One man show Afonso Sousy. Lech Poznań za sprawą Afonso Sousy i Mikaela Ishaka rozbił na własnym stadionie Widzew Łódź. Sousa artysta. Ishak egezkutor. Było to zwycięstwo pełne rozmachu, które pokazało, że kryzys z końcówki rundy jesiennej jest już tylko wspomnieniem. Piłkarze „Kolejorza” znowu zachwycali. Wybitne spotkanie zagrał Afonso Sousa, Mikael Ishak, z dobrej strony pokazali się debiutanci, a w dodatku ogrom pozytywów widać było w grze Daniela Hakansa. Lech Poznań znowu jest spektakularny. Na boisku, jak i poza nim. Zapraszam na kilka wniosków.
Latem Daniel Myśliwiec potrafił znaleźć sposób na Lecha Poznań. Wyszedł wysokim pressingiem, jego drużyna odważnie zaatakowała Lechitów i potrafiła utrzymać prowadzenie przez niemal cały mecz. Był to jednak Lech Poznań, który w wyjściowym składzie musiał grać Filipem Szymczakiem oraz Adrielem Ba Louą. W kadrze nie było jeszcze Daniela Hakansa, Filipa Jagiełło, a Antoni Kozubal dopiero przystosowywał się do poziomu Ekstraklasy. Teraz miał to być zupełnie inny mecz, którego stawka była jeszcze większa niż latem. Dzisiaj Lech również musiał mierzyć się z kilkoma absencjami, ale to i tak drużyna o zupełnie innym, dużo poważniejszym statusie.
Lech Poznań po dwóch kompromitujących występach na koniec grania jesienią i porażce w sparingu aż 1:7 musiał udowodnić, że wciąż może być ekipą, która jest jednym z faworytów do walki o mistrzostwo Polski. Pisałem w Skarbie Kibica o Lechu Poznań, że „Kolejorz” rozpoczyna tę rundę z nożem na gardle – Lech potrzebuje zwycięstw, by od początku zgłosić swoją akces do rywalizacji o mistrzostwo Polski. Ekipa Nielsa Frederiksena zwyciężyła i zrobiła to w wyjątkowo widowiskowym stylu. Duński trener wyciągnął swoją ekipę z kolejnego dołka. Po drużynie, która kompromitowała się w Gliwicach i Zabrzu nie ma już śladu. Lech Poznań znowu potrafi kąsać przeciwników z lekkością i z wielką swobodą tworzy sobie sytuacje bramkowe.
One man show
Wydawało się, że to będzie dla Lecha trudny mecz, ale przed stratą bramki w drugiej minucie spotkania uchronił „Kolejrza” spalony jednego z piłkarzy Widzewa. To był jedyny moment, w którym goście mieli kontrolę nad spotkaniem. Niemal od razu po anulowaniu bramki poznaniacy zaczęli grać swój mecz, którego reżyserem i postacią planową był Afonso Sousa. Obrońcy przyjezdnych z Łodzi nie byli w stanie zatrzymać Portugalczyka i jego kolegów. To znowu był Lech Poznań, który zachwycał w spotkaniach z Legią Warszawa, Jagiellonią Białystok i Pogonią Szczecin.
Afonso Sousa. That’s the tweet. Niemożliwy jest w meczu z Widzewem dzisiaj.
Nie da się go powstrzymać. Reżyser, rola pierwszoplanowa, a ten mecz wciąż trwa.
Zgłasza akces do wyścigu o MVP ligi.#LPOWID pic.twitter.com/hPXxguPp9K
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) January 31, 2025
Afonso Sousa był w tym spotkaniu duszą „Kolejorza”. Portugalczyk operował głównie bliżej lewej strony boiska, a przy tym napędzał większość akcji swojego zespołu. Zgarniał piłkę często jeszcze na własnej połowie, by po kilkunastu sekundach błyskotliwym zagraniem stworzyć któremuś z kolegów dogodną sytuację do strzału. Jednocześnie sam zdobył dwie bramki wyjątkowej urody. Przy pierwszym trafieniu samodzielnie przedryblował w polu karnym kilku obrońców Widzewa. Natomiast przy drugim huknął z dystansu i po raz kolejny w tych rozgrywkach zerwał pajęczynę w jednej z bramek na stadionie przy ulicy Bułgarskiej. Przy obu trafieniach widać było pierwiastek wirtuozerii, który czyni jego grę tak wyjątkową w tym sezonie.
