W hitowym starciu 28. kolejki PKO Ekstraklasy Lech Poznań podzielił się punktami z Legią Warszawa. Rozstrzygnięcie to sprawia, że mamy dwóch rannych. Lech nie odskoczy Pogoni Szczecin, natomiast legioniści prawdopodobnie przekreślili swoje szanse na zajęcie 4. miejsca w końcowym rozrachunku. Sytuacja ta powoduje, że emocje związane z kwestią mistrzostwa Polski oraz udziałem w europejskich pucharach nie opadają – zarówno mistrza, jak i zdobywcę czwartej lokaty najpewniej poznamy w ostatniej kolejce.
Poznaniacy po meczu z Legią mogą czuć rozczarowanie. Byli stroną przeważającą, mieli więcej klarownych okazji, a ostatecznie wynoszą z tego spotkania zaledwie jeden punkt.
Mecz z Legią niewiele wyjaśnił
Ligowy klasyk – jak nas w ostatnich latach do tego przyzwyczaił – zawiódł na całej linii. Tempo gry odstawało znacząco od europejskiego poziomu, a sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Lech jednakże lepiej wszedł w to spotkanie i w 30. minucie za sprawą Lubomira Satki objął zasłużone prowadzenie. Stadion przy Bułgarskiej, który po raz pierwszy zapełnił się w dwóch kolejnych meczach z rzędu, zobaczył pewnego siebie oraz głodnego gry Lecha. Później jednak gdzieś to wyparowało.
– Pierwsza połowa była pod nasze dyktando, kontrolowaliśmy grę, mieliśmy dłużej piłkę i może nie stwarzaliśmy dużo sytuacji, ale wiedzieliśmy, że to taki mecz, w którym nie będziemy mieli tylu okazji do strzelenia goli. Trochę żałuję momentu po zdobyciu bramki, że nie docisnęliśmy gazu i nie trafiliśmy po raz drugi. Praktycznie jedna okazja Legii wybiła nas z rytmu gry – mówił po tym spotkaniu trener Lecha Maciej Skorża.
Zaledwie dziesięć minut po objęciu prowadzenia legioniści doprowadzili do wyrównania. Świetne dośrodkowanie Josue wykorzystał Rafael Lopes, dla którego była to czwarta bramka w tym sezonie. W drugiej połowie Lech docisnął gaz, lecz bramki nie padły. Do „Kolejorza” nie uśmiechało się również szczęście. W pierwszej połowie w poprzeczkę z rzutu wolnego uderzył Joao Amaral, natomiast w końcówce spotkania – również ze stałego fragmentu – słupek obił Nika Kvekveskiri.
Lech dołączył do grona poszkodowanych przez sędziów?
Najwięcej jednakże po spotkaniu mówi się o sytuacji z samej końcówki meczu. W 95. minucie Joel Pereira oddał strzał, który został zatrzymany przez Lindsaya Rose’a. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Maurytyjczyk zablokował uderzenie ręką. Sędzia Damian Sylwestrzak nie zdecydował się na podyktowanie „jedenastki”, a VAR nie odwiódł go od tej decyzji. Wydaje się jednak, że rzut karny poznaniakom się należał. Decyzja ta może mieć kolosalne znaczenie w kwestii końcowego układu tabeli oraz tego, która drużyna sięgnie po mistrzostwo.
Był kiedyś mecz Mainz – Freiburg w Bundeslidze, gdy sędzia wyciągnął piłkarzy w przerwie z szatni, bo na VARze okazało się, że jest karny. Być może u nas sędzia pójdzie o krok dalej i wyciągnie ich z autokarów. Bo karny ewidentny.
— Sebastian Chabiniak (@sebchabiniak1) April 9, 2022
Jest to wyjątkowo pechowa kolejka dla sędziów. W równie istotnym spotkaniu Pogoni Szczecin z Wisłą Płock sędzia Piotr Lasyk mógł podyktować zarówno rzut karny dla płocczan, jak i dla szczecinian. Więcej mówi się jednakże o sytuacji, w której piłka znalazła się między ręką a tułowiem Dusana Lagatora. Pogoń ostatecznie mecz ten przegrała. Lech takiego losu nie powtórzył, lecz nadal może mieć spore pretensje o tę sytuację.
– Trochę było kontrowersji, po meczu byłem w pokoju sędziowskim i chciałem zapytać o sytuację z ostatniej minuty po strzale Joela Pereiry. Arbiter mi wyjaśnił, że sytuacji sam nie widział, ale z wozu VAR dostał informację, że to czysta sytuacja i ręki nie było. Ja po powtórkach mam wątpliwości, ale tego nie zmienimy. Remisujemy, tracimy dwa punkty i nie jesteśmy zadowoleni – mówił na konferencji pomeczowej Maciej Skorża.
Raków Częstochowa wielkim wygranym?
Lech Poznań tym samym nadal musi patrzeć na Pogoń oraz Raków. Podopieczni Marka Papszuna mogą zostać z kolei moralnymi zwycięzcami 28. kolejki PKO Ekstraklasy, jeśli oczywiście pokonają w niedzielę Śląsk Wrocław. Patrząc na dyspozycję „Wojskowych”, częstochowianie będą w tym pojedynku zdecydowanym faworytem. Postawa Rakowa może być natomiast sporą niewiadomą. Strata punktów zarówno Lecha, jak i Pogoni może ich pozytywnie nakręcić oraz zmotywować, z drugiej strony presja potrafi spętać nogi. Wyścig o mistrzostwo wówczas będzie zmierzał w stronę żółwiego tempa.
Lech Poznań z terminarzem po swojej stronie
Poznaniacy nie mogą jednak się poddawać. Starcie z Legią było – na papierze – ostatnim „trudnym” pojedynkiem w tym sezonie. Do zakończenia sezonu pozostało zaledwie sześć spotkań. Trudniejsze przeprawy mogą ich czekać z będącą na fali wznoszącej Wisłą Płock oraz zawsze solidnym Piastem Gliwice. Oprócz tego „Kolejorz” zmierzy się z Górnikiem Łęczna, Stalą Mielec, Wartą Poznań oraz Zagłębiem Lubin. W międzyczasie czeka ich także finał Pucharu Polski z Rakowem. W żadnym przypadku nie mogą sobie jednak przyznawać trzech punktów już przed pierwszym gwizdkiem.
Częstochowianie z kolei, oprócz wspomnianego spotkania ze Śląskiem, zagrają jeszcze między innymi z bezpośrednim rywalem – Pogonią Szczecin, czy też mocnym kandydatem do zajęcia czwartego miejsca, Lechią Gdańsk. „Portowcy” natomiast, oprócz starcia z Rakowem, także zagrają z „Biało-zielonymi” oraz Legią.
W starciu ze stołeczną drużyną Lech mógł wykonać duży krok w kierunku mistrzostwa. Porażka Pogoni była ku temu dobrą okazją. Poznaniacy jednakże nie wykorzystali kilku dobrych szans, a niepodyktowany rzut karny może okazać się kluczowym momentem tegorocznej kampanii. Mistrzostwa jednak nie zawsze przegrywa się jednym meczem, a „Kolejorz” na przestrzeni tego sezonu miał kilka wpadek, które ostatecznie mogą zaważyć na tym, że stulecie klubu nie będzie w pełni satysfakcjonujące. Ewentualna porażka w finale Pucharu Polski oraz niezdobycie mistrzostwa zostałoby odebrane jako katastrofa.