Był wschodzącą gwiazdą hiszpańskiego futbolu. Jak przystało na wychowanka wielkiej Barcelony, wróżono mu świetlaną przyszłość. Jednak po niespełna dziesięciu latach seniorskiej piłki liczne kontuzje sprawiły, że jego kariera zaliczyła zauważalny regres. Upadek, który doprowadził Alberta Luque do zawieszenia butów na kołku.
Albert Luque to postać świetnie znana w regionach klubów z Majorki i La Coruny. Występy w miejscowych drużynach były jego najlepszymi latami w sportowej karierze. Lecz renoma znakomitego piłkarza z upływem czasu słabła, a sam zawodnik zyskał łatkę nieudanego transferu.
Katalońska krew
Albert Luque Martos urodził się 11 marca 1978 roku w Terrassie, mieście położonym w Katalonii. Wykazując od najmłodszych lat zainteresowanie futbolem, realizował swoje największe marzenie, grając w szkółce słynnej Barcelony. W latach 1996–1997 rozegrał jeden sezon w szeregach katalońskiego zespołu C. Tam jednak mu nie zaufano, co postanowiła wykorzystać RCD Mallorca.
W nowym klubie został przeniesiony do rezerw, gdzie grywał regularnie. Szansę na występy w pierwszym składzie otrzymał dopiero po świetnych wynikach osiągniętych na wypożyczeniu w Maladze. Po tym okresie powrócił na Majorkę, by reprezentować „Los Bermellones” jako podstawowy zawodnik. Dzięki jego skuteczności i boiskowej kreatywności Mallorca w sezonie 2000/2001 powtórzyła wyczyn sprzed dwóch lat, zajmując trzecie miejsce w tabeli.
To osiągnięcie w następnym roku premiowało zespół do udziału w prestiżowej Lidze Mistrzów. I tutaj bohaterem był właśnie Luque, który swoim trafieniem w meczu rewanżowym trzeciej rundy kwalifikacyjnej przeciwko Hajdukowi Split dał awans do fazy grupowej. Rywalizując z takimi zespołami jak Arsenal, Panathinaikos Ateny i Schalke 04, Mallorca zajęła trzecią lokatę. Stamtąd klub powędrował do trzeciej fazy Pucharu UEFA, lecz na tym etapie przygoda młodego skrzydłowego się zakończyła. Gra na dwóch frontach znacznie odbiła się na wynikach zespołu na krajowym podwórku, gdzie ledwo zajął 16. miejsce.
Deportivo szczytem formy
Forma, jaką prezentował na hiszpańskiej wyspie ostatnimi czasy Luque, nie mogła zostać niezauważona. W 2002 roku zgłosiło się po niego Deportivo La Coruna, wydając na młodzieńca 15 mln euro. Napastnik w szybkim tempie zrewanżował się za pokładane w nim nadzieje i zyskał sympatię kibiców ze stadionu Riazor. Był jednym z najlepszych zawodników „Depor”, a swój talent potwierdzał nietuzinkową grą.
Wówczas Deportivo należało do czołowych drużyn Primera Divison. W sezonach 2002/2003 oraz 2003/2004 Luque i spółka okupowali trzecie miejsce umożliwiające regularny udział w Champions League. Warto zaznaczyć, że w obydwu przypadkach były to okresy niezwykle udane dla nowego nabytku Deportivo. Zwłaszcza w tym drugim, gdy „Depor” walczyło z Rosenborgiem w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej. Po pierwszym bezbramkowym meczu w rewanżowym spotkaniu bezapelacyjnym bohaterem stał się właśnie Hiszpan, zdobywając jedynego gola. Co więcej, awansował wraz z kolegami do półfinału tejże edycji, gdzie musiał już uznać wyższość późniejszego finalisty, FC Porto.
Obok Roya Maakaya i Diego Tristana stanowił trzon złotej ery „Los Turcos”. W ostatnim swoim sezonie został nawet najlepszym strzelcem zespołu, zdobywając 11 bramek. Jednak klub z La Coruny tym razem nie zachwycał w rozgrywkach krajowych, czego efektem było miejsce w środku tabeli.