„Czy warto było czekać”
Lech Poznań musiał na Afonso Sousę czekać aż 2 lata. W przygodzie Portugalczyka na początku było zdecydowanie więcej upadków niż wzlotów. Ławka rezerwowych i stół fizjoterapeutów zamiast błysku i boiskowej magii. „Kolejorz” był jednak cierpliwy, na ławce trenerskiej pojawiła się osoba, która znalazła klucz do najlepszych cech Sousy. Ten za to odpłaca się w najlepszy możliwy sposób. Mając na koncie 8 bramek i 5 asyst ofensywny pomocnik Lecha Poznań zgłasza wyraźnie akces do rywalizacji o tytuł najlepszego gracza sezonu.
Trudno nie zachwycać się Afonso Sousą, bo regularnie pokazuje w tym sezonie magię, której od zawsze na boiskach Ekstraklasy poszukujemy. Paradoksalnie w najbardziej stonowane nastroje wydaje się mieć Niels Frederiksen, który na konferencji prasowej pochwalił swojego podopiecznego, zaznaczając jednocześnie, że Afonso Sousa wciąż może grać jeszcze lepiej.
Lech miał rozmach
„Kolejorz” przystępował do tego meczu w bardzo okrojonym składzie. Z powodu urazów w kadrze meczowej brakowało Dino Hoticia, Patrika Walemarka oraz Joela Pereiry, a zawieszony za żółte kartki był Radosław Murawski. Po kontuzji wracał również Antonio Milić, więc Chorwat zaczynał spotkanie na ławce rezerwowych. Pierwszy raz na prawym skrzydle musiał wystąpić Filip Jagiełło, na prawej stronie debiutował Rasmus Carstensen, a w bardzo duże buty Murawskiego wejść musiał młody Gisli Thordarson. Te wszystkie absencje pokazały jednak siłę Lecha Poznań, który w tym sezonie jest fenomenalnie zgranym zespołem, w którym jednocześnie mnożą się bardzo uzdolnione indywidualności.
Lech pożegnał wszystkie demony z rundy jesiennej. Po strzelonej bramce wciąż szedł za ciosem i doskonale kontrolował przebieg spotkania. To była piłka nożna, za którą Poznań bardzo tęsknił. Lech grał futbol efektowny, który radował oczy kibiców znajdujących się na trybunach. Spektakl, którego reżyserem był Afonso Sousa mógłby spokojnie liczyć na oscarowe nominacje w kategoriach roli pierwszoplanowej oraz efektów specjalnych. Brakowało dramaturgii, ale Lech był po prostu zbyt bezwzględny i stanowczy, by drżeć o wynik do ostatnich sekund spotkania.
Odmiana Hakansa
Bardzo łatwo „Kolejorz” znajdywał sobie drogę pod pole karne ekipy Daniela Myśliwca. W grze poznaniaków w końcu było widać lekkość, której tak brakowało w Zabrzu i Gliwicach. Duża w tym zasługa również Daniela Hakansa, o którym pisałem, że powinien wiosną pokazać się z lepszej strony. Jesień była w wykonaniu Fina przeciętna. Był głównie kontuzjowany, a gdy już wchodził na boisko, to za dużo było w jego grze bojaźni. Skrzydłowy prawie w ogóle nie oddawał strzałów.
W pierwszym oficjalnym meczu Lecha w 2025 roku zobaczyliśmy już zupełnie innego zawodnika. Fin dryblował, nie bał się pojedynków i w końcu wykorzystywał swój potencjał szybkościowy. Obrona Widzewa po prostu nie mogła znaleźć na niego sposobu. Dobrze dogadywał się z Afonso Sousą, to jego stroną Lech prowadził znaczną część swoich ataków. Zanotował dwie asysty i choć nad celnością strzałów wciąż musi popracować to spotkanie z Widzewem stanowi bardzo dobry prognostyk na przyszłość.
Na filmie z przygotować w Turcji Sindre Tjelmeland powiedział Sousie i Hakansowi, aby zmieniali się pozycjami, ponieważ może być z tego dużo pożytku. Dziś widzimy, że piłkarze słuchali uważnie uwag sztabu szkoleniowego.
— Radosław Laudański (@radek_laudanski) January 31, 2025
Lech Poznań może mieć z Daniela Hakansa bardzo dużo pociechy. Niels Frederiksen wydaje się być szkoleniowcem, dzięki któremu reprezentant Finlandii rozwinie skrzydła.
Kłopot bogactwa
Duński trener „Kolejorza” może się teraz mierzyć ze swoistym kłopotem bogactwa. Lech miał bowiem rozmach nie tylko na boisku. W przerwie spotkania ogłoszono bowiem definitywny wykup Patrika Walemarka z holenderskiego Feyenoordu. W ten sposób w Poznaniu na skrzydłach biegać może dwóch piłkarzy, których transfery stanowią rekord naszej ligi. Zarówno Irańczyk, jak i Szwed zostali kupieni za 1,8 miliona euro i sceptycy mają coraz trudniejsze zadanie, gdy chcą ponarzekać na minimalizm w wykonaniu Lecha Poznań.
Działacze „Kolejorza” tylko w tym sezonie przedłużyli umowę z Mikaelem Ishakiem, Joelem Pereirą i Bartoszem Mrozkiem, odpowiednio wcześnie przed startem rozgrywek zapewnili Nielsowi Ferederiksenowi jakościowego prawego obrońcę oraz ciekawego defensywnego pomocnika, a teraz do swojej listy sukcesów mogą jeszcze dołożyć wykup Walemarka z Feyenoordu i podpisanie z nim umowy aż do 2029 roku. Szwedzki skrzydłowy wszedł do ligi w bardzo dobrym stylu, przywitał się z Ekstraklasą strzelając trzy bramki Koronie Kielce, a trener „Kolejorza” zapewniał w rundzie jesiennej, że były już zawodnik Feyenoordu dopiero wiosną będzie mógł grać na 100% swoich możliwości.
Wzmocniona kadra Lecha Poznań wydaje się być niemal gotowa do walki o mistrzostwo Polski. „Kolejorz” zapewne zbliża się do finalizacji transferu napastnika i zespół będzie wówczas już w pełni przygotowany. Kibice mogą mieć wygórowane nadzieje, bo na razie zimowe przyjścia do Lecha wyglądają niezwykle ciekawie. Zarówno Rasmus Carstensen, jak i Gisli Thordarson debiutując przeciwko Widzewowi zostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Niewielu spodziewało się ich w pierwszym składzie, a zagrali na poziomie, który wskazywał, że to właśnie w wyjściowej jedenastce jest ich miejsce docelowe.
„Jestem zadowolony, ale mogliśmy zagrać lepiej w defensywie.”
Niels „Zimny” Frederiksen w pigułce.#LPOWID pic.twitter.com/ckUMpGob8V
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) January 31, 2025
Nowe nabytki
Niels Frederiksen zaszokował kibiców swoim wyborem na inauguracyjne spotkanie z Widzewem. Nikt nie spodziewał się, że Filip Jagiełło zagra jako skrzydłowy, a młody Gisli Thordarson wystąpi jako „szóstka” za zawieszonego Radosława Murawskiego. Wobec Islandczyka można było mieć wątpliwości, ponieważ do tej pory grał tylko w lidze islandzkiej, a są to rozgrywki dużo wolniejsze od Ekstraklasy. Mimo tego Thordarson wcale nie wyglądał na zagubionego, a po jego grze nie było widać cienia bojaźni. Nie onieśmieliły go trybuny i pokazał się z naprawdę dobrej strony.
Jest „szóstką” o zupełnie innym profilu niż Radosław Murawski. Gra w zdecydowanie bardziej dostojny sposób, ale Lech nie cierpiał z powodu braku intensywności w jego grze, ponieważ Islandczyk bardzo dobrze się ustawiał. Kilkukrotnie ciekawie napędził akcję, nie bał się ryzyka i mimo tego, że operował wyłącznie prawą nogą, a liga islandzka jest dużo wolniejsza od Ekstraklasy, to wejście Thordarsona do Ekstraklasy było bardzo obiecujące. Lechowi brakowało trochę bezwzględności Radosława Murawskiego, który z niezwykłą skutecznością powstrzymuje zazwyczaj kontrataki rywali Lecha Poznań. Mimo wysokich oczekiwań debiut młodego Islandczyka w Lechu Poznań zaliczyć można do udanych. Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż młody piłkarz, u którego mogą występować wahania formy.
Drugim z zaskoczeń był brak Joela Pereiry w wyjściowym składzie. Portugalczyk mierzył się z delikatnym problemem zdrowotnym, więc była to szansa dla kolejnego nowego nabytku Lecha. Rasmus Carstensen wykorzystał ją w bardzo dobrym stylu. Zastąpienie Joela Pereiry to spore wyzwanie, oczekiwania wobec prawego obrońcy są wysokie zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Carstensen sprawdził się w obu tych aspektach. Był bardzo aktywny z przodu i z reguły pewny w defensywie. Z reguły, gdyż lepiej mógł się zachować przy golu Kozlovskiego dla Widzewa. W ogólnej ocenie było to jednak bardzo dobre wprowadzenie się piłkarza do zespołu.
Bardzo dobry start
Lech w wymarzony dla siebie sposób rozpoczął grę w Ekstraklasie w 2025 roku. Jako pierwszy spośród ekip walczących o mistrzostwo zdobył trzy punkty i jest pewny fotelu lidera co najmniej do następnej kolejki. Poza wynikiem istotne było również to, że po kryzysie „Kolejorza” z końcówki rundy jesiennej nie było widać już śladu. Trudno zestawić ze sobą Lecha Poznań z Gliwic z Lechem Poznań wygrywającym z Widzewem Łódź. „Kolejorz” ze stadionu przy ulicy Bułgarskiej miał wyjątkową łatwość w tworzeniu sobie sytuacji. Jakość indywidualna piłkarzy sprawiła, że udało się zamienić to na aż 4 bramki.
Patrzę na Lecha dzisiaj i trudno mi uwierzyć, że ta sama drużyna grała w Zabrzu i Gliwicach.
W kapitalnym stylu Lech rozbija Widzew 4:1. One man show Sousy, świetny Hakans i dobry mecz całej drużyny.#LPOWID pic.twitter.com/vvNvsgoBp0
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) January 31, 2025
Stratę jedynego gola można potraktować jako wypadek przy pracy, bo w najważniejszych momentach meczu to Lech był górą. Nie miała ona wpływu na postawę „Kolejorza” w dalszej części meczu. Piłkarze Lecha dalej atakowali z rozmachem Widzew i do ostatniej minuty dążyli do strzelenia kolejnych goli. Ostatecznie po dwóch bramkach Sousy i dwóch bramkach Ishaka mecz zakończył się wynikiem 4:1.
Do składu wrócił Alex Douglas, który znowu udowadnia, że jest absolutnie topowym stoperem w skali Ekstraklasy. Trudno o drugiego takiego obrońcę, który grając na takim ryzyku jest w stanie być jednocześnie aż tak bezbłędny, Kolejny świetny mecz zagrał Antoni Kozubal, ale trudno na niego zwrócić szczególną uwagę, ponieważ jego koledzy byli wyjątkowo spektakularni. Poznaniacy zagrali bardzo dobry mecz, choć było to eksperymentalne ustawienie „Kolejorza”.
Lech w dobrym stylu rozpoczął granie w 2025 roku i trudno nie wskazywać obecnie ekipy Nielsa Frederiksena jako faworyta do tytułu. Lech jest efektowny, ma jakość w postaci wielu liderów w każdej formacji i coraz trudniej wskazać w poznańskiej drużynie słaby punkt. „Kolejorz” jest na pole position w wyścigu do mistrzostwa i może spokojnie obserwować zmagania ligowych rywali.