UD Las Palmas – sensacja, ale czy na pewno?


Co sprawia, że Las Palmas radzi sobie tak dobrze?

24 września 2016 UD Las Palmas – sensacja, ale czy na pewno?

Kanary, słońce, plaże, ocean. Żyć nie umierać. Istny raj na ziemi. W takiej scenerii funkcjonuje klub piłkarski, który na początku tego sezonu La Liga zadziwia nie tylko Hiszpanię, lecz także cały piłkarski świat. Poznajcie UD Las Palmas – brzydkie kaczątko, które zamieniło się w pięknego kanarka. 


Udostępnij na Udostępnij na

Rok w elicie

Do Primera Division klub z Wysp Kanaryjskich awansował przed rokiem. Jaki był to rok? Dziwny. Z pewnością. Od początku kampanii 2015/2016 funkcję trenera sprawował Paco Herrera. Trener w Hiszpanii znany, jednak nieodnoszący większych sukcesów. Największym klubem, w którym pracował, był Liverpool, gdzie pełnił funkcję członka sztabu Rafy Beniteza. Herrera był odpowiedzialny za analizowanie rywali „The Reds”. Co ciekawe, sprawował on już wcześniej funkcję trenera, jednak propozycji Beniteza nie odrzucił. Z pewnością wiele ona pana Paco nauczyła. Niestety dla kibiców z Kanarów, nie było tego widać na początku poprzedniego sezonu. Osiem spotkań, pięć porażek, dwa remisy i tylko jedno zwycięstwo. Las Palmas było w strefie spadkowej, a gra drużyny nie wskazywała na to, że mogłoby się to w najbliższej przyszłości zmienić. Potrzeba było zwrotu.

I wtedy wszedł on. Quique Setien. Cały na żółto biało. Niemal z miejsca odmienił on grę drużyny. No może nie z miejsca. Ale trzeba przyznać, że miał szczęście. Jego debiut przypadł na mecz z Villarrealem. Nietrudno wskazać, kto był faworytem tych „żółtych” derbów. Mimo to Setien i jego drużyna potrafili zremisować z wyżej notowanym rywalem. Pozytywne zaskoczenie na samym początku pracy trenera okazało się dobrym talizmanem. Później zespół co prawda przegrał z Realem Madryt, ale znów pokazał się z dobrej strony. No właśnie – efektowna gra okazała się czymś, co wyróżnia drużynę Las Palmas. Do tego jednak wrócimy, bo oprócz ładnej dla oka gry przyszły wyniki. Ekipa z Kanarów w końcu zaczęła wygrywać. Co prawda nie seriami, ale jednak regularnie. Rozpoczął się marsz w górę tabeli.

Wyjątkowy dla UD Las Palmas był marzec. Podopieczni Setiena przegrali 1:2 z Realem Madryt, jednak znów wysoko zawiesili poprzeczkę piłkarzom ze stolicy. W pokonanym polu wyspiarze zostawili Villarreal, Real Sociedad i Getafe (wygrana 4:0). Quique Setien został wybrany na najlepszego trenera marca. Potem doszły jeszcze dwie wygrane na początku kwietnia – z Valencią i Deportivo. Później przyszła mała zadyszka i trzy porażki w sześciu ostatnich meczach sezonu. Mimo to Las Palmas zajęło 12. miejsce w tabeli. Całkiem dobrze jak na drużynę, która była skazywana na spadek. Nieprawdaż?

Wyjątkowy start

Obecny sezon drużyna z Kanarów zaczęła zgoła odmiennie od poprzedniego. Ten start jest jednak kontynuacją dobrej gry pod koniec poprzedniego sezonu. Widać, że wygrane z Valencią i Granadą pozwoliły Quique Setienowi po raz pierwszy w życiu spojrzeć z góry na Zidane’a, Enrique i Simeone. Las Palmas zasiadło na pozycji lidera La Liga. Nie zabawiło tam co prawda długo, gdyż już w kolejnej kolejce przyszła porażka z Sevillą.

Dwa ostatnie występy to wygrana z Malagą i wysoka porażka 1:4 z Realem Sociedad San Sebastian. Jest jednak jeden wspólny mianownik wszystkich tych spotkań. Zarówno wygranych, jak i przegranych. „Mała Barcelona”. Tak zaczęto określać ekipę Setiena. I nie ma w tym ani nuty przesady. Las Palmas chce grać w piłkę. Jest to trzecia, obok śmierci i podatków, pewna rzecz we wszechświecie. Wiadomo, zdarzają się spotkania, w których to rywal prowadzi grę. Quiqe Setien nie jest jednak zwolennikiem wybijania piłki na oślep nawet wówczas, gdy to przeciwnik naciera i dominuje, Las Palmas stara się wyprowadzać swoje akcje w oparciu o szybkie wymienianie piłki i zmienność pozycji. Kultura gry i organizacja taktyczna. Pojęcie u Setiena kluczowe. Nie wierzycie? Obejrzyjcie którykolwiek mecz Las Palmas.

Jeśli jednak chodzi o wykonawców, tutaj już nic nie jest pewne. No, prawie nic. Setien stosuje różne ustawienia, rotuje składem. W tym sezonie mogliśmy już oglądać jego drużynę w formacjach 4-3-3, 4-5-1 i 4-2-3-1. Stałymi punktami w tym taktycznym zawirowaniu są środkowi pomocnicy – Roque Mesa i Vicente Gomez. Szczególnie pierwszy z nich jest dla drużyny kluczowy, zarówno w defensywie, jak i kreowaniu gry. Jego rolę w Las Palmas można porównać do tej, którą w Barcelonie odgrywa Sergio Busquets.

Wspomniane rotowanie składem widać zwłaszcza z przodu. Ciężar zdobywania bramek spoczywa na kilku zawodnikach. Żaden z ofensywnych piłkarzy nie uciekł kolegom, jeśli chodzi o liczbę zdobytych bramek. Kilku z nich zdobyło w tym sezonie po dwa gole. Mowa tu o: Kevinie Prince-Boatengu, Nabilu El-Zharze, Momo, Tanie i Marko Livaji. Nie zapominajmy również o tym, że w odwodzie pozostaje Sergio Araujo, który przez swoje bramki miał ogromny wpływ na awans Las Palmas do elity przed ponad rokiem.

Katharsis na Kanarach?

Co ciekawe, większość tych zawodników to piłkarze po przejściach, którzy z pewnością podnoszą średnią, jeśli chodzi o liczbę klubów, w których przeciętny zawodnik występuje w trakcie swojej kariery. Boateng ( Herta, Tottenham, BVB, Portsmouth, Genoa, Milan, Schalke), Livaja (Hajduk Split, Inter,Lugano, Cesena, Atalanta, Rubin Kazań, Empoli), Momo (Deportivo, Albacete, Racing Santander, Xerez, Real Betis) i Nabil El-Zahr (Nimes, Saint-Etienne, Liverpool, PAOK Saloniki, Levante) od zawsze mieli problemy z zapuszczeniem korzeni i przekonaniem trenerów do swoich umiejętności. Jak pokazuje ten sezon, UD Las Palmas okazało się tym miejscem, którego tak długo szukali. Na pewno duży w tym udział Quique Setiena, który okazał się nie tylko doskonałym trenerem, lecz także dobrym psychologiem i wychowawcą dla swoich strudzonych życiem zawodników. Potrafi on wpłynąć na nich tak, że odzyskują swój blask. A to z pewnością zasługuje na pochwały.

Sprowadzani zawodnicy podpisują kontrakty na niedługi czas. Spójrzmy na przykład na Boatenga, który na Kanary przybywał niczym gwiazda. „Wiadomo, nie potrafił zagrzać nigdzie miejsca na dłużej. Podpiszmy więc z nim krótkoterminowy kontrakt. Tak, hmm, na przykład na rok”. Brzmi rozsądnie, prawda? I rzeczywiście tak jest. W Las Palmas nie boją się ryzykować, robią jednak wszystko, by to ryzyko zminimalizować. Przykład? Kontrakty aż 11 zawodników kończą się w 2017 roku. Ewenement. Jeśli wypalą, prawdopodobnie nie uda się na nich zarobić. Ale to nie jest priorytet. W Las Palmas potrafią kupować tanio i dobrze. Taka jest filozofia klubu i nic do tego. Kiwacie głowami? Spójrzcie w tabelę La Liga. I kto ma rację? Ha, no właśnie. A i Real będzie miał z wyspiarzami problemy. Gwarantuję wam.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze