"Jednego serca! tak mało" – śpiewał przed laty Czesław Niemen. W poznańskich realiach jedno "serce" okazuje się jednak wystarczające. Rezygnacja z dwóch defensywnych pomocników, czyli firmowego ustawienia Jana Urbana, przyniosła "Kolejorzowi" bardzo wiele. Więcej opcji w rozegraniu, trochę finezji kosztem asekuranctwa. Okazało się, że to, co widzieli wszyscy poza poprzednim już trenerem Lecha, faktycznie było problemem klubu ze stolicy Wielkopolski.
Debiut chorwackiego szkoleniowca Nenada Bjelicy wypadł w Poznaniu bardzo imponująco. Trzy punkty z naprawdę dobrze dysponowaną Pogonią powinny cieszyć kibiców mistrza Polski z 2015 roku. Co wiemy po spotkaniu z „Portowcami”?
1) Odmieniony środek pola
Duet Trałka – Tetteh był w ostatnim czasie zmorą dosłownie dla wszystkich. Przeciwników, bo słabsza forma obu graczy sprawiała, że częściej polowali na nogi niż na piłkę. Kibiców, bo na mało kreatywną grę Lecha po prostu nie dało się patrzeć. Sztabu szkoleniowego, bo ciągle był krytykowany, a niewiele chciał i potrafił zmienić. Nenad Bjelica zdecydował się wyjść na mecz z jednym Abdulem Tettehem. Intuicyjnie mogło się wydawać, że to dobry wybór. Mimo że był krytykowany za brutalną grę, Ghańczyk jest jednak o wiele lepszym piłkarzem od Łukasza Trałki, który na dodatek ma chyba najgorszą dyspozycję w karierze. Efekt – zadowalający. Co prawda, przeciwnicy mieli więcej miejsca do rozegrania, jednak poznaniacy z piłką przy nodze byli o wiele bardziej niebezpieczni niż do tej pory. Jedyna „szóstka” swój występ okrasiła zdobyciem decydującej o wyniku (3:1) bramki. Trałka wszedł na boisko dopiero na ostatni kwadrans, biegając obok Tetteha. przyblokował nieco zapędy Pogoni.
Takiego Lecha ofensywnego i walczącego do końca chcę widzieć w każdym meczu. Tetteh MVP. Oby tak dalej 💪⚽
— Prezes Lecha (@PiotrRutkowskii) September 11, 2016
Na brawa zasługują też dwaj kreatorzy. I Maciej Gajos, i Darko Jevtić prezentowali się naprawdę dobrze, a asysta Szwajcara przy pierwszej bramce dla „Kolejorza” powinna być pokazywana juniorom mającym ambicje gry w środku pola. Odrestaurowanie byłego gracza FC Basel może być największym „transferem” minionego okienka przy Bułgarskiej.
2) Napastnik wreszcie strzela gole
Kolejna „nowość”. Zespół Jana Urbana krytykowano za indolencję napastników. Wystarczyła niewielka zmiana w środku, a już Marcin Robak miał więcej klarownych okazji do zdobycia gola niż w ostatnim meczu. Bramki z akcji i rzutu karnego dobitnie pokazują, że w Lechu ma kto strzelać. Jeśli doświadczona „dziewiątka” przestanie mieć pecha związanego ze zdrowiem, powinna kilkanaście razy pokonać bramkarzy rywali w tym sezonie.
Jeśli Marcin Robak przestanie mieć pecha związanego ze zdrowiem, powinien kilkanaście razy pokonać bramkarzy rywali w tym sezonie.
Na drugim biegunie znalazła się Pogoń ze swoim Łukaszem Zwolińskim. Taka dyspozycja snajpera sprawia, że wygrywanie staje się niemożliwe. Co prawda, dołożył nogę do pustej bramki po kapitalnej akcji Adama Gyurcso, jednak zmarnowany rzut karny i jedna „patelnia” były niewybaczalne. Podopieczni Kazimierza Moskala będą wygrywać, widać to po samej grze (nie byli gorsi od naprawdę niezłego Lecha), ktoś jednak musi zacząć trafiać między słupki i pod poprzeczkę.
3) Skrzydła „Portowców” nareszcie groźne
Gdy Adam Gyurcso przychodził do Pogoni, w środowisku ekstraklasy zapanowało powszechne zdziwienie, że piłkarz tej klasy wybiera dość przeciętny klub. Kilka pierwszych meczów brutalnie zweryfikowało tezę o wielkich umiejętnościach Węgra. Teraz jednak okres aklimatyzacyjny najwyraźniej minął, pierwsza połowa w wykonaniu reprezentanta „Madziarów” była bowiem naprawdę dobra. Nieuchwytny dla obrońców, dokładnie podający, do tego pewny swoich umiejętności. Szkoda, że wyraźnie przygasł w drugiej połowie, niemniej mamy symptomy dobrej formy byłego gracza Videotonu.
Po drugiej stronie szalał Spas Delew, który bez wątpienia zanotował najlepsze 90 minut w barwach Pogoni. Jeśli największą robotę w Lechu wykonał środek, u szczecinian ewidentnie były to skrzydła. Dyspozycja obu flankowych powinna cieszyć Kazimierza Moskala, podobnie jak postawa nowego stopera, czyli Sebastiana Rudola. Młodzieżowy reprezentant Polski wykorzystuje braki w środku defensywy „Portowców” i jeśli tylko będzie zdrowy, ma grać cały sezon u boku Jarosława Fojuta. Pierwsze kroki na nowej pozycji – bardzo obiecujące.