Kontuzje przyczyną upadku
Umiejętności, jakimi dysponował Albert Luque, imponowały nie tylko trenerom w La Liga, lecz również tym w reprezentacji. Biorąc pod uwagę znakomite wyniki w postaci 101 występów i 26 bramek podczas pobytu w La Coruny, nic dziwnego, że napastnik dostawał szanse na grę w kadrze narodowej. Poza młodzieżowymi powołaniami w seniorskim zespole pojawił się 18 razy, strzelając przy tym dwa gole. Natomiast jedynym godnym pozazdroszczenia sukcesem na arenie międzynarodowej był srebrny medal igrzysk olimpjskich w Sydney w 2000 roku.
Katalończyk był na fali. W związku z tym postanowił wykorzystać swoje pięć minut i spróbować sił gdzie indziej. Kolejnym celem, a zarazem, jak się później okazało, zmorą Luque okazała się Premier League. W letnim okienku transferowym w 2005 roku za kwotę 14 mln euro przeszedł do Newcastle United.
Anglia miała być wielkim rozdziałem w jego chlubnej karierze. Zadebiutował już w pierwszym meczu przeciwko Manchesterowi United, w którym zebrał dobre noty. Jednak w następnym spotkaniu przeciwko Fulham doznał poważnej kontuzji ścięgna podkolanowego. Uraz ten wyeliminował Hiszpana na kilka meczów, lecz potem zaczął grać poniżej oczekiwań. Na swojego pierwszego gola na Wyspach czekał do 17 kwietnia 2006 roku, kiedy to pokonał bramkarza Sunderlandu.
Luque czuł, że musi zmienić otoczenie, by odbudować swoją formę. Na horyzoncie pojawiły się oferty z Holandii. Początkowo zainteresowanie wykazywało PSV Eindhoven, aczkolwiek działacze nie doszli z piłkarzem do porozumienia. Ostatecznie walkę o skrzydłowego wygrał Ajax Amsterdam. I tak 25 sierpnia 2007 roku były zawodnik Deportivo podpisał trzyletni kontrakt z „Godenzonen”. Jednakże nawet w Holandii Luque nie potrafił znaleźć swojego miejsca. Owszem, miesiąc po transferze strzelił dwie bramki, przykładając się do wysokiego zwycięstwa nad VVV-Venlo, ale pojawiające się z biegiem czasu następne kontuzje uprzykrzyły życie młodemu piłkarzowi.
Słaba forma i niesnaski pojawiające się w szatni przyczyniły się do wypożyczenia Luque do hiszpańskiej Malagi w 2008 roku. W Hiszpanii Albert odżył, nabrał pewności siebie, dzięki czemu zaliczył udany sezon. Po zakończonych rozgrywkach powrócił do amsterdamskiego klubu, po czym zdecydował się na definitywny transfer do Malagi. W drużynie z Andaluzji grał do 2011 roku. Z braku regularnych występów za kadencji ówczesnych szkoleniowców 4 stycznia rozwiązał umowę z klubem i zarazem ogłosił zakończenie kariery.
Lewonożny strzelec
Albert Luque swoje najlepsze lata gry w piłkę może wiązać z okresem występów w Mallorce, a przede wszystkim Deportivo. W klubie z La Coruny słynna „19” wystawiana była jako skrzydłowy pomocnik lub napastnik. W obydwu przypadkach jego nominalną strefą boiska była lewa strona. A wszystko dzięki zabójczo skutecznej lewej nodze. W połączeniu z szybkością oraz umiejętnościami technicznymi czyniła z Hiszpana kluczowego zawodnika w rozgrywkach Primera Division.
Głód rozwoju sprawił, że ambicje oraz liczne kontuzje przerosły piłkarza. Nieudana przygoda w Anglii rozpoczęła nawarstwiające się problemy. Kto wie, jakby potoczyły się jego losy, gdyby jednak pozostał w „Depor” lub przeniósł się do innej hiszpańskiej drużyny. Niestety wybrał drogę, na której zabrakło mu szczęścia. Kierunek, który z biegiem czasu zniszczył prawdziwie wschodzący talent katalońskiego wychowanka.