La Liga zarządzana przez Javiera Tebasa wydała oświadczenie, w którym potępia powstanie Superligi. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że to właśnie LFP od lat szuka najrozmaitszych sposobów na poprawę swoich finansów. Javier Tebas wybrał pójście na wojnę ze swoimi najlepszymi klubami. Wojnę, na której od początku stoi na przegranej pozycji.
Atrakcyjność rozgrywek hiszpańskiej ekstraklasy spada z roku na rok. Odejścia największych gwiazd jak Neymara czy Cristiano Ronaldo (oraz zanoszące się Leo Messiego i Sergio Ramosa) i problemy finansowe klubów sprawiają, że coraz trudniej przyciągnąć widza do piłkarskich rozgrywek na Półwyspie Iberyjskim. Kluby w poszukiwaniu lepszego jutra spoglądają na Superligę. Moralność tych rozgrywek nie podoba się jednak Tebasowi. Tebasowi, który hiszpański futbol sprzedaje do wszystkich zakątków świata. – La Liga mocno sprzeciwia się propozycji europejskich rozgrywek dla elity, która atakuje pryncypia otwartej rywalizacji piłkarskiej, która sięga najgłębszych części europejskiego ekosystemu piłkarskiego – czytamy w oświadczeniu.
Liga hiszpańska niekoniecznie w Hiszpanii
Celem Javiera Tebasa od początku była poprawa stanu finansowego klubów Primera Division. Odejścia najlepszych piłkarzy ligi sprawiły, że według szefa LFP jedynym wyjściem było rozgrywanie meczów poza granicami kraju. Na pierwszą „ofiarę” wybrany został Superpuchar. Dwumecz rozgrywany przed sezonem przeobraził się w turniej typu final four. Idea starcia mistrza kraju ze zdobywcą pucharu przepadła.
Superpuchar w Arabii Saudyjskiej i mecze ligowe w USA? OKEJ.
Superliga? NIE OKEJ, GDZIE DUCH SPORTU pic.twitter.com/KsMSvX9lHm
— Krzysztof Rot (@KrzysztofRot) April 19, 2021
Nie łudźmy się, że zabieg ten miał zwiększyć atrakcyjność tych meczów dla przeciętnego widza. Jedynym celem było zdobycie jeszcze większej transzy z praw telewizyjnych. Wciśnięcie dodatkowych meczów w kalendarzu sprawia, że kluby są niejako zmuszone do rozegrania tego turnieju. Część trenerów postanawia traktować rozgrywki o superpuchar jako mecze sparingowe, tym bardziej że są one rozgrywane w miejscach, w których zespoły zazwyczaj przygotowują się do sezonu.
Przeniesienie superpucharu do Arabii Saudyjskiej sprawiło, że zainteresowanie Hiszpanów tym turniejem spadło niemal do zera. Żaden z czterech uczestników nie sprzedał wśród swoich fanów wszystkich biletów na mecze rozgrywane na Bliskim Wschodzie. Mecze, który były dla kibiców pierwszą okazją, żeby zobaczyć dyspozycję drużyny przed nowym sezonem, stały się przykrym obowiązkiem.
Na mocy umowy podpisanej z rządem Arabii Saudyjskiej hiszpańska federacja miała zarobić ok. 120 milionów euro. Fakt, że odbywa się to kosztem kibiców i drużyn, mało Javiera Tebasa obchodził. Podobnie zresztą jak zmiany forsowane przez niego w La Liga. Rozgrywanie meczów w piątki i poniedziałki udało się przepchnąć. To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej pomysłów szefa LFP.
Hitowe starcia w samo południe
Rozszerzenie weekendu było tylko przystawką planów, jakie wobec ligi ma Javier Tebas. Kolejnym krok to ustalenie terminów hitowych starć. La Liga kosztem atmosfery widowiska rozgrywa najciekawsze mecze w średnio interesujących porach dla kibica w Europie. Ma to na celu zwiększenie oglądalności na rynkach azjatyckich i amerykańskich, a w konsekwencji zwiększenie przychodów.
Klasyki o 13 też okej
— Przemysław Olszewik (@przemekolszewik) April 19, 2021
Ochroną piękna futbolu było dla Tebasa rozgrywanie “El Clasico” dzień przed Bożym Narodzeniem w samo południe. Nie widział w tym zachowaniu odejścia od tradycji i atmosfery wielkiego piłkarskiego święta. Wyprzedawanie hiszpańskiej piłki rozpoczęło się już wtedy. Kolejnym etapem ma być przeniesienie kilku spotkań La Liga do Stanów Zjednoczonych. Temu jednak sprzeciwia się wielka trójka.
Dla Tebasa nie jest to jednak przeszkoda nie do przejścia. Należy spodziewać się, że już niedługo obejrzymy za wielką wodą starcie zespołów środka tabeli La Liga. Prezesowi LFP nie przeszkadza to, że mecze na własnym obiekcie chociażby Athleticu Bilbao czy Levante są dla lokalnych społeczności wielkim wydarzeniem. Tu futbol już dawno przegrał z zielonymi komórkami arkuszy kalkulacyjnych.
Współpraca z Superligą może stać się dla La Liga okazją do wyjścia z kryzysu. Potrzebny jest w tym kompromis pomiędzy Javierem Tebasem a włodarzami nowych rozgrywek. Owego jednak ze względu na ego szefa ligi hiszpańskiej raczej próżno szukać. Po raz kolejny szykuje nam się walka o to, kto będzie miał większe cojones.
La Liga przeciwna Superlidze czyli walka o wpływy
Sprzeciw Javier Tebasa wobec Superligi to nic innego jak kolejny akt hipokryzji szefa LFP. Człowiek, który od lat “wyprzedaje” hiszpański futbol, pragnie ogłosić się jedynym moralnym, broniącym piękna futbolu. Najkorzystniejsze powinno być znalezienie wspólnego rozwiązania z hiszpańskimi klubami-założycielami. Wypowiedzenie wojny motorom napędowym swojego produktu może okazać się gwoździem do trumny La Liga.
🚨Pactado el retorno del fútbol por parte del Gobierno con los presidentes de LaLiga y RFEF tras la reunión del pasado sábado 👇 pic.twitter.com/GkAc3r1bpc
— Isaac Fouto (@isaacfouto) April 20, 2020
Porównując mecze hiszpańskiej ekstraklasy z angielską Premier League, odnosi się wrażenie oglądania w trybie slow motion. La Liga z roku na rok traci na swojej atrakcyjności. Coraz mniej jest meczów, które postronny kibic ogląda z zapartym tchem. W znacznej większości motorami napędowymi tych starć są Barcelona, Atletico oraz Real Madryt. Potencjalne wykluczenie tych drużyn z Primera Division sprawi, że rozgrywki te bezpowrotnie utracą swój prestiż.
W tym miejscu warto zadać sobie pytanie, kto wykupi dostęp do La Liga, żeby oglądać starcie Eibaru z Cadiz. Trzech gigantów jest dla La Liga niczym tlen. Widać to doskonale przy podziale środków z praw telewizyjnych. Wykluczając ich z rozgrywek, Javier Tebas skazuje pozostałych na niemal pewne bankructwo. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że szef LFP cieszył się bardzo dobrą reputacją wśród klubów zarówno Primera, jak i Segunda Division.
W całym tym konflikcie chęć Javier Tebasa bycia najważniejszą postacią hiszpańskiego futbolu bierze górę nad dobrem ligi. Szef LFP został pierwszym krytykiem poniekąd swoich pomysłów. A co zrobił, żeby La Liga stała się bardziej atrakcyjna? Futbol w Hiszpanii już od dawna przegrywa z pieniędzmi. Nie można mieć pretensji do klubów, które chcą zarabiać jeszcze więcej. Odpowiedzialny za to jest właśnie Tebas, mianujący się teraz obrońcą moralności. Dzisiejsze oświadczenie to zapewne nie ostatni akt jego hipokryzji. Im bliżej startu Superligi, tym dostaniemy ich więcej.