Las leyendas de La Liga: Alfredo Di Stefano – maestro w każdym calu


Człowiek dążący do celu

15 lutego 2019 Las leyendas de La Liga: Alfredo Di Stefano – maestro w każdym calu

„La Saeta Rubia” pierwsze kroki z piłką w seniorskiej karierze stawiał w CA River Plate. Jego ulubieńcem był piłkarz ligi angielskiej, Thomas Lawton. Zawodnik z ogromną siłą, wszechstronnymi umiejętnościami w ataku i niebywałą precyzją. Patrząc na ulubieńca, niewinne kopanie piłki na dworze zapoczątkowało piękną drogę do kart historii sportu. Argentyna, Kolumbia, na koniec Hiszpania, a tam legenda La Liga i Realu Madryt.


Udostępnij na Udostępnij na

28 grudnia 1947 – ten dzień ze wszystkich mógł zapaść w pamięci Alfredo aż do śmierci. Wtedy właśnie w Guayaquil na Estadio Capwell sędzia Mario Ruben Heyn zakończył mecz Argentyna vs Urugwaj wynikiem 3:1. „Albiceleste” wygrali Copa America. Di Stefano nie zdobył w tym meczu bramek. Mimo tego wraz z Mendezem i Marinem był drugim z najlepszych strzelców turnieju. W mistrzostwach zagrał sześć meczów i zdobył sześć goli.

Nie były to jednak jego pierwsze bramki, lecz jego pierwsze i ostatnie trofeum w drużynie „Biało-błękitnych”. Di Stefano pomógł zdobyć właśnie ten jeden puchar Argentynie. Nigdy więcej nie zagrał już w barwach i z flagą ojczyzny na piersi. Natomiast wszystko potoczyło się dalej.

Szczęśliwe, ale niełatwe dzieciństwo

Alfredo Di Stefano jako chłopiec szybko pokochał piłkę nożną i odkrył talent. W wieku siedmiu lat zapisał się do miejscowej drużyny Unidos Venceremos. Pomijając występy w klubie, bardzo lubił grać też razem z kolegami na ulicy Buenos Aires. Nie było na niego mocnych, a młodsi chcieli być zawsze tacy jak on. Jego przyjacielem był młodszy o dziesięć lat obecny papież Franciszek. Chodzili razem nawet do szkoły.

Z piłki nigdy nie zrezygnował, niestety ze szkoły musiał. W wieku trzynastu lat przestał się uczyć, gdyż pomagał ojcu w pracy. Karierę kontynuował w drużynie Los Cardeles. Di Stefano swoją karierę zawdzięczał… matce, która załatwiła mu testy piłkarskie u trenera drużyny River Plate. Miał wtedy siedemnaście lat i podpisał swój pierwszy kontrakt.

Kolejne kroki

W 1943 roku dołączył do River Plate, w którym jego kariera (i on sam) miała się rozwijać. Siedemnastolatek ciężko pracował cały czas, nawet poza treningami. Jego pierwszy trener, Carlos Peucelle, wspomniał: – Nigdy nie widziałem chłopaka tak silnego i zdeterminowanego. Żaden nie robił tak błyskawicznych postępów.

Młodzieńcowi nie wystarczały tylko dobre słowa, chciał grać, grać w pierwszej drużynie seniorskiej. W składzie River nie było to jednak możliwe, więc w 1946 roku przeszedł na wypożyczenie do CA Huracan. Tam szybko wpasował się w zespół, co przełożyło się na grę. W 25 meczach strzelił dziesięć goli, by po roku wrócić do River. Powrót był jak marzenie. Szybko stał się graczem pierwszego składu, który trafiał prawie co mecz. Raz sięgnął po króla strzelców ligi, a dwa razy po mistrzostwo kraju. Trener Adolfo Pederner był zadowolony, a wręcz dumny, że ma takiego zawodnika w drużynie. W trzy lata w 66 występach mógł pochwalić się 49 bramkami. Niestety, kiedy piłkarze ligi argentyńskiej zaczęli strajkować, 23-latek musiał opuścić ojczyznę.

