Lech Poznań został mistrzem Polski i pokazał, że był w tym sezonie drużyną zdecydowanie najlepszą pod niemal każdym względem. Poznaniacy potrafili grać futbol niezwykle efektowny i wygrywać w przepięknym stylu. Jednocześnie była to również drużyna, która potrafiła wygrywać pragmatycznie i niektóre mecze przepchnąć. „Kolejorz” odczarował klątwy, Niels Frederiksen został bohaterem, a Poznań może świętować, bo był to sezon, w którym w Lecha Poznań można było zwątpić co najmniej kilka razy.
To miał być dla Lecha Poznań sezon przejściowy. Przecież rok temu ta drużyna była na mentalnym dnie po imprezie na trybunach na meczu z Koroną Kielce i kartoniadą z hasłem „WSTYD” przed starciem z Legią Warszawa. Nowy szkoleniowiec Niels Frederiksen przez wiele tygodni nie wiedział, kto będzie jego asystentem. Za transfery pion sportowy Lecha zabrał się bardzo późno, a gdy stoper ostatniego zespołu ligi szwedzkiej oraz trzeci napastnik z rezerw Realu Sociedad znaleźli się już w klubie, nikt nie był raczej usatysfakcjonowany. Miała być rewolucja, a przed sezonem wydawało się, że „Kolejorza” będzie stać maksymalnie na walkę o ligowe podium.
Wątpliwości aż do końca
Zwątpić w Lecha można było pod koniec rundy jesiennej, gdy poznaniacy w trzech meczach wyjazdowych z rzędu zdobyli raptem 1 punkt i nie pokazali w ofensywie choćby ułamka swoich możliwości. Nieufni kibice Lecha mogli zacząć zastanawiać się, czy projekt Nielsa Frederiksena nie był wyłącznie efektem powiewu świeżości, który zaraz wszystkim spowszednieje.
Runda wiosenna to również rollercoaster w wykonaniu piłkarzy „Kolejorza”. Zaczęło się fenomenalnie od spektakularnego zwycięstwa z Widzewem Łódź, by potem Lech ponownie roztrwonił swoją przewagę przegrywając z Lechią Gdańsk i Rakowem Częstochowa. Gdy wydawało się, że do Poznania wróciła stabilizacja, Lechowi trafiły się wyjazdy do Białegostoku i Wrocławia, gdzie ofensywa „Kolejorza” ponownie zawiodła. W dodatku Lech nie potrafił w żadnym z tych spotkań odrobić strat. Goniąc wynik ze spadającym Śląskiem Wrocław w drugiej połowie meczu poznaniacy nie byli w stanie stworzyć sobie żadnej klarownej sytuacji bramkowej.
Po wyjeździe do Wrocławia wydawało się, że na mistrzostwo przyjdzie czas najwcześniej w kolejnym sezonie. Przewaga Rakowa była po prostu zbyt duża, a Lech był drużyną zbyt niestabilną, by bezbłędnie zakończyć sezon. W dodatku, gdy margines błędu, już był minimalny „Kolejorz” był w stanie roztrwonić dwubramkowe prowadzenie w Radomiu. Drużyna prowadzona przez Nielsa Frederiksena wydawała się być niegotowa na mistrzostwo zarówno mentalnie, jak i piłkarsko.
Bezbłędny finisz
Gdy w Lecha Poznań wierzyli już wyłącznie najwytrwalsi kibice, „Kolejorz” zupełnie zmienił swoje oblicze. W końcówce sezonu stał się drużyną nie tylko efektowną, lecz również wyjątkowo pragmatyczną, dla której najważniejsze są zawsze 3 punkty. W większości spotkań Niels Frederiksen wymagał od swoich piłkarzy rozgrywania piłki od tyłu i gry bardzo wysokim pressingiem. Lech zachwycał nas intensywnością, ale również walorami estetycznymi, które cechowały piłkę preferowaną przez poznaniaków.
W spotkaniu z Legią w Warszawie Lechowi gra zupełnie się nie kleiła. Mikael Ishak był odcięty od podań i klarownych sytuacji, a długimi fragmentami najbardziej skupionym zawodnikiem na boisku musiał być Bartosz Mrozek, którego bramka była bardzo często oblegana. Podobnie wyglądało to w Katowicach, gdy poznaniacy nie byli w stanie regularnie zagrażać bramce Dawida Kudły, a GKS był zespołem konkretnym i skuteczniejszym w pressingu. W końcówce mistrzowskiego meczu z Piastem ekipa Nielsa Frederiksena również była centymetry od straty bramki i nie potrafiła przejąć inicjatywy.
Lech Poznań stał się jednak w końcówce sezonu drużyną, która jest w stanie wygrywać trudne mecze. Kolejorz nauczył się wykorzystywania swojej niewątpliwej jakości również w spotkaniach, które zupełnie się poznaniakom nie układały. Ali Gholizadeh miał swój przebłysk geniuszu w Warszawie. Patrik Walemark świetnym strzałem dał nadzieję w Katowicach, a Afonso Sousa w odpowiednim momencie znalazł się w polu karnym w spotkaniu z Piastem Gliwice.
W ten sposób Lech Poznań od końcówki marca nie przegrał żadnego spotkania i był w stanie wykorzystać potknięcia Rakowa Częstochowa. „Kolejorz” zdecydowanie na to mistrzostwo zasłużył.
Lech Poznań był najlepszy
Poznańska ekipa miała w tym sezonie najwięcej jakości indywidualnej. Ali Gholizadeh i Afonso Sousa regularnie demonstrowali kibicom przebłyski swojego geniuszu. To z nimi w składzie „Kolejorz” był w stanie strzelić po pięć bramek Jagiellonii lub Legii Warszawa. To ofensywny Lech Poznań rozgromił na własnym stadionie Puszczę Niepołomice ciesząc się z gola aż ośmiokrotnie. Drużyna Nielsa Frederiksena była w tym sezonie najbardziej spektakularna i dzięki temu została mistrzem Polski.
Lech Poznań miał również solidną defensywę, której fundamenty przez cały sezon stanowili niezawodni Bartosz Mrozek oraz Antonio Milić. Dzięki ich postawie „Kolejorz” w trudnych momentach sezonu nie złamał się i nigdy nie stracił szans na trofeum. Mistrzostwo Polski „Kolejorz” mógł przegrać tylko na własne życzenie, bo przez cały sezon, mimo tylu wzlotów i upadków, był drużyną po prostu najlepszą.
Fantastyczną pracę wykonał Niels Frederiksen. Rok temu Lech był na mentalnym dnie. Dzisiaj i przez następne kilka tygodni Poznań będzie w euforii na ligowym szczycie.