Nie tak miał wyglądać poprzedni tydzień w wykonaniu „Kolejorza”. Wydawało się, że poznańska lokomotywa ruszyła i będzie się już tylko rozpędzała, ale wyszły pierwsze problemy, z którymi musi bardzo szybko sobie poradzić Mariusz Rumak. To, że Lech Poznań nie wygrał ze Śląskiem i Pogonią, można jeszcze jakoś przeżyć, ale w tych spotkaniach po prostu nic nie kleiło się z przodu, co skończyło się 210 minutami bez bramki przy Bułgarskiej. Takie rzeczy nie mogą się dziać, gdy walczysz o najwyższe cele.
Napisaliśmy we wstępie, że remis ze Śląskiem i odpadnięcie z Pogonią można jakoś przeżyć. Na remis ze Śląskiem można było jeszcze machnąć ręką, drużyna miała odreagować to zaledwie kilka dni później z Pogonią. Okazało się jednak, że ten mecz był pierwszym sygnałem, że z ofensywą Lecha jest źle. Trochę zbagatelizowaliśmy nadchodzące kłopoty, bo mecz z „Portowcami” to taki mecz, który może być początkiem końca Lecha Mariusza Rumaka.
Ostatnie przygotowania do meczu w Częstochowie ⌛️ pic.twitter.com/TxxqdFogzC
— Lech Poznań (@LechPoznan) March 2, 2024
Lech Poznań z niemocą
Odpadnięcie z Pucharu Polski jest bardzo bolesne, a wszystko potęgują jeszcze bardziej okoliczności. Można powiedzieć, typowe dla Lecha. Żadne zaskoczenie, że „Kolejorz” przegrał po bramce w 119. minucie, i to po serii błędów. To było, mówiąc wprost, frajerskie. My jednak chcemy skupić się na ofensywie. Mamy wrażenie, że mecz mógł trwać kolejne 120 minut, a Lech i tak nie wbiłby tej bramki. Mariusz Rumak mógłby nawet wprowadzać wszystkich świętych z ławki rezerwowych, a to i tak by to nie pomogło.
„Kolejorz” miał niby wizualną przewagę, ale to Pogoń miała kilka sytuacji na zamknięcie meczu. Na chłodno Filip Bednarek naprawdę może podziękować piłkarzom ze Szczecina za to, że tak długo utrzymywał czyste konto. Lech coś tworzył, ale zawsze czegoś brakowało. A to jakieś złe przyjęcie Szymczaka, a to Velde nie zobaczył lepiej ustawionego partnera, a to Marchwiński za długo trzymał piłkę. Jedyną akcją, która mogła zaskoczyć Cojocaru, był strzał Velde, gdy Rumun wyciągnął się jak struna.
Trochę mało tych konkretów i trzeba przyznać, że zasłużenie się to zemściło. Zresztą bardzo podobnie wyglądał mecz ze Śląskiem. Wtedy Lech zdecydowanie przeważał, ale od zdobycia bramki był w zasadzie daleko. Expected goals „Dumy Wielkopolski” wyniosło tylko 0,96. Te problemy w ofensywie są i trzeba o tym jasno powiedzieć. Lech Poznań nie zdobywa bramek. Biorąc pod uwagę jeszcze drugą połowę spotkania z Jagiellonią, to już jest 255 minut. Ostatni raz taka seria miała miejsce w lutym 2021 roku, czyli za schyłkowego Dariusza Żurawia.
Niespodziewany problem
Trzeba przyznać, że te problemy przyszły dość niespodziewanie. Paradoks jest taki, że za Johna van den Broma w ofensywie jako tako to jeszcze wyglądało. Były bramki, a trudniej było ze zdyscyplinowaniem defensywy. Jako iż niełatwo zachować równowagę przez dłuższy okres, to teraz mamy odwrotny problem. Lech wygląda dobrze w defensywie, za to brakuje bramek.
Trudno powiedzieć, skąd to się wzięło. Mamy jedną teorię. Mariusz Rumak bardzo mocno skupiał się podczas zgrupowania w Turcji na grze defensywnej. Problemy uderzyły jednak z zupełnie innej strony, na co chyba nowy trener Lecha nie był gotowy. Kto przecież spodziewałby się problemów ze strzelaniem bramek, mając taki komfort wyboru w ataku? Przyjechały dobrze zorganizowane zespoły do Poznania i pokazały, że przed „Kolejorzem” wciąż wiele pracy.
Jedyny pozytyw jest taki, że Lech ma jakiś punkt wyjścia. Lepiej mieć szczelną defensywę, niż rozkraczać się przed każdym przeciwnikiem, tak jak to miało miejsce za Holendra. Z dobrą defensywą przy takiej jakości z przodu zawsze uda się coś wykreować. Z Pogonią i Śląskiem też mogło coś wpaść. Nie twierdzimy, że zabrakło szczęścia, ale po prostu zwykłego dołożenia nogi. Jakiś przebłysk zawsze może zapewnić trzy punkty. Nie jest to efektowne, ale chyba nie o to w tym momencie chodzi „Kolejorzowi”. I o to nie będzie chodziło w Częstochowie.
Lech Poznań bez lidera w ofensywie
Wspomnieliśmy o jakości, jaką dysponuje z przodu Lech. Jest tam z pewnością kilku graczy, którzy potrafią zrobić różnicę, ale po prostu nie widać tego jak na razie w tej rundzie. Nawet Kristoffer Velde wygląda na takiego, co trochę zardzewiał przez zimę. Obniżył loty Norweg. Dino Hotić po obiecującym początku z meczu na mecz staje się coraz bardziej nijaki. Adriel Ba Loua, jak to ma w zwyczaju, doznał urazu w pierwszym meczu. Zanim zacznie nawiązywać do dobrej formy, to znów minie miesiąc.
Ali Gholizadeh to z pewnością nie jest zawodnik, który niesie na swoich barkach Lecha ani nie udowadnia, że zasługuje na miano najdroższego transferu „Kolejorza”. W zasadzie niczym nas nie przekonał w tych spotkaniach. Czasami odnosimy wrażenie, że Piotr Rutkowski przed meczem podchodzi do niego i mówi: „Ali pokaż, ile jesteś wart”. Pers wychodzi na boisko, raz czy dwa zaczaruje, zabawi się, zrobi niepotrzebny drybling i później znika, ale na TikToka można wrzucić kompilacje zagrań Gholizadeha. Wszyscy skrzydłowi nie dają tego, czego byśmy oczekiwali przed rundą.
Golizadeh ❌ – Statysta. Więcej go nie ma niż jest. Zmiana z Jagiellonią ? Legendarna.
Andersson ❌ – Obrońca który nie umie bronić. Przegrywa rywalizację z dzieckiem i dziadkiem.
Hotić ❌ – Ogromny zawód. Nie daje liczb, gorszy z meczu na mecz.
Ale Rząsa ugotował transfery 🔥
— Kevol (@KevolKKS1922) February 28, 2024
Podobnie jest z Filipem Szymczakiem. Cenimy dwie bramki na otwarcie rundy, ale później znikł. Zwłaszcza w meczu z Pogonią strasznie irytował. Co chwila jakieś nieudane zagrania. Fajnie powalczył o piłkę, żeby za chwilę źle przyjąć piłkę i tak w kółko. Myśleliśmy już, że chociaż przez chwilę nie będzie widoczny brak Ishaka, ale Szwed jest potrzebny tej drużynie jak tlen. Temu zespołowi potrzebny jest lider w ofensywie, jakim był Velde jesienią. Wciąż czekamy jeszcze za Afonso Sousą, który w Częstochowie również nie zagra. Ktoś powie, że brakuje pomysłu i wygląda to podobnie jak za Johna van den Broma. Trochę tak jest, ale my bardziej skupilibyśmy się na tym, że nawet jakby ten pomysł był, to i tak wykonawcy są w takiej formie, że nic by z tego nie wyszło.
Dla Mariusza Rumaka to ostatni dzwonek, żeby po prostu coś z tym zrobić. Po stracie punktów w Częstochowie zrobi się w Poznaniu gorąco. I jak nastroje są, co tu dużo mówić, nie najlepsze po szmacie rzuconej na twarz kibiców, ale po przegranej z Rakowem już mało kto uwierzy w ten projekt. A żeby wykonać cel, czyli wygrać z mistrzem Polski, to trzeba strzelić bramkę i przełamać się. Po meczu na szczycie w Częstochowie ten sezon dla Lecha lub Rakowa się praktycznie zakończy, i to srogim niepowodzeniem.