Kurczak po bawarsku. Przyszłość Pochettino pod znakiem zapytania?


Tottenham przegrywa aż 2:7 z Bayernem Monachium

2 października 2019 Kurczak po bawarsku. Przyszłość Pochettino pod znakiem zapytania?
Sang Tan

Jeszcze w 44. minucie tego spotkania niewiele zanosiło się na to, że na koniec będziemy świadkami tak wielkiego blamażu ekipy Pochettino. „Koguty” jednak całkowicie rozsypały się po zmianie stron, efektem czego mecz życia rozegrał Serge Gnabry, autor aż czterech goli. Bayern odnosi gigantyczne zwycięstwo, także marketingowe, nie po raz pierwszy zresztą demolując zespół z północnej części Londynu. Siedem bramek na własnym stadionie musi piekielnie boleć fanów „Kogutów” i zapewne coraz większa ich część zadaje sobie po cichu pytanie – czy już ostatnie tchnienie pięknego projektu Argentyńczyka?


Udostępnij na Udostępnij na

Wynik ten, choć niezwykle bolesny, jest bowiem tylko efektownym zwieńczeniem wielkiej góry problemów Tottenhamu. „Koguty” już od dłuższego czasu mocno zawodzą, a ich słaba forma sięga początków 2019 roku. Finał LM mocno przypudrował rzeczywistość w północnym Londynie, ale przed liczbami nie da się uciec. A te są dla Pochettino dramatyczne.

Pochettino wypalony?

Nic więc dziwnego, że coraz częściej mówi się w Anglii o tym, że projekt Pochettino powoli dobiega końca. Wydaje się, że szczytem możliwości tej ekipy okazał się finał Ligi Mistrzów w Madrycie i chyba był to odpowiedni moment dla Argentyńczyka, by pewien etap w karierze zakończyć. (Polecamy zajrzeć tutaj.) Tottenham nie słynie już z tak szczelnej defensywy, kilku piłkarzy zanotowało znaczny regres formy (Alli, Eriksen), a do tego sam trener coraz częściej wysyła sygnały niezadowolenia i utraty motywacji. W ostatnim wywiadzie dla angielskiego „The Guardian” mówił: – Wygranie Ligę Mistrzów było więcej niż marzeniem, a porażka była niezwykle rozczarowująca. Dzień później wziąłem pociąg do Barcelony [gdzie ma dom – red.] i czułem niemalże depresję.

Słowa te dość dobrze opisują nastrój, jaki panuje obecnie w północnym Londynie. Drużyna, która jeszcze niedawno ambitnie dotrzymywała kroku Liverpoolowi i City, dziś systematycznie przegrywa kolejne mecze. Blamaż przeciwko Bayernowi jest tylko nadzwyczaj efektownym podsumowaniem tego, z czym „Koguty” mierzą się w 2019 roku. Nie czuć już, że ta drużyna się rozwija, że idzie w dobrym kierunku. Wręcz przeciwnie, jest coraz gorzej.

Brak progresu, a nawet regres

Efektowne transfery Tottenhamu w postaci Ndombele czy Lo Celso nie zamaskowały wielu braków tej drużyny. Słabe boki obrony, brak odpowiedniego zastępcy dla Kane’a czy niejasna sytuacja Eriksena to tylko kilka problemów, które regularnie dają się Pochettino we znaki. Nie wiadomo tak naprawdę, o co Tottenham jeszcze walczy w tym sezonie. Już na tym etapie traci dziesięć punktów do pierwszego w tabeli Liverpoolu, a po dwóch meczach fazy grupowej LM ma zaledwie jedno oczko i dziewięć bramek straconych (notabene tyle samo co w Premier League). Z pucharu Ligi tez zdążyli już odpaść po rzutach karnych z czwartoligowym Colchester.

Oczywiście biorąc pod uwagę status, jaki Pochettino wypracował sobie w klubie, ewentualne decyzje o jego zwolnieniu należy podejmować z niezwykłą ostrożnością. Jednakże w dzisiejszym futbolu na najwyższym poziomie rzadko jest miejsce na sentymenty. A trudno nie odnieść wrażenia, że każdy inny menedżer na miejscu Argentyńczyka byłby już spakowany i gotowy do odejścia.

47-latek narzekał ostatnio na to, że transferowy szum nie pozwala jego drużynie w całości skupić się na futbolu. Cóż, okienko jest już za nami od jakiegoś czasu, a poprawy nie widać. Mimo dobrej pierwszej połowy tego meczu, po zmianie stron piłkarze Tottenhamu zaprezentowali się wręcz niegodnie. Można przegrać z Bayernem, w końcu to klasowa drużyna, jednakże styl, w jakim sprawiono im lanie, z jaką łatwością rywale zdobywali kolejne bramki, musi zapalać w Londynie gigantyczną czerwoną lampę ostrzegawczą.

Gnabry i Lewandowski bez litości

Nie mówmy jednak tylko o przegranych i poświęćmy kilka akapitów wielkim zwycięzcom. To był prawdziwy popis skuteczności niemieckiej ekipy. Bayern oddał na bramkę Llorisa „zaledwie” 11 strzałów, z czego aż siedem z nich pokonało francuskiego golkipera. I trzeba przyznać, niewiele można mu zarzucić, gdyż zarówno Gnabry, jak i reprezentant Polski strzelali czasem z naprawdę trudnych pozycji. W końcu według statystyki Expected Goals Bayern powinien zdobyć tylko 1,36 gola.

I o ile można było zakładać, że Robert (z pewnością obecnie najlepszy napastnik na świecie) przełoży swoją wybitną formę z Bundesligi na Ligę Mistrzów, o tyle tak znakomitego meczu Gnabry’ego nie spodziewał się pewnie nawet sam zawodnik.

Niemiecki skrzydłowy raz za razem demolował defensywę Tottenhamu, a jego ofensywne rajdy będą się Alderweireldowi śnić jeszcze przez długi czas. Kibice Arsenalu musieli obserwować ten występ z mieszanymi odczuciami. Z jednej strony miło im było oglądać taką katastrofę derbowego rywala, ale z drugiej mogą pluć sobie w brodę, że ich klub tak łatwo oddał Gnabry’ego do Werderu Brema. Zamiast tego na Emirates trafił przecież Nicholas Pepe za kwotę o 75 mln euro większą. Dziś 24-latek jest motorem napędowym ekipy Kovaca i piłkarzem, którego współpraca z Lewandowskim rozwija się coraz lepiej.

Rozpalone nadzieje Bayernu

Wydaje się, że to piorunujące zwycięstwo na dobre odegna wszelkie czarne chmury znad głowy Niko Kovaca. Chorwat, który ledwo zachował swoją posadę po poprzednim sezonie, w tej kampanii zbudował drużynę znacznie silniejszą. I nie chodzi tu tylko o jak dotąd znakomite transfery w postaci Coutinho, Perisica czy Lucasa Hernandeza. Bayern wreszcie wydobył ze swoich graczy odpowiedni potencjał. To, że Robert Lewandowski jest maszyną, wiedzieliśmy już od dawna, jednak nie mówimy tu tylko o Polaku.

Znakomity mecz rozegrali dziś bowiem Joshua Kimmich czy Thiago Alcantara, którego wejście w przerwie meczu całkowicie odmieniło jego przebieg. Hiszpan dzielił i rządził w środku pola i udowodnił, że w pełni zdrowia jest pomocnikiem klasy światowej. Wystarczy tylko spojrzeć na to fenomenalne podanie przy bramce Gnabry’ego na 2:5.

Można odnieść wrażenie, że Bayern wreszcie zdobył właściwy balans w zespole. Kadra jest odpowiednio zrównoważona, a piłkarze trafili z formą piłkarską i fizyczną. Jeśli „Bawarczycy” utrzymają taką grę na kluczowe mecze sezonu, to kto wie. Być może powtórzą swój wynik złotej drużyny Juppa Heynckesa z sezonu 2013/2014 i sięgną po uszate trofeum.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze