniem nastroje były zupełnie inne. W połowie września wydawało się, że Lech Poznań pod kierownictwem Nielsa Frederiksena jest niepokonany. „Kolejorz” rozgromił 5:0 Jagiellonię Białystok, a w poprzedniej kolejce przełamał blok defensywny Śląska Wrocław. Wygrał, strzelając jedyną bramkę w meczu, czym piłkarze Lecha wyszarpali swoje zwycięstwo. Duński szkoleniowiec przełamał w ten sposób klątwę ekipy z Wrocławia. Dzięki temu można było mieć wrażenie, że Lech w tym sezonie naprawdę może robić rzeczy, które dotychczas były dla poznańskiego zespołu niewykonalne.
Sytuacja się komplikuje
Ale w środku tygodnia przyszedł czas na Puchar Polski, w którym „Kolejorz” musiał wybrać się na spotkanie z drugoligową Resovią. Ten mecz miał być formalnością. Lider PKO BP Ekstraklasy – drużyna grająca najlepiej w Polsce – mierzyła się z rezerwowym składem ekipy z dużo niższego poziomu rozgrywkowego. Odwodowi piłkarze poznańskiego zespołu zostali jednak brutalnie zweryfikowani przez ambitną i pełną determinacji grę rzeszowskiego zespołu. Porażka 1:0, długotrwała bezradność w ofensywie i tak łatwe dopuszczanie piłkarzy Resovii pod własne pole karne było zimnym prysznicem. A dla największych optymistów w szeregach kibiców Lecha gospodarze przygotowali w czwartek wannę wypełnioną lodem.
Lech nie może tak grać w piłkę ze "słabszymi" rywalami. Żaden mecz sam się nie wygra.
Resovia sporządziła poznaniakom solidny zimny prysznic – wanne z lodem.
1:0 to najmniejszy wymiar kary na dzisiaj. Cytując Gonzalo Feio: "dzisiaj wygrała drużyna lepsza"#RESLPO
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) September 26, 2024
Na dodatek skomplikowała się sytuacja w lidze. Po trudnym dla wielu ekip początku sezonu formy się stabilizują. Efektownie grający Lech wcale nie jest jedynym kandydatem do mistrzostwa. Raków Częstochowa za sprawą Jeana Carlosa i Iviego Lopeza znowu zaczyna grać pięknie w piłkę. Zgłasza tym samym swoją kandydaturę do walki o ligowe trofea. Z kolei Jagiellonia Białystok po dwóch zwycięstwach z rzędu wróciła na podium i sukcesywnie rozwiewa plotki o kryzysie w szeregach ekipy Adriana Siemieńca. A triumfem nad Piastem Gliwice przypieczętowała swoją dobrą dyspozycję. Natomiast Cracovia Dawida Kroczka nie uruchomiła protokołu o tytule „Wisła Płock 2022/2023”. Mimo tego, że mamy już wrzesień – wciąż wygrywa mecze.
Lech podchodził więc do spotkania z Koroną, mając z tyłu głowy renesans kilku poważnych ligowych rywali. A porażka „Kolejorza” z rywalem z dolnej połówki tabeli mogłaby być już interpretowana jako początek poważnego kryzysu w ekipie duńskiego szkoleniowca. Przed Nielsem Frederiksenem stało zadanie wielkiej wagi. Wśród kibiców Lecha Poznań pojawiło się zwątpienie, a w ogródku Duńczyka jest to pierwszy większy kamyczek. Szkoleniowiec musiał zgasić wszystkie wątpliwości w zarodku albo kłopoty zaczęłyby się mnożyć. Kompromitacja w Pucharze Polski zostanie puszczona w niepamięć, jeśli jego drużyna będzie w stanie zdobyć na koniec sezonu mistrzostwo.
Dobry początek
I na początku faktycznie wydawało się, że czwartkowa wpadka jest tylko jednorazowym potknięciem „Kolejorza”. Lech rozpoczął ten mecz w stylu, do jakiego zdążył już przyzwyczaić swoich kibiców w tym sezonie. Dominował na połowie Korony, szukał swoich okazji i aktywnie wychodził do pressingu. Prostopadłych podań szukali Antoni Kozubal oraz Michał Gurgul. Bardzo aktywni byli wszyscy ofensywni zawodnicy Lecha. Ale przede wszystkim od samego początku w grze poznańskiego zespołu widać było wpływ powrotu Mikaela Ishaka. Szwedzki snajper nie strzelił dzisiaj ani jednej bramki, ale często zachęcał kolegów do jeszcze wyższego pressingu oraz absorbował uwagę stoperów rywali.
Wrócił Mikael Ishak i Lech znowu gra pięknie. Niesamowity ma Szwed wpływ na drużynę.
Pressing, utrzymanie piłki, moralne przywództwo oraz ściąganie uwagi obrońców. Cicha robota napastnika.#KORLPO
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) September 29, 2024
I w taki właśnie sposób padła pierwsza bramka. Świetnie przed polem karnym zachował się Antoni Kozubal, a obrońców od Afonso Sousy odciągnął właśnie Mikael Ishak. Dzięki jego pracy bez piłki wolną przestrzeń zdołał sobie wykreować Patrik Walemark, który rozpoczął strzelanie w tym spotkaniu. Wydawało się wówczas, że kibice Lecha mogą zapomnieć o meczu z Resovią aż do kolejnych rund Pucharu Polski, w których „Kolejorz” nie będzie już uczestniczył. Podopieczni Nielsa Frederiksena znowu grali pięknie, efektownie, ale przede wszystkim potrafili przełożyć przewagę na strzelone bramki. A tego brakowało w czwartkowym meczu w Rzeszowie. Lech Poznań prezentował na murawie stadionu w Kielcach odpowiednią werwę i atakował bez cienia czwartkowej anemii.
Wątpliwości
Gdy wydawało się, że w Kielcach może dojść do powtórki jednostronnego spotkania na wzór domowego meczu z Jagiellonią Białystok, piłkarze Korony wyraźnie temu zaprotestowali. Gospodarze z każdą minutą coraz odważniej wychodzili na piłkarzy „Kolejorza” i sporo na tym zyskiwali. Podopieczni Jacka Zielińskiego często wykorzystywali przestrzenie za wysoko ustawioną linią obrony Lecha Poznań. Ewidentnie wzięli przykład z Resovii, która w taki właśnie sposób skutecznie kąsała defensywę poznaniaków. Fantastyczna dyspozycja Alexa Douglasa nie wystarczyła, by pokryć całą szerokość boiska. Szwedzki stoper wygrywał pojedynki, asekurował Joela Pereirę i nawet szybkościowo radził sobie z niezwykle dynamicznym Mariuszem Fornalczykiem.
28' 🕑| GOOOOOOOOOOOOOL dla Korony! Pedro Nuno trafia do siatki rywala!
__#KORLPO 1:1 pic.twitter.com/X85Wiw1Hxf— Korona Kielce (@Korona_Kielce) September 29, 2024
Ale dobra forma obu stoperów „Kolejorza” nie wystarczyła do tego, by całkowicie uniknąć błędów. Zdecydowanie zbyt dużo miejsca w sektorze Michała Gurgula znalazł sobie Pedro Nuno. Będąc sam na sam z Bartoszem Mrozkiem, wyrównał wynik tego spotkania. Mniej więcej od tego momentu kontrola nad spotkaniem przeszła pod nogi drużyny Jacka Zielińskiego. Korona całkowicie zepchnęła Lecha do defensywy. Kilka rajdów zaliczył dobry w tym spotkaniu Mariusz Fornalczyk i kilka razy interweniować musiał Bartosz Mrozek. Lech od 25. minuty spotkania stanowił dla Korony Kielce tło. W związku z tym kibice „Kolejorza” mogli coraz częściej z niepokojem porównywać czwartkową wpadkę z obrazkami, które miały miejsce w Kielcach. Korona tworzyła sporo okazji, a środek pola, który dotychczas był najpoważniejszą bronią „Kolejorza”, praktycznie w Lechu Poznań nie istniał.
Jeszcze więcej wątpliwości
Wydawało się, że sytuacja, w której to Korona zdecydowanie dominowała na boisku, skończy się po wyjściu piłkarzy z szatni po przerwie. Niels Frederiksen miał wprowadzić odpowiednie poprawki, a Lech miał wrócić do momentu, w którym częściej przebywał na połowie przeciwnika i całkowicie kontrolował przebieg spotkania. Ale status quo zostało utrzymane. Korona praktycznie od gwizdka rozpoczynającego drugą odsłonę meczu chciała zdobyć kolejną bramkę i wyjść na prowadzenie. Sporo zagrożenia gospodarze stwarzali po stałych fragmentach i Lech tkwił po pas w tarapatach. Na horyzoncie nie widać było żadnej nadziei na poprawę gry „Kolejorza”. Dotychczas jedyne mecze w tym sezonie, w których Niels Frederiksen tracił kontrolę nad spotkaniem, kończyły się porażkami. Tak było zarówno z Widzewem Łódź, jak i z Resovią w ostatni czwartek. A Korona się nie zatrzymywała.
Lech wpadł w tarapaty już po uszy, gdy sędzia Lasyk po konsultacji z sędziami VAR uznał, że uderzenie Dino Hoticia, którego ofiarą padł Hofmayster, kwalifikuje się do podyktowania rzutu karnego. Swój dorobek bramkowy podwyższył Pedro Nuno i po raz trzeci w kampanii 2024/2025 „Kolejorz” musiał gonić wynik. Było to szczególnie niepokojące, ponieważ Lech jeszcze ani razu w tym sezonie nie zdołał odrobić strat. A na horyzoncie nie było widać żadnej poprawy, ponieważ Korona Kielce dalej prowadziła grę, była ambitna i chciała podwyższyć prowadzenie. Sytuacja Lecha Poznań była bardzo zła, a w jego grze było coraz więcej błędów.
Patrik Walemark
Szwedzki skrzydłowy trochę pozazdrościł dorobku bramkowego Pedro Nuno. Między 61. a 64. minutą spotkania załadował Koronie dwie bramki. Skompletował przy tym swojego debiutanckiego hat-tricka w bordowych dzisiaj barwach „Kolejorza” i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Ważny z punktu widzenia Nielsa Frederiksena może być gol zdobyty po rzucie rożnym. Od kilku spotkań drużyna Duńczyka była całkowicie nieefektywna w tym aspekcie sztuki futbolu. Bezproduktywne stałe fragmenty gry można już było Lechowi Poznań liczyć na palcach obydwu rąk. Gol szwedzkiego skrzydłowego po zamieszaniu w polu karnym i po centrze z rzutu rożnego może być w tej kwestii przełomowy.
Z kolei przy trzeciej bramce nowego nabytku Lecha Poznań po raz kolejny udało się wykorzystać wielką klasę Mikaela Ishaka. Szwedzki snajper znów ściągnął na siebie uwagę obrońców Korony i stworzył swojemu rodakowi odpowiednie warunki do wykończenia akcji. Tym razem zaliczył jeszcze asystę, ale po raz kolejny Ishak udowadnia, że jego wkład w grę zespołu jest nieoceniony. Mimo tego, że nie zawsze strzela bramki, bardzo często bieganiem i pracą dla zespołu sprawia, że „Kolejorz” jest w stanie wygrywać spotkania.
Materiał szkoleniowy
Lech ostatecznie wygrał to spotkanie, a na kartach historii zapisze się ono jako mecz, w którym podopieczni Nielsa Frederiksena potrafili odrobić straty i zdobyć trzy punkty. Mówi się, że takimi właśnie zwycięstwami po słabych meczach wygrywa się mistrzostwa. Można się z tym oczywiście zgodzić, ale Lech może wykorzystać mecz w Kielcach w zupełnie inny sposób. Niels Frederiksen podchodzi do futbolu w bardzo korporacyjny sposób i w każdym spotkaniu szuka elementów, które jego podopieczni mogliby poprawić. Z tego meczu znajdzie mnóstwo takiego materiału szkoleniowego, bowiem nawet po odzyskaniu prowadzenia „Kolejorz” cały czas musiał drżeć o wynik meczu. W grze Lecha mnóstwo było niedokładności i Korona dalej była groźna. U piłkarzy w bordowych „gajorach” widoczna była panika pod dobrze zakładanym pressingiem gospodarzy. Jednocześnie, przy niepewnej postawie pod własną bramką, Lechowi brakowało determinacji do tego, by zdobyć kolejną, czwartą już bramkę i zamknąć rywalizację w tym meczu.
Sześć ligowych zwycięstw z rzędu ✅
W sobotę walczymy o kolejne! RAZEM!#WiaraNaLecha 🎫 https://t.co/Lxh9sQIMiO pic.twitter.com/nDfCVYDI67— Lech Poznań (@LechPoznan) September 29, 2024
Niepokój może budzić też brak zmiennika dla Joela Pereiry. Ian Hoffman zweryfikowany został nadzwyczaj negatywnie przez piłkarzy Resovii. Już w spotkaniu z Koroną Kielce nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Specjalnie został odesłany do Wielkopolski, by zagrać mecz w rezerwach poznańskiego zespołu. Z kolei w Kielcach portugalski prawy obrońca wcale nie rozegrał dobrego meczu. Miał problemy z upilnowaniem Mariusza Fornalczyka, a pod polem karnym Xaviera Dziekońskiego również mógł zrobić więcej. Ale rywalizacja na tej pozycji w Poznaniu nie istnieje, więc Joel Pereira musi grać w każdym meczu od 1. do 90. minuty.
Niels Frederiksen nie ugasił pożaru, jaki rozpaliła w Poznaniu kompromitacja w Pucharze Polski. Jednak zdecydowanie poskromił płomień, który trawił sympatyków Lecha. „Kolejorzowi” pozostaje tylko ostudzić resztki żaru, co może zrobić w przyszłotygodniowym spotkaniu z Motorem Lublin. A to spotkanie również nie będzie łatwe, ponieważ Motor gra bardzo wysokim pressingiem. A Lech Poznań ma z takimi drużynami problemy.