Wicemistrz Norwegii Fredrikstad FK będzie w czwartek pierwszym rywalem poznańskiego Lecha w premierowej edycji Ligi Europejskiej. Piłkarze i trenerzy Kolejorza są jednak ostrożni w przewidywaniach, szczególnie po odpadnięciu Wisły Kraków z rozgrywek Ligi Mistrzów. Nikt nie powinien mieć jednak wątpliwości, że ewentualna porażka Lechitów w dwumeczu ze Skandynawami będzie rozpatrywana również w kategoriach kompromitacji.
Kolejorz, po niezwykle udanym poprzednim sezonie na arenie międzynarodowej, tegoroczną batalię rozpoczyna najpóźniej z polskich drużyn – od III rundy kwalifikacyjnej. Do powtórzenia historycznego sukcesu, a więc awansu do fazy grupowej drogę ma w tym roku krótszą, co wcale nie musi oznaczać, że mniej krętą. Nie zmienia to jednak faktu, że po ubiegłorocznych wyrównanych bojach z zespołami z najlepszych lig europejskich, powinnością Lecha będzie pewny awans do kolejnej rundy.
Pierwszym przeciwnikiem podopiecznych Jacka Zielińskiego będzie norweski Fredrikstad FK, który w ubiegłym sezonie na mecie rozgrywek Tippeligaen zajął drugie miejsce. To zresztą pierwszy norweski stricte piłkarski klub, który założony został w 1903 roku. W swojej historii dziewięciokrotnie wygrywał rozgrywki ligowe, a jedenastokrotnie sięgał po Puchar Norwegii, co stawia go na najniższym stopniu podium wśród najbardziej utytułowanych norweskich zespołów. Największe triumfy FFK święcił jednak dawno, bo w latach 50. ubiegłego wieku. W 1984 roku Arystokraci – bo tak ich w Norwegii nazywają – spadli z najwyższej klasy rozgrywkowej i przez 18 lat tułali się po niższych ligach. Na szczyt powrócili w 2002 roku i powoli odbudowywali swoją pozycję, by w 2006 roku znów zdobyć puchar, a dwa lata później tytuł wicemistrzów kraju.
W bieżących rozgrywkach radzą sobie jednak zdecydowanie poniżej oczekiwań. Po 19 ligowych kolejkach zajmują dopiero 12 miejsce w tabeli. W całym sezonie, rozgrywanym systemem wiosna-jesień, zwyciężyli zresztą raptem pięciokrotnie. – Tym bardziej właśnie występ w Lidze Europejskiej będzie dla nich niezwykle ważny. To okazja, żeby się podbudować i zaprezentować z lepszej strony – przestrzega jednak Jacek Zieliński.
Poznaniacy nie mają jednak zamiaru lekceważyć przeciwnika. Choć na arenie międzynarodowej wygrał on tylko jedno z osiemnastu spotkań, to ciągle liga norweska oceniania jest wyżej od polskiej ekstraklasy. – Po złych doświadczeniach krakowskiej Wisły nie ma żadnej mowy o zlekceważeniu przeciwnika. Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas trudna przeprawa, bowiem Norwegowie prezentują specyficzny sposób grania. Na pewno nie będzie łatwo – ostrzega kapitan Kolejorza, Bartosz Bosacki. A wtóruje mu opiekun „Dumy Wielkopolski”: – Jest to naprawdę solidny zespół. Przecież nie bez przyczyny zdobył wicemistrzostwo Norwegii. Grają może mało finezyjnie, ale do bólu skutecznie. Nie zamierzamy jednak im na zbyt wiele pozwolić – mówił przed odlotem Zieliński.
Dla szkoleniowca najważniejszy jest jednak fakt, że będzie miał do dyspozycji wszystkich piłkarzy, którzy wystąpili w meczu o Superpuchar Polski, a do kadry dołączył już także Gordan Golik. Na razie w ekipie zabrakło miejsca dla Seweryna Gancarczyka, który dopiero jest w trakcie finalizowania umowy z Kolejorzem i, co naturalne, nie został jeszcze zgłoszony do europejskich rozgrywek. Do Norwegii nie poleciał natomiast Krzysztof Kotorowski, który na ten moment ustępuje miejsca na ławce rezerwowych Jasminowi Buricowi. Z kolei o kłopocie bogactwa wśród bramkarzy mogą tylko pomarzyć gospodarze pierwszego meczu. Norweskie media już od dłuższego czasu biją na alarm w kontekście obsady bramki FFK i upatrują w nim najsłabszego punktu w drużynie Arystokratów. W tej chwili szwedzki trener Anders Gronhagen ma do dyspozycji dwóch młodych golkiperów, którym przytrafia się mnóstwo błędów. Władze klubu postanowiły co prawda wypożyczyć reprezentanta Kanady Kyriakosa Kenny’ego, ale formalnie będzie on zawodnikiem FFK dopiero od 1 sierpnia.
Trener Zieliński najsilniejszych stron rywala upatruje natomiast w napastnikach. – Mają dwóch, czy nawet trzech ciekawych snajperów. Najlepszym ich piłkarzem z pewnością jest jednak Brazylijczyk Everton, który robi spore wrażenie. Ma duże umiejętności, strzela gole, jest ciężki do upilnowania. Nie można też zapomnieć o Celso Borgesie, który ostatnio z reprezentacją Kostaryki grał w Pucharze CONCACAF oraz o kapitanie drużyny narodowej Estonii Raio Piiroji. FFK w swojej grze próbuje wywrzeć presję na przeciwniku, gra ostro i mnóstwo piłek posyła bezpośrednio do ataku – tak przed odlotem do Fredrikstad charakteryzował rywala szkoleniowiec „niebiesko-białych”.
Ciekawie zapowiada się również rywalizacja kibiców. Sympatycy obu drużyn należą bowiem do czołówki w swoich krajach. Choć możliwości poznaniacy będą mieli nieco ograniczone, bowiem nowy – oddany do użytku półtora roku temu – stadion FFK mieści raptem 13.000 widzów. Rehabilituje go za to unikatowa architektura zewnętrzna. Został bowiem zbudowany w miejscu starej, niegdyś największej w Skandynawii, stoczni. Jego trybuny z zewnątrz przypominają repliki hal warsztatowych. Stąd właśnie nazywany jest kolokwialnie warsztatem.
Niezwykle interesująca jest historia powstania barw najbliższego rywala Lecha Poznań na europejskiej arenie. Otóż zanim FFK ostatecznie wybrał biel i czerwień, aż siedmiokrotnie zmieniano jego ubarwienie. Ustatkowano się dopiero w okresie międzywojnia. Wówczas to, 7 października 1926 roku, na stadionie we Fredrikstad w towarzyskiej rywalizacji zmierzyły się reprezentacje Norwegii i Polski. Włodarzom miejscowego klubu tak bardzo przypadły do gustu stroje Polaków, że wystosowali pismo do Polskiego Związku Piłki Nożnej z prośbą o aprobatę ich wyboru. Ówczesny założyciel i prezes polskiej federacji piłkarskiej Edward Cetnarowski z entuzjazmem odpowiedział na prośbę Norwegów i podarował im nawet symboliczny komplet ubioru reprezentacji Polski.
Arystokraci, mimo niezwykle bogatej historii, z całą pewnością są więc przeciwnikiem, którego Kolejorz powinien pokonać. A biorąc pod uwagę dokonania „poznańskiej Lokomotywy” w poprzednim sezonie, Fredrikstad FK powinien być dla niej jedynie przystankiem na żądanie na drodze do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Najważniejsze, że Lechici mają spore apetyty na zwycięstwo. Dla nich, ale również dla całej polskiej piłki, będzie to sprawdzian generalny, który pokaże, czy polskie zespoły potrafią utrzymać formę na arenie międzynarodowej. – Po tym, jak rozbudziliśmy emocje i apetyty kibiców w poprzedniej rundzie, celem minimum jest przynajmniej powtórzenie ubiegłorocznego sukcesu – przyznaje Sławomir Peszko. A receptę na rywala zna już Jakub Wilk: – Od pierwszej minuty musimy się wziąć za nich i pokazać, że po prostu jesteśmy lepsi. Tak, żebyśmy w rewanżu mieli czystą drogę do awansu do kolejnej fazy – powiedział. – Nastroje w drużynie panują bardzo dobre. Jesteśmy dobrze nastawieni do tego meczu, ale nawet przez minutę nie wolno nam pomyśleć, że będzie to łatwy mecz – dodał Robert Lewandowski.
Piłkarski wieczór z Ligą Europejską i relacjami ze spotkań eliminacyjnych polskich zespołów już w czwartek od godziny 19:00 na antenie radia iGol FM.