Alfredo Di Stefano skorzystał z propozycji gry w Kolumbii, podpisał kontrakt z klubem Millonarios FC. Była to bardzo korzystna dla młodzieńca oferta. Tamtejsi biznesmeni sporo inwestowali w piłkę nożną. Grał w I lidze Kolumbijskiej od 1949 do 1953 roku. Z klubem zdobył trzykrotnie mistrzostwo ligi, zostając także dwukrotnym królem strzelców. Zaczęto go nazywać „Niebieskim Tancerzem”. Było jasne, że Di Stefano ma niezwykłe umiejętności snajperskie oraz charakter przywódcy na murawie. Często zmieniał pozycje na boisku, co utrudniało pilnowanie go przez obrońców. Cały czas był jednak problem, gdyż na prowincji trwała wojna domowa (zwana La Violencia).

3.03.1952 roku Millonarios przybył do Hiszpanii. Z okazji 50-lecia klubu „Królewskich” oba zespoły zagrały ze sobą na stadionie Chamartin. Real uległ w tym meczu 4:2, a Argentyńczyk strzelił dwa gole. Prezydent Bernabeu zakochał się w młodym talencie, lecz nie tylko on miał chrapkę na piłkarza. FC Barcelona jako pierwsza podjęła działania o zyskanie młodego talentu. Prawnicy „Barcy” nie wiedzieli, czy piłkarz należy do Argentyny, czy do Kolumbii, gdzie rozgrywek FIFA nie autoryzowano. Klub Millonarios na początku odrzucił ofertę „lekceważąco niską” ich zdaniem. Przy drugim podejściu, działacze zerwali rozmowy z Joanem Busquetsem. Katalończyk mieszkający w Kolumbii był… dyrektorem klubu Santa Fe, odwiecznego rywala drużyny Di Stefano. W międzyczasie osiągnięto porozumienie z River Plate i samym Alberto. Piłkarza ściągnięto do Barcelony, zawodnik nawet rozegrał mecz towarzyski. Wtedy nastąpił niemały zwrot akcji.

Hiszpańska federacja nie zgodziła się na transfer z powodu braku porozumienia Barcelony z Millonarios. Na nic zdały się: protesty prezesa Katalończyków, którym był Marti Carreto, porozumienie z River Plate i samym Di Stefano oraz fakt zatwierdzenia operacji przez FIFA. Wtedy to do walki o zawodnika włączyli się politycy, a konkretnie generał Francisco Franco, który był zwolennikiem „Królewskich”. Zależało mu bardzo na szybkim rozwoju Realu i gdy do gry włączył się prezes „Los Blancos”, od razu dostał zgodę na ściągnięcie zawodnika do Madrytu. „Duma Katalonii”, nie dając za wygraną, zgłosiła protest. Postanowiono, że Alfredo Di Stefano rozegra dwa sezony w Realu Madryt, a następne dwa dla Barcelony. „Katalończycy” odrzucili ofertę. co pozwoliło po wpłacie 4,5 miliona peset (887111,14 zł) przez Bernabeu przywitać zawodnika w swoim klubie.

Nowa era w La Liga

W białej koszulce Alberto Di Stefano wybiegł 23 września 1953 roku. Wtedy to w meczu towarzyskim z Nancy Real przegrał 2:4. Porażka jednak nie oznaczała negatywnego przebiegu kariery. Di Stefano nie zawiódł kibiców i strzelił gola w tym meczu. W pierwszym oficjalnym tak samo, i tym razem wygrana 4:2 z drużyną Racing Santander.

Nikt nie ma wątpliwości, że ten transfer zmienił bieg hiszpańskiego, a nawet światowego futbolu. Real od 20 lat nie wygrał lig. Po jego przyjściu to się zmieniło. Na dziesięć kolejnych sezonów osiem razy zdobyte mistrzostwo kraju. Przy czym pięciokrotnym królem strzelców ligi był nie kto inny jak Di Stefano. W 1955 roku ruszył po raz pierwszy Puchar Europy (obecnie nazywany Ligą Mistrzów). „Los Blancos” wygrali w finale z drużyną Stade Reims 4:3, a pierwszą bramkę dla swojej drużyny strzelił Di Stefano. Kolejne cztery Puchary Europy zdobył Real Madryt, z kwitkiem odprawiając Fiorentinę, Milan, ponownie Stade Reims i Eintracht Frankfurt. W każdym z tych finałów Alberto trafiał do siatki, a w ostatnim finale ustrzelił nawet hattricka. Jest to jeden z rekordów tego zawodnika, do dziś niepobity.

Pozwolił sobie nawet zażartować: – Ze strzelaniem jest jak z uprawianiem miłości: każdy to robi, ale nikt tak jak ja. Po drodze w 1961/1962 zdobył Puchar Generała (ówczesny Puchar Króla). Zawodnik nigdy nie był indywidualistą, zawsze grał dla drużyny i szukał na boisku partnerów lepiej ustawionych od siebie. Nigdy nie stał też w miejscu, gdy akcja toczyła się pod bramką drużyny, wracał i wspomagał kolegów z obrony. Pobijał wiele rekordów, co zrobiło go legendą do dziś. Pomyśleć, że przed przyjściem „Saeata Rubia” Real miał na swoim koncie tylko dwa trofea. W 1963 roku Alberto Di Stefano trafił ostatecznie do Barcelony. Nie odszedł jednak na Camp Nou, ale na stadion Espanyolu. Dograł tam dwa lata i w wieku 40 lat zakończył karierę piłkarską. Rok później zagrał jeszcze w meczu dla legendarnego zawodnika. „Królewscy” zmierzyli się z Celtikiem. W 13. minucie Alberto Di Stefano zdjął opaskę kapitana i wręczył ją Ramonowi Grosso, wtedy to cały stadion wraz z piłkarzami oklaskiwali owacjami na stojąco swojego byłego piłkarza.

Najsmutniejszy i najstraszniejszy okres

Jeden z najlepszych piłkarzy na świecie nigdy nie zagrał na mistrzostwach świata z różnych powodów. W 1950 roku była pierwsza okazja, lecz reprezentacja Argentyny zdecydowała się nie wziąć w nich udziału i nie lecieć do Brazylii. Cztery lata później 28-latek znów nie pojechał na mistrzostwa z reprezentacją „Biało-błękitnych”. FIFA natomiast uznała, że piłkarz nie może zagrać dla innej reprezentacji. Dwa lata później dostał hiszpańskie obywatelstwo. Niestety po trzech rozegranych meczach okazało się, że Hiszpanie nie zakwalifikują się. W 1961 roku 35-latek wywalczył awans na mistrzostwa, ale tuż przed doznał kontuzji i nie mógł z resztą drużyny lecieć do Chile. Na pocieszenie został mu rekord – 25 bramek w reprezentacji Hiszpanii. Ten wynik w 1990 roku pobił Emilio Butragueno, który debiutował w Realu Madryt, gdy trenerem był właśnie Di Stefano.

Najstraszniejszą z przygód była ta, która przydarzyła się 24 sierpnia 1963 roku. W nocy do hotelu w Caracas wtargnęły siły zbrojne wyzwolenia narodowego i porwały Di Stefano. Przetrzymywano go przez 56 godzin. Zawodnik był wystraszony. Jak opowiadał po wypuszczeniu: – Grałem z porywaczami w karty w hotelowym pokoju i paliliśmy papierosy. Zapewniali mnie od początku, że nawet włos z głowy mi nie spadnie, choć ja sam byłem pewien, że mnie zabiją.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze