Lech Poznań pewnie pokonuje Videoton 3:0 i robi duży krok w stronę awansu do fazy grupowej Ligi Europy. „Mecz pięciolecia” okazał się popisem strzeleckim poznaniaków, którzy na boisko wyszli pewni swego i zdeklasowali swoich anemicznych rywali.
O tym, że okazja do pokonania Videotonu jest idealna, pisaliśmy szeroko jeszcze przed rozpoczęciem spotkania. Mistrzowie Węgier słabo radzili sobie na wyjazdach, dyrektor sportowy i trener zespołu zrezygnowali w pracy, a sami zawodnicy mieli olbrzymie problemy z koncentracją podczas spotkań węgierskiej ligi. To wszystko było widoczne na murawie INEA Stadionu.
Lech pewnie pokonał Videoton, ale nie był to ani porywający mecz, ani też walka jak równy z równym. Przyjezdni grali, jakby awans do fazy grupowej Ligi Europy zupełnie ich nie interesował. Wyjściowa jedenastka osłabiona brakiem Juhasza (poza składem) i Kovacsa (ławka) nie podołała – wydawałoby się będącego w jej zasięgu – zadaniu pokonania niewiele lepiej prezentujących się w ekstraklasie mistrzów Polski.
Lecha do wygranej po raz kolejny poprowadził Karol Linetty. Reprezentant Polski rządził w okolicach koła środkowego rywali i wyprowadził zespół na prowadzenie po ładnej wymianie podań z Barrym Douglasem. Dośrodkowania to zresztą była najmocniejsza broń Lecha w tym meczu. Po dobrych wrzutkach Lovrencsicsa i Pawłowskiego padły kolejne bramki „Kolejorza”.
Rywale odpowiedzieli tylko przebłyskami. Zupełnie nie istniał kluczowy dla Videotonu – Filipe. Lech pozwolił rywalom w początkowej fazie spotkania na dwa kontrataki, które koncertowo zmarnował Gyurcso – schodzący z flanki w miejsce napastnika skrzydłowy. Poza rzutem wolnym – ładnie wykonanym przez byłego zawodnika Arki Gdynia, Ivanovskiego – goście nie zaszkodzili już znacząco gospodarzom obiektu przy Bułgarskiej.
Lech nie rozegrał może wybitnego spotkania, ale do wyniku 3:0 wystarczyły mu dopisujące szczęście (bramka Thomalli na 2:0 padła po odbiciu od słupka i pleców bramkarza Videotonu – Danilovicia) i bierna postawa rywali.
Videoton wygląda jak obraz w telewizorach tej marki.
— Maciej Łuczak (@maciejluczak) August 20, 2015
Wysoki wynik w pierwszym spotkaniu czyni wynik rywalizacji niemalże ustalonym. W Poznaniu wszyscy są przekonani, że Lech w rewanżu nie zawiedzie. Nawet jeśli ten wieczór w Lidze Europy na przykładach m.in. Borussii Dortmund i Athleticu Bilbao przypomniał nam, że w piłce nożnej możliwe są każde cuda.
Poznańscy fani mogą żałować, że w rewanżu nie zagra Karol Linetty, który pauzował będzie za nadmiar żółtych kartek. To jednak okazja, by kluczowy zawodnik „Kolejorza” spokojnie przygotował się do intensywnej jesieni i wykorzystał okazję do odpoczynku. Więcej żalu odczuwać mogą z powodu niskiej frekwencji. Rywalizacja o fazę grupową Ligi Europy ściągnęła na stadion ledwie 14 000 kibiców, co jest zainteresowaniem godnym meczu z Górnikiem Łęczna, a nie „starcia pięciolecia”.
Przy tak dobrym wyniku niestety nie było dane Skorży wypróbować nowych ustawień. Szkoleniowiec „Kolejorza” wprowadził na boisko Marcina Robaka w miejsce Lovrencsica, by popracować nad ustawieniem z dwoma napastnikami, ale były zawodnik Pogoni po ledwie kilku minutach doznał kontuzji. Nawet kiedy były zawodnik Pogoni Szczecin przebywał poza boiskiem, rywale zachowywali się, jakby nie zauważyli, że grają w przewadze jednego zawodnika.
Dzięki zwycięstwu 3:0 Lech jest o krok od fazy grupowej. Istnieje jednak zagrożenie, że jesienią będzie musiał w Europie radzić sobie bez swoich kibiców. UEFA już zawiesiła wykonanie kary za osławiony transparent z Piłą w roli głównej. W Szwajcarii toczy się również sprawa za okrzyki w Bazylei, a dziś pojawiła się informacja, jakoby delegat podczas meczu z Videotonem dopatrzył się zakazanego symbolu na jednej z flag powiewających w „kotle”.