LE: Lech odpada…


27 sierpnia 2009 LE: Lech odpada…

Lech na stadionie Jana Breydela walczył o awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Poznaniacy pokonali w pierwszym meczu Club Brugge 1:0 i teoretycznie przed spotkaniem uznawani byli za faworytów rewanżowego pojedynku. W rzeczywistości okazali się gorsi i odpadli z rywalizacji o awans do kolejnej fazy LE.


Udostępnij na Udostępnij na

W meczowej osiemnastce „Kolejorza” ogłoszonej przez Jacka Zielińskiego na mecz z Belgami wielkim nieobecnym był Sławomir Peszko. Pomocnik Lecha ma na swoim koncie już dwie żółte kartki w tej edycji Ligi Europejskiej i musi pauzować. Jego nieobecność była wyraźnie odczuwalna. Marcin Kikut nie jest w takiej formie jak Peszko, zdobywca jedynej bramki z pierwszego meczu we Wronkach.

Kibice Lecha Poznań mają powody do rozgoryczenia...
Kibice Lecha Poznań mają powody do rozgoryczenia… (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

Pierwsza połowa to zdecydowana przewaga gospodarzy, mimo to piłkarzom Lecha udało się trafić do siatki. Gol Stilicia nie został jednak uznany. W 35. minucie Stilić trafił do bramki z rzutu wolnego, ale sędzia Alan Kelly stwierdził, że Hernan Rengifo faulował swojego rywala w polu karnym. Gospodarze nie mieli problemu z przedarciem się w pole karne Lecha. Niestety większość akcji podopiecznych Adrie Kostera kończyła się faulami poznaniaków i rzutami wolnymi dla Brugge z bliskich odległości. Mimo przewagi piłkarzy w niebieskich koszulkach, nie stworzyli sobie oni klarownych sytuacji pod bramką Grzegorza Kasprzika. Większość dośrodkowań była słaba albo bramkarz Lecha bez problemu wygrywał pojedynki w powietrzu i wyłapywał piłkę. Mecz obfitował w wiele stałych fragmentów gry, głownie z powodu dużej ilości fauli z jednej i drugiej strony. Żaden z zawodników nie odstawiał nogi, każdy ostro walczył o piłkę.

Druga połowa to szalone ataki Brugge i desperackie kontry Lecha, pierwszym brakowało dokładności, drugim zimnej krwi. W 54. minucie Stilić fenomenalnie podał do Roberta Lewandowskiego, ale przegrał pojedynek z golkiperem gospodarzy. Ta sytuacja powinna zakończyć się bramką. Gdyby tak było, piłkarze Brugge musieliby zdobyć aż trzy gole, aby awansować. Mogłoby więc być już po meczu.

W 63. minucie Akpala po podaniu Soncka miał jedną z lepszych sytuacji do zdobycia gola, ale świetnie ubiegł go Seweryn Gancarczyk, wybijając piłkę na rzut rożny. Zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki mieli piłkarze Club Brugge. Nieraz gorąco było pod bramką Kasprzika, najbardziej chyba w 78. minucie, kiedy po strzale głową Simaeysa piłka trafiła w słupek.

W 79. minucie dobrze broniący Kasprzik w końcu się pomylił. Błąd był katastrofalny, bo skutkował golem dla gospodarzy. Odjidja strzelał z dwudziestu metrów prosto w Kasprzika, ten odbił piłkę wprost przed siebie, a do niej dopadł Wesley Sonck. 50-krotny reprezentant Belgii nie miał problemu z pokonaniem bramkarza Lecha. Brugge odrobiło straty i mecz zaczął się na nowo. Niestety załamani Lechici wciąż nie byli w stanie na dłużej wyjść z własnego pola karnego i często gościli rywali w pobliżu swojej bramki. W doliczonym czasie gry dobrą okazję do wyrównania miał jeszcze Seweryn Gancarczyk z rzutu wolnego, lecz strzelił za wysoko. Do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka…

Podczas dogrywki niezmiennie, częściej niż Lechici, atakowali gospodarze. Udało im się nawet strzelić bramkę, która słusznie nie została uznana, ponieważ Akpala wyraźnie dotykał piłki ręką. Kolejne faule i kolejne kartki, dużo długich podań – tak wyglądały te dodatkowe minuty. W końcówce pierwszej części dogrywki piłka trafiła do Rengifo, ten błyskawicznie zdecydował się na strzał, ale świetnie obronił bramkarz Club Brudge, Wilk próbował jeszcze dobijać, ale daleko obok słupka. Kontry Lecha były bardzo groźne, ale polski zespół nie był dziś na tyle skuteczny, aby skończyć choć jedną z nich. W drugiej połowie dogrywki doskonałą okazję po rajdzie Simaeysa miał Sonck. Piłkarz mógł dobić poznaniaków, ale „posłał piłkę Panu Bogu w okno”. W ostatniej minucie meczu Lech mógł rozstrzygnąć losy tego pojedynku na swoją korzyść, ale po strzale Bosackiego, Stiijnen sparował piłkę na poprzeczkę. Ostatecznie o losach meczu miały zadecydowac rzuty karne…

Pierwszy do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Bosacki. Trafił. Drugi uderzał Sonck. On również nie pomylił się i umieścił piłkę przy lewym słupku. Ivan Djurdjević strzelał jako drugi dla Lecha. Serb przestrzelił okrutnie – początek końca. Odjidja trafił swoją „jedenastkę” i Club Brugge był coraz bliżej awansu. Kolejnego karnego wykonywał Gordan Golik, miał fart – zdobył gola. Do piłki podszedł Simaeys i znów pewnie pokonał Kasprzika. Gancarczyk jako kolejny z Lecha trafił, choć Stiijnen wyczuł jego intencje. Trzeba było coś obronić. Następny karny wykonywał Klukowski. Gol. Rengifo musiał trafić… nie trafił.

Lech przegrał awans do Ligi Europejskiej w rzutach karnych. Komentatorzy chwalą polski zespół za ambicje i wolę walki. Co nam z tego? Historia polskiej drużyny w europejskich pucharach po raz kolejny kończy się, zanim tak naprawdę w ogóle się zaczęła.

Komentarze
Jakub Kocjan (gość) - 14 lat temu

Wydaje mi się że było więcej strachu niż ambicji i
woli walki po stronie Lecha.

Odpowiedz
~28.08.09der (gość) - 14 lat temu

szkoda

Odpowiedz
~Grzegorz Rasiak (gość) - 14 lat temu

Brawo Brugia, cieszę się że lech odpadł bo ich psia
mać nienawidzę.

Odpowiedz
gingerhorn (gość) - 14 lat temu

Patrzac na przebieg wczorajszej rywalizacji to wielka
niesprawiedliwoscia byloby gdyby Lech przeszedl
dalej. Jezeli jeden z najlepszych snajperow naszej
ligi nie wykorzystuje takich setek to nie dziwne ze
odpadamy. Zagralismy "bez jaj" i nie ukrywajmy ze
widoczny jest brak Murawskiego ktory napedzal zespol.
A lawka rezerwowych wola o pomste do nieba sama
mlodziez, a Wilk sowim wejsciem i kilkoma
niedokladnymi podaniami przyczynil sie tylko do
bramki dla gospodarzy. Mecz wielce kompromitujacy i
szczerze spodziewalem sie po Lechu troche wiecej. Co
do belgijskich zawodnikow to za takie aktorstwo i
udawane upadki powinni zobaczyc duzo duzo wiecej
karteczek. No i warto dodac ze to byl zly dzien dla
lechitow bo nie dosc ze slabo grali, nie mieli
szczescia i wine w tym wypaczonym meczu ponosi sedzia
ktory nie do konca byl konsekwentny w swym dzialaniu.
I tak ostatni polski zespol pozegnal sie z
europejskimi pucharami....w sumie chyba nikogo juz to
nie dziwi ze od kilku lat pozostaje tylko rywalizacja
na domowym podworku. No coz po co nam dobrzy pilkarze
jak mozemy ich sprzedac ;]

